Nigdy nie... [Miniaturka 19]
"Chociaż minęło już prawie dwadzieścia lat, w pewnym sensie nigdy nie przestałam go kochać." - "Kochaj" Regina Brett
Dzisiaj odbywała się w Hogwarcie uroczystość z okazji dziesiątej rocznicy drugiej Bitwy o Hogwart. Tak jak każdego poranka wstałam o szóstej, nie budząc mojego męża. Udałam się do kuchni z zamiarem przygotowania porannej kawy. Najchętniej w ogóle dzisiaj bym się nie budziła. Mogłabym zostać w łóżku i przeleżeć calutki dzień.
Kiedy woda gotowała się w czajniku, zaczęłam przygotowywać powoli śniadanie dla naszej czwórki: Rona, Rose i Scorpiusa. Po chwili stół pełen pyszności czekał na resztę rodziny. Ja w tym czasie złapałam moją kawę i udałam się do ogrodu. Znajdowała się tam mała altanka, uwielbiałam w niej przesiadywać zwłaszcza na zapierający dech w piersiach widok. Codziennie odkąd tutaj mieszkamy, nie ma poranka w którym nie siedziałabym w Altance. Nawet jeżeli pada deszcz lub śnieg!
Nie mam pojęcia kiedy czas minął, ale usłyszałam jak ktoś się do mnie zbliża. Odwróciłam się w stronę "intruza". Był to mój mały synek... w sumie już nie taki mały. Dziesięcioletni chłopczyk stawał się coraz bardziej podobny do Ojca... Miał jego posturę, jego rysy twarzy, nawet podobnie się zachowywał. Na szczęście nie był aż tak bardzo do niego podobny z wyglądu. Miał moje brązowe włosy i mój mały nosek, jedyne co się różniło to jego oczy. Błękitno-szare. Takie jak jego biologicznego ojca. Nikt nie wie kim on jest, wszyscy myślą, że to syn mój i Rona. Nie trudno było wszystkim wcisnąć kit, że moi dziadkowie mieli oboje błękitne oczy i właśnie w ten sposób Scorpius je odziedziczył. Kompletna bzdura. Wszyscy w mojej rodzinie mieli czekoladowe oczy. Ale nie miałam na tyle odwagi, by się przyznać... zwłaszcza kiedy go już nie ma.
- Mamusiu? - powiedział do mnie tym swoim pięknym głosem, tak bardzo mi go przypominał. - Wszyscy na ciebie czekamy! Rose, tata i Ja!
- Oj... kompletnie zapomniałam! - złapałam Scorpius za rękę i razem weszliśmy do domu. Ron przywitał mnie buziakiem w policzek. - No to możemy jeść. - uśmiechnęłam się. Wzięłam trzyletnią Rose na kolana i wspólnie zaczęliśmy jeść śniadanie.
- Na którą jest zebranie w Hogwarcie? - zapytał się rudowłosy. - Wiesz może czy Harry i Ginny też będą?
- Ceremonia zaczyna się o 9, także po śniadaniu musimy zacząć się szykować. - stwierdziłam spoglądając na zegar, przesiedziałam na dworze praktycznie półtora godziny. - Ron, jak Harry i Ginny nie mogliby się zjawić? No proszę cię... - powiedziałam zażenowana jego głupim pytaniem, na co mała rudowłosa dziewczynka się zaśmiała.
Po śniadaniu wszyscy wzięliśmy się za przygotowania. Chłopacy poradzili sobie sami, ja oczywiście najpierw ubrałam moją małą księżniczkę. Miała na sobie piękną zieloną sukieneczkę, czego Ron oczywiście za bardzo nie pochwalił stwierdzając, że wygląda za bardzo "ślizgońsko". Po tej uwadze, powiedział mu żeby zajął się małą a ja w tym czasie się przygotuję. Po kilku minutach byłam gotowa. Miałam na sobie długą czarną sukienkę. Co roku ubierałam czarną sukienkę. Może dla innych był to dzień szczęśliwy, dla mnie również ale coś sprawiało, że nie mogłam być w ten dzień szczęśliwa. I bardzo dobrze wiem co...
- Hermiona długo jeszcze? Musimy już wychodzić! - usłyszałam wołanie Rona z dołu. Spojrzałam na siebie po raz ostatni zapinając kolczyki. Zeszłam na dół i pierwsze co usłyszałam to... - Znowu czarna sukienka? Nie uważasz, że kiedyś należało by włożyć coś kolorowego? Przecież to szczęśliwy dzień.
- Masz rację. - odpowiedziałam. Tylko, że on nie wiedział dlaczego noszę czarną sukienkę.
