1. Walka wciąż trwa


Lata później znów znajdujemy się przed tym samym domkiem, co pamiętnego wieczoru. Jednak atmosfera jest już zupełnie inna. Nie słychać radosnych śmiechów dzieci, a zamiast tego w powietrzu można wyczuć strach, lęk, napięcie, ale i wolę walki. Huśtawką zawieszoną na drzewie, delikatnie rusza już tylko wiatr, sprawiając wrażenie, jakby to duchy przodków dawały o sobie znać. Nie widać porozrzucanych zabawek, w oknach nie ma doniczek z kwiatami. Jest już późny wieczór, niedługo ma nastać godzina policyjna. Większość sąsiednich domów jest opuszczonych, ludzie wyjechali do rodziny czy za granicę, byle jak najdalej od codziennego piekła.

W ciszy rozległo się delikatne skrzypienie bramki przy ogrodzeniu i już po chwili ciemna postać przemierzała drogę przez trawnik, dyskretnie oglądając się wokół siebie, by po chwili zapukać czterokrotnie w drewniane drzwi. Z ciemności mieszkania wychyliła się postać kobiety. Nie była jeszcze tak stara, miała może trochę ponad pięćdziesiąt lat, jednak zmarszczki pojawiające się z nerwów i strachu, skutecznie tuszowały ten efekt. Kobieta na widok przybysza odetchnęła lekko z ulgą, po czym z delikatnym uśmiechem wpuściła go do środka.

Młody mężczyzna, jak się okazało, zdjął płaszcz i okrycie głowy, a następnie udał się w stronę kuchni, gdzie na stole czekał już na niego kubek z gorącą herbatą. Czarne włosy były starannie ułożone, a oczy tego samego koloru uważnie wpatrywały się w zmęczoną twarz matki. Na wąskich ustach pojawił się grymas niezadowolenia i złości, a po chwili wyszły z nich słowa.

- Dzisiaj zawinęli dwójkę naszych na Szucha. Antka i Michała.

Kazimiera przypatrywała się mu chwilę ze zmartwieniem. Widać było, że jest zmęczony, ale oczy świeciły mu determinacją.

- Synku, musicie się tak narażać? Wojna trwa już trzy lata i jej końca nawet nie widać. Ilu jeszcze zginie, jaki w tym sens?

- Pierwsza wojna się skończyła, ta również kiedyś musi. A z resztą, nawet jeśli nie, to my się nie poddamy. Pamiętasz, co mówił ojciec? To właśnie po to walczymy, musimy bronić naszych wartości. Nawet jeśli przez to zginiemy, nawet jeśli kiedyś świat o nas zapomni. Ktoś musi bronić naszego Honoru, Ojczyzny i Prawdy.

Usta kobiety blado się uśmiechnęły.

- I tym kimś musisz być ty?

- Znasz odpowiedź na to pytanie, matko. Nadal nie chcesz bym cię zawiózł do Rzucowa? Chłopaki pomogliby nam wszystko załatwić, a ludzie mówią, że tam spokojniej.

Jego rodzicielka twardo pokręciła głową.

- Moje miejsce jest przy tobie. Miejsce matki jest przy dziecku, ewentualnie przy wnukach. A ponieważ tobie do ożenku nie śpieszno, nie mam innego wyjścia. - I pokręciła głową, nie mogąc zrozumieć jak taki przystojny chłopiec może nie mieć dziewczyny.

- Mamo - chłopak pokręcił głową z niedowierzaniem. - Już tyle razy ci tłumaczyłem, nie chcę na siłę szukać żony. Jeśli to będzie ta jedyna, poczuję to. Nie ma sensu gonić wiatru, nie złapię go gołymi rękami. A teraz wybacz, ale idę się położyć. Jestem zmęczony, a jutro muszę wstać z samego rana. Czy i ty idziesz już spać?

- Nie, ja tu sobie jeszcze trochę posiedzę. Idź śmiało, dam sobie radę.

