"Nadpływa rzeka... Rzeka śmierci. Martwi tańczą, piekło śpiewa..."
Uchyliłam, ogromne wrota do pomieszczenia na dnie posiadłości, w którym aktualnie panowała czerń. Jasne światło z korytarza oświetliło małej wielkości pokój. Tona kurzu unosiła się na tak wielkiej wysokości, jakby w tych czterech ścianach, nie było sprzątane od wieków. Oprócz niego w powietrzu, unosił się smród szczątek. Podeszłam bliżej, widząc mój jedyny promyk nadziei, przed nagłą śmiercią. Stałam przed gnijącym bladym ciałem, człowieka o długich ciemnych włosach. Który był ubrany w czarny kaftan bezpieczeństwa. Musiał być okropną bestią, gdyż mimo starego stroju z zabezpieczeniem był przybity do ściany gwoździami. Do tej pory pamiętałam słowa bliskiej mi osoby. "Tam leży jeden z owoców rodziny Hellsing. To, co zobaczysz, wewnątrz Cię ochroni...". Przez chwile zaczęłam wątpić w te słowa. Za nim się obejrzałam do tego miejsca, przybył, lekko chichoczący, mężczyzna z naładowanym pistoletem. Bez pohamowania wykrzyknął, jednocześnie przyciskając spust.
-Znalazłem Cię Fraulein!- obróciłam się, obrywając kulą w prawie ramie. Złapałam się za nie, przez przeszywający ból. Mój oprawca, a zarazem członek rodziny, ruszył kilka kroków w moją stronę. Do tej pory nie mógł się pogodzić z ty, że nie on został spadkobiercą. Wizja go jako głowy rodziny, tak bardzo go ekscytowała, że bez cienia zastanowienia, przybliżył spluwę, do mego czoła. Ja początkowo pochłonięta złością, spuściłam powieki w dół, jakby godząc się z przeznaczonym mi losem. Zza pleców, usłyszałam dźwięk parowania i poczułam czyiś ciepły oddech, wywołujący u mnie ciarki. Mężczyzna stojący na wprost mnie zalał zimny pot. Jego źrenice powiększyły się, a ciało odmawiało posłuszeństwa. Próbował coś z siebie wydusić, bez skutecznie. Humanoidalne stworzenie zlizywało resztki krwi z podłogi, która poleciała tam pod wpływem, wcześniejszego strzału. Z każdym kolejnym jego ruchem, przybite wcześniej gwoździe, jak gdyby nigdy nic, wylatywały po kolei ze ściany. Powoli, umożliwiając większą swobodę ruchu bestii. Jej sina skóra regenerowała się z niesamowitą prędkością. Gnijąca wcześniej twarz, teraz ukazywała, szyderczy uśmiech, pokazujący lekko ubabrane kły, z czego wszystko uwydatniały świecące w ciemności, czerwone oczy.
-To ciało! Ciało się!- próbował krzyknąć napastnik. Non stop urywając, gdzieniegdzie słowa. Ciało ruszyło się gwałtownie, rozrywając ciążące na nim łańcuchy. Nie mogłam wtedy uwierzyć, co się tak naprawdę, przede mną dzieje. Najpierw uciekam, przed rychłą śmiercią, a chwile później spotykam potwora, żywcem wyjętego z klasyki amerykańskiej powieści grozy.
Kilka lat później.