- Ja uważam, że wyglądasz pięknie mamusiu. - usłyszałam głos mojego chłopczyki. Uśmiechnęłam się do niego i złapałam za rączkę, by się teleportować. Wszyscy poczuliśmy szarpnięcie w okolicach pępka i już po paru sekundach staliśmy przed Hogwartem. Nie wierzę, że już za niecały rok mój chłopiec tam pójdzie... Skierowaliśmy się do Wielkiej Sali, po drodze spotykając wielu starych znajomych. Miło było spotkać tak wszystkich po długim czasie. Oczywiście Potterów nie musieliśmy nawet szukać, kiedy tylko Harry wszedł do Wielkiej Sali wszyscy rzucili się w jego stronę, by się przywitać. W ten sposób Harry został sam a do nas doszła Ginny razem z Jamesem i Albusem.
- Cześć Wujku! Cześć Ciociu! - powiedziało rodzeństwo w tym samym czasie, od razu porwali ze Scorpiusa i Rose. Ginny przywitała się z bratem, a potem ze mną.
- I jak tam się miewa najmłodszy członek rodziny? - zapytałam dotykając już mocno zaokrąglonego brzucha przyjaciółki. Po dłuższym czasie Harry nareszcie do nas dołączył, przepraszając za jego niechcianą nieobecność. - Nie ma sprawy Harry, takie życie wybrańca. - zażartowałam. Później pojawiła się McGonagall i wypowiedziała długie, a nawet bardzo długie, przemówienie. Opowiadała o wojnie i na końcu podziękowała wszystkim za to co zrobili podczas Bitwy. Po przemówieniu rozpoczęła się uczta, także było wielkie zamieszanie! Wszyscy przechodzili ze stolika do stolika, żeby porozmawiać i powspominać stare czasy! W tym całym zamieszaniu udało mi się znaleźć chwilę, by się wymknąć.
Ruszyłam w stronę zakazanego lasu, na polanie która znajdowała się obok został stworzony cmentarz, na którym zostały pochowani bohaterzy którzy zmarli podczas bitwy. Nie zajęło mi długo, by znaleźć miejsce które szukałam. Usiadłam na ławeczce spoglądając na nagrobek.
Draco Malfoy
2 maj 1998
Pamiętam jak długo walczyłam w ministerstwie, żeby Malfoy uznany był za bohatera tej bitwy. Mało osób wiedziało, że działał jako szpieg dla Zakonu Feniksa... tak naprawdę wiedziały o tym trzy osoby: Dumbledore, Snape i Ja. Także bo bitwie tylko ja mogłam to potwierdzić. Przez ponad rok musiałam pracować z Malfoyem. Na początku obojgu nam się to nie podobało, ale doszliśmy do wniosku, że robimy to w ważnej sprawie. A potem? Sama nie wiem co się stało. Nie wiem kiedy mur pomiędzy nami się załamał. Nie wiem kiedy zaczęłam na niego patrzeć jak na przyjaciela, a tym bardziej jak na kogoś kogo mogłabym... kochać? Ale stało się. I żadne z nas nie zauważyło kiedy. Podczas jednego z pojedynków podczas bitwy różdżka wypadła mi z rąk, śmiercionośne zaklęcie leciało w moją stronę. Byłam na to gotowa, ale nie spodziewałam się... nie spodziewałam się, że Dracon stanie pomiędzy mną a zaklęciem.
Co roku stojąc nad jego grobem opowiadam mu o Scorpiusie. O tym jak dorasta i jak bardzo jest do niego podobny. I zawsze czuję ten błogi spokój, jakby on stał przy mnie i przytulał, również chłonąc historie o życiu swojego syna. Tak, Scorpius jest synem moim i Dracona. Dowiedziałam się o tym po wojnie. Tak i teraz czułam się bezpieczna i spokojna. Mogłam mu wszystko powiedzieć.
- Tęsknie za tobą. - szepnęłam. Jedna łza spłynęła po moim policzku. Kochałam moją rodzinę. Kochałam Rona. Ale Dracona również kochałam. I chociaż minęło już dziesięć lat, w pewnym sensie nigdy nie przestałam go kochać.
———————
Nie mam pojecia, kiedy ostatni raz napisałam taka długa miniaturkę!
Naprawdę minęły chyba wieki!
Mam nadzieje, ze chociaż komuś się podoba 😂
Właśnie zaczęłam ferie, wiec mogę być trochę nieaktywna xd
Życzę wam miłego wieczorku lub dzionka!
Do następnego!
Renesmee.
PS: DZIĘKUJĘ IlandaMalfoy za stworzenie przepięknej okładki ❤️ Dziękuję kochana 💖
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top