A kiedy jego sylwetka zniknęła za drzwiami, z ust kobiety dało się słyszeć ciche słowa, które kierowała jakby do siebie, jakby do kogoś innego.

- Patrzcie państwo, chłopak, co się żenić boi! Już ja swoje wiem, to jego wzbranianie się przed dziewczynami wynika ze strachu przed założeniem rodziny. Że też taki ładny chłopiec ustatkować się nie może. Może by tak do Jasi z Deszczowej jutro zagadać... Siostrzenica jej w wieku Jurka, razem w piaskownicy się bawili i niebrzydka przecie. Jedynie lekkomyślna czasem, ale to się da naprawić. W końcu nie od dziś wiadomo, iż lepiej swoją przyszłą żonę znać. Tylko jak tu spokojnie mieliby żyć pośród tych kul wroga... Oj, daj Boże, by ta wojna się już skończyła.

Po tych słowach Kazimiera wstała od stołu i udała się na spoczynek, kręcąc po drodze głową z niedowierzania.

***

Następnego dnia, gdy kobieta wstała, jej syna już nie było, a na stole obok śniadania leżała kartka.

Mamo,

Musiałem wyjść z samego rana i wrócę pewnie wieczorem. Dzisiaj będzie prawdopodobnie spokojniej, bo Niemcy mają w centrum miasta jakąś ważną defiladę, także raczej nie będą się kłopotać nami. Jednak nie trać czujności i uważaj tak jak zawsze. Zakupy zrobiłem, kury nakarmione i mam nadzieję, że chleb z marmoladą na śniadanie będzie ci smakował. Spal ten list od razu po przeczytaniu.

Jurek

- Oh, synku... Czy nadejdzie dzień, w którym nie będę się o ciebie lękać? - powiedziała do siebie.

Zgodnie z poleceniem spaliła wiadomość i udała się zrobić pranie.

Tymczasem Jerzy przemierzał ulice Warszawy, by dotrzeć do transportu, którym przeważnie dostawał się na spotkanie. Za każdym razem był uważny, bez tego nie przeżyłby w tych czasach nawet sekundy. Zawsze zacierał po sobie ślady, przez co szybko stał się doceniony przez dowództwo. Koledzy z AK często mówili, że jest nieuchwytny jak wiatr.

Stanął przed drzwiami dużej pseudo piekarni i szybko wślizgnął się do środka. W spokojnym tempie przemierzał kolejne pomieszczenia, po drodze zamieniając kilka zdań z właścicielem, tak jak gdyby był zwykłym pracownikiem. Z racji tego, że w tych czasach nie można było nikomu ufać, staruszek powiedział, że w ten sposób będzie bezpieczniej. Chłopak nadal chciał zobaczyć miny Niemców na wieści tego, że ten uroczy starszy pan współpracuje z Podziemiem i do tej pory nikt się tego nie domyślał.

Wkroczył do jednego z pomieszczeń, gdzie stał wóz do przewożenia mąki. Zagwizdał melodię, a po chwili spod przykrytej plandeki usłyszał odpowiedź w rytmie jednego z utworów Chopina.

- Czyli wszyscy są - mruknął do siebie ledwo słyszalnie.

Wsiadł za kierownicę i niczym najprawdziwszy dostawca mąki, wyjechał z budynku. Przemierzali ulice miasta, po drodze mijając ludzi idących do pracy i przejeżdżające samochody. W powietrzu od razu czuć było strach, którym wróg tak bardzo uwielbiał się delektować. Ludzie starali się żyć normalnie, ale każdy był świadomy jak bardzo ich definicja normalności odbiegała od tej prawdziwej. Gdzieś w oknie jednej z kamienic widać było głowę kobiety, wieszającej pranie na sznurku zakończonym po drugiej stronie, naprzeciwko innego budynku. Jakieś małżeństwo spacerowało po chodniku, a w oddali widać było młodego chłopca roznoszącego gazety. Widząc tych wszystkich ludzi, Szypowski nieraz zastanawiał się, ile to jeszcze potrwa. Ile dzieci straci jeszcze swoich rodziców, ilu stąd wyjedzie, ile jeszcze niewinni ludzie będą musieli cierpieć?