Ghule znikały jeden po drugim. Ścieżka chwile wcześniej nimi wypełniona stawała się brudna od upadających, dookoła szczątek, gdy kolejne, coraz kolejne strzały, przebijały ich wnętrzności. Wampir jak każdy inny napotkany na mej drodze został sparaliżowany strachem. Po chwili podjął próbę ucieczki. Nędzna kreatura oddalała się coraz dalej, a jej "mała armia" powoli ginęła, pozostawiając tylko jego w zasięgu mego wzroku. Był niczym. Bez życia, bez duszy. Tak samo, jak ja był tym, którego nienawidzi i boi sięwiększość ludzi, a mimo tego biegł, upadając nie raz na ziemie. Okazywał ludzki strach, nie mając do tego prawa. Okrzykiwał mnie potworem, będąc nim samym, lecz nie widział jednej widocznej różnicy. Nie spotkał on, żadnego potwora, tylko okropną krwiopijcom bestie. Próbującą wymazać jego własne istnienie. Runął ostatni raz, kiedy strzał dosięgną jego ciało. I wymazał go, na stałe z kart historii. Ironiom losu, nieśmiertelny umarł. Zginął dla lepszego jutra.
Po obejrzeniu całego stworzonego przeze mnie pobojowiska. Robiłem to, co zawsze. Wykonywałem coraz to kolejne zlecenia na zabójstwa swoich po bratańców. Wykonywałem rozkazy mojej mistrzyni, głowy całej organizacji. Dopóki robiłem to, co mi rozkazała miałem jasny cel swej egzystencji, nie mógłbym nazwać tego życiem, gdyż ono się kiedyś kończy.
Krok po kroku, zapominając o całym zajściu sprzed chwili, wracałem do posiadłości.
Ciemna postura pojawiła się w rogu mego pokoju. Ubrana na czerwono postać regenerowała ostatnie rany.
-Jakoś bardzo Ci się nie spieszyło- powiedziałam spokojnym głosem. Jednocześnie wypalając, rozpoczęte cygaro. Pomarańczowe okulary połyskiwały w świetle księżyca, a istota mogąca je nosić jedynie przytaknęła i poszerzyła szyderczy uśmiech mogący wprawić niejedną osobę w zaniepokojenie. Wampir podszedł i uklęknął na jedno kolano. Przybliżyłam prawą dłoń do jego twarzy i poczułam ostre kły powoli wbijające się w mą rękę. Jednak to było ostatnią rzeczą, jaką pamiętam z rozsypanych kawałków mej pamięci z wczorajszego dnia. Obudziłam się rano w moim posłaniu ze śladami ugryzienia na dłoni. Prawdopodobnie zemdlałam od utraty zbyt dużej ilości czerwonej cieczy. Powoli wstałam, złapałam się za obolałą głowę i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Alucard zniknął bez żadnego widocznego śladu. Nie mogąc dłużej leżeć, ubrałam się, wypaliłam koleją dawkę tytoniu i zrobiłam wszystkie potrzebne mi rzeczy, po czym udałam się do mego biura.
Zapukawszy do pomieszczenia, starszy kamerdyner, uchylił lekko drzwi. Podszedł kilka kroków do przodu, po czym powiedział głosem niewyrażającym żadnych uczuć.
-Pani Integro ma pani gości.- jednocześnie po wypowiedzeniu, danych słów za ciemnowłosym starcem, pojawiły się sylwetki dwojga mężczyzn. Jeden trochę pulchny, elegancko ubrany jegomość, a drugi zdecydowanie chudszy. Wsłuchiwałam się w z początku, jednostronny monolog, obojga dorosłych. Sprawa, jak sprawa w okolicy pojawił się kolejny wampir. Zapaliłam cygaro, dalej słuchając, małej grupy niedowiarków, którzy, gdy usłyszeli, wypowiedź o krwiopijcy, uznali to za najzwyklejszy żart. Uzgodniłam z nimi wszystko, próbując powiedzieć całość wiarygodnie. To jest zazwyczaj największym problemem, nikt z początku nie chce uwierzyć.
Od autorki:
Na to przede wszystkim gratuluje Ci Roksy335 za zwycięstwo w zakładzie. Teraz będę musiała to pisać... ;0 Od razu mówię, że nie mam na to większego pomysłu, więc na początek taki prolog, wprowadzenie. No to wszystko pozdrawiam fanów Alutegra'y.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top