Pansy [Miniaturka 30]

Czuła się słabo.

Już od dawna nie potrafiła spać. Bała się zamknąć oczy i najzwyczajniej w świecie zasnąć. Zawsze bała się, że już nie będzie jej dane się przebudzić. Że kiedy zaśnie, stanie się coś strasznego, coś przez by już nie żyła. Zapadanie w sen było dla niej udręką. Faszerowała się eliksirami na pobudzenie, a w akcie desperacji sięgnęła nawet po mugolskie energetyki.

Tak strasznie się bała. Gdy tylko zamykała oczy, widziała twarze martwych ludzi. I pomimo, że tak bardzo chciała o tym zapomnieć, nie była w stanie czegoś z tym zrobić. Mogłaby użyć prostego Obliviate i wszystko zaczęłoby się od nowa. Nie pamiętałaby już. Ale jaki byłby w tym sens? Czy warto? Wolała zadawać sobie ból wspomnieniami. Musiała ponieść konsekwencje za swoje czyny.

Gdy była mała, rodzice się nią nie zajmowali. Jedyną bliską jej osobą była jej babcia. To z nią zawdzięczała resztkę rozsądku który miała. Bez niej na pewno byłaby kimś gorszym. Pamiętała jak dzień przed jej śmiercią, szepnęła do ucha swojej wnuczki: "Życie jest krótkie kwiatuszku, żyj swoim życiem". To były ostanie słowa kobiety.

Od tamtej pory starała się trzymać tej myśli. Mimo, że miała wtedy tylko siedem lat, słowa kobiety na zawsze pozostaną w jej sercu. Niestety, nawet kiedy dziewczyna starała się tak żyć, jej rodzice mieli nad jej życiem wielką władzę. Nawet nie pamięta kiedy, stanęła obok Dracon'a Malfoy i Blaise'a Zabini, żeby tej właśnie trójce stworzyć odrażający znak. Pamiętała jak płakała, błaga swoich rodziców o łasce. Ale żadne nie słuchało prośby córki.

Kiedy wojna dobiegła końca, a ona przerażona sama oddała się w ręce aurorów. NIe protestowała, kiedy wrzucili ją do pierwszego lepszego lochu. Wiedziała, że na to zasłużyła. Powinna bardziej postawić się rodziców, uciec kiedy jeszcze była dla niej szansa... Nie rozumiała dlaczego po dwóch dniach została wypuszczona. Dlaczego Potter składając zeznania stwierdził, że była po stronie Voldemorta nie ze swojej woli. Dlaczego po tylu latach nienawiści, on okazał jej łaskę? Mógł przecież bardzo dobrze zostawić ją w tym gnijącym lochu.

Zamiast tego zaszyła się w domu. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz widziała promienie słoneczne. Żaluzje od jej mieszkania były cały czas zamknięte. Nie pamietała, kiedy ostatni raz oddychała świeżym powietrzem. Okien nie otwierała od miesięcy, a o wyjściu nie było mowy. Co jakiś czas wpadał tutaj Malfoy, albo Zabini, a jeszcze rzadziej Potter. Inaczej nie miała żadnego kontaktu z ludźmi. Nie pamiętała, kiedy ostatnio coś jadła. Wolała głodzić się myśląc, że tak odkupi swoje winy.

Była już tym wszystkim zmęczona. Przerażona. Bała się. Cholernie się bała. Ale kiedy ostrze dotknęło jej skóry... poczuła błogi spokój. Jakby wszystko powoli odchodziło w nie pamięć. Już dawno się tak nie czuła. Zapragnęła się tak czuć do końca. Kontynuowała wbijanie ostrza w swoją skórę.

W proroku codziennym panował kompletny chaos. Tysiące nowych wydawać drukowało się co minutę, by za chwilę zostać wysłanym do magicznych i niemagicznych rodzin. Tytuł proroka mówił sam za siebie: PANSY PARKINSON I JEJ NIEMAGICZNA ŚMIERĆ.

———————
Mam wrażenie, ze ta miniaturka jest zła.
Nie wiem co we mnie wstąpiło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top