Droga przebiegła bez niespodzianek, jak zawsze kilkanaście minut jazdy i zbliżali się do celu. Zatrzymali się przed wielkim magazynem, który mimo że sprawiał wrażenie, jakby wciąż pracował, był opustoszały od kilku lat. Wokoło nie było zbyt wiele domów, miejsce znajdowało się na uboczu. Czarnowłosy wychylił się zza kierownicy i krzyknął:

- Świeża dostawa mąki!

Ogromne drzwi zaskrzypiały i otworzyły się, zapraszając do środka. Samochód wjechał, po czym te zaraz się zamknęły. Jerzy wysiadł, a zaraz po nim kilkoro chłopaków spod plandeki, z którymi zawsze jeździł.

- Wszyscy już są? Świetnie, możemy zaczynać - powiedział dowódca AK Grupy ,,Północ''.- Na początek, próbowaliśmy wymyślić sposób odbicia Antka i Michała. Bezskutecznie. Nasz informator potwierdza, że nadal znajdują się na Szucha, ale jedyny sposób by ich odzyskać, to napadnięcie na wóz, który przewoziłby ich na Pawiak. Niestety póki co się na to nie zanosi.

- Musi być jakiś inny sposób - odezwał się Piotrek.

Jurek nie dziwił się, że chłopak jest zdeterminowany, Antek był jego najlepszym przyjacielem, wychowywali się w tej samej dzielnicy.

- Sprawdziliśmy. Nie mamy wyjścia, musimy czekać na przewóz. Chyba, że chcesz napaść na budynek, co jest bezdyskusyjną misją samobójczą. Nie uratujemy nikogo, a przy okazji sami zginiemy.

Nie było innego wyjścia, spotkanie trwało dalej, ale każdy miał z tyłu głowy obraz, w którym dwójka ich towarzyszy przechodzi w tym momencie brutalne przesłuchania, podczas gdy oni nie wiedzą jak im pomóc.

Po zakończonym zgromadzeniu jeden z dowódców zatrzymał jeszcze na chwilę Jurka.

- ,,Bolek'' - zwrócił się do niego pseudonimem – chciałbym, abyś został na zaprzysiężeniu nowego żołnierza.

- Oczywiście.

Kilka minut później stał już przy kapitanie, a przed nimi znajdowała się młoda dziewczyna. Brązowe włosy, niebieskie oczy, nie wyglądała na starszą od chłopaka. Na jej twarzy widoczna była determinacja, jak u wszystkich rekrutów.

- Wybrałaś pseudonim?

- Słowik.

- Dobrze, powtarzaj za mną słowa przysięgi .- Mężczyzna trzymał w rękach Pismo Święte, na którym dziewczyna położyła jedną dłoń, zaś drugą uniosła w górze. - W obliczu Boga i Rzeczpospolitej Polskiej przysięgam być wierna mej ojczyźnie, stać nieugięcie na straży jej honoru i o jej wolność walczyć ze wszystkich sił, aż do ofiary życia mego. Tak mi dopomóż Bóg.

Kapitan wrócił na swoje miejsce, a dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Tu przypadała kolej Jurka, który miał za zadanie objaśnić jej najważniejsze kwestie.

- Od dziś jesteś żołnierzem Armii Polskiej, zdrada karana będzie śmiercią, podlegasz rozkazom wyższym, a twoim bezpośrednim dowódcą jest porucznik Stefan i tylko przez niego masz się kontaktować. Jakieś pytania?

Gdy nastała cisza, odezwał się porucznik.

- W takim razie to wszystko. ,,Bolek'' cię odprowadzi.

Szepnął jeszcze na ucho czarnowłosemu, że dzisiaj wóz do piekarni odwiezie ktoś inny. Chłopak kiwnął głową i nakazał ruchem ręki iść dziewczynie przed nim. Jednak już po paru krokach zrównali, a on nie mogąc wytrzymać w ciszy postanowił zagadać.

- Więc? Co taka piękna dziewczyna robi w takim miejscu?

Ta wzruszyła ramionami.

- Zapewne to, co wszyscy. W trzydziestym dziewiątym, kiedy to się zaczęło, miałam iść na studia. Już od jakiegoś czasu chciałam dołączyć, a teraz nic mnie już nie trzyma. - Widząc jego niezrozumiały wzrok, dodała. - Matka zmarła przy moim porodzie, ojciec zginął rok temu podczas łapanki, nie mam rodzeństwa ani innej rodziny. Nikt już po mnie nie zapłacze, a tak przysłużę się chociaż ojczyźnie. A pan?

- Ja miałem iść na drugi rok studiów. Mam tylko matkę, ojciec zginął w wypadku jak byłem mały. Praktycznie go nie pamiętam, tylko jakieś mgliste wspomnienia. Jednak wiem, że zawsze mi mówił, by walczyć o Honor, Ojczyznę i Prawdę, więc właśnie to teraz robię. I proszę, nie żaden ,,pan''. Wychodzi na to, że jestem od ciebie tylko rok starszy. Jurek jestem. - Po tych słowach wystawił dłoń.

- Zuzanna - odpowiedziała i ją ujęła.

***

Tego wieczoru siedząc z matką przy stole, Jerzy postanowił o coś zapytać.

- Mamo? Jak się właściwie poznaliście z tatą?

Kobieta spojrzała na niego zaskoczona tym pytaniem, ale zaraz lekko się uśmiechnęła i zatopiwszy się we wspomnieniach, zaczęła opowiadać.

- Mieszkaliśmy w dość oddalonych od siebie wioskach, a ja chyba od zawsze za dużo marzyłam. Obok mojego rodzinnego domu znajdowała się rzeka, a nad nią mały most. Pewnego razu, przechodząc po nim znów za bardzo się zamyśliłam, straciłam równowagę i byłabym wpadła do wody, gdyby czyjeś ręce nie chwyciły mnie w porę. To były dłonie Antka. Od razu mnie zafascynował, było w nim coś niezwykłego. Pamiętam, że spędziliśmy razem sporo czasu, rozmawiając na tym mostku. Umówiliśmy się potem na dwudziestego sierpnia tysiąc dziewięćset czternastego roku, ale trzy dni wcześniej zaczęła się wojna na naszych terenach. Front przebiegał przez nasze wioski. Zawładnęło mną przerażenie, siedziałam skulona w moim pokoju, bojąc się wyjrzeć przez okno. Byłam pewna, że więcej się nie zobaczymy, ale on zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Przedarł się przez front, by się ze mną zobaczyć. Stanął wtedy w drzwiach mojego pokoju i uspokajał przez dłuższy czas. Wtedy Mietek- mój brat, który nie był do niego przekonany od chwili, gdy tylko mu o nim powiedziałam, stwierdził: ,,Kazia, on rzeczywiście jest niezwykły. Nie każ mu długo czekać, drugiego takiego nie znajdziesz.'' Miał rację. Antek był wyjątkowy i zdaje się, że przekazał to tobie w genach.

Jurek słuchał tego ze łzami w oczach. Jego ojciec był niezwykłym człowiekiem, teraz miał tego najprawdziwszy dowód.


Witam,

Tak, wypadek ojca Jurka to był czysty przypadek, żadnych niecnych planów. Cóż, założę się, że i tak nie każdy w to uwierzy.

Przysięgam, że to będzie krótkie opowiadanie, kilka rozdziałów, mówię wam.

Jakieś pytania?

Ja uciekam, pies domaga się spaceru.

Miłego weekendu, jeszcze tylko trzynaście tygodni, licząc od przyszłego poniedziałku. Damy radę!

Do zobaczenia❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top