2. Przechodnie
Cóż, przejście dla pieszych potrafi, owszem, być kolorowe.
Po śliskiej zebrze śliska się kilkanaście brudnych par butów,
w każdej są nogi. Długie i krótkie, a na nich trzyma się reszta
wielokształtnych ciał, a w nich chowająca się wielokształtna..
Historia. Bo każdy ma swoją, skrywaną głęboko, ciut mniej, albo bardziej.
Lecz nigdy na wierzchu, bo wtedy by żaden człowiek nie był człowiekiem.
Lecz jednak, mijając przechodniów, zderzając raz po raz się z czyimś spojrzeniem,
po drugiej stronie ulicy skierujesz swe myśli gdzieś indziej zupełnie.
Bo pani w ciemno niebieskiej, lekko wyblakłej, starej sukience
miała na sobie kolczyki, zapożyczone. Zmierzała do mamy,
która, o wieku dość sądnym, tygodniami już życie kończy w szpitalu,
a teraz woła doń córę, by przyjechała, ładnie ubrana,
bowiem właśnie taką chce ona córkę po raz ostatni zobaczyć.
Więc idzie córeczka po pasach, wolno, aby odwlec ten moment.
Jej oczy.. mijając przechodniów, zderzając raz po raz się z czyimś spojrzeniem,
po drugiej stronie ulicy kierujesz swe myśli gdzieś indziej zupełnie.
Bo nastolatka, prowadząca dwa koty, białego i beżowego
na materiałowej smyczce, miejscami trochę już popękanej,
patrzy się wrednie w telefon, i się wrednie pod nosem uśmiecha.
Pstryka palcami w maszynę, nawet nie widzi że kot jej ucieka.
W oczach jej się odbijały, uwagi nie warte, długie konwersacje.
Kot potem znów podbiegł do niej, więc najważniejsze, że wszystko już w normie.
No.. chyba. Mijając przechodniów, zderzając raz po raz się z czyimś spojrzeniem,
po drugiej stronie ulicy kierujesz swe myśli gdzie indziej zupełnie.
Bo pan, o nogach bardzo długich i wychudzonej sylwetce,
wysoki, jakby latarnia, chociaż niestety mu oczy nie świecą,
kroczy w przód z miną znużoną i swe tragedie zostawiając w tyle,
pełen spokoju i dumy, pokazuje światu, że z nim wygrywa.
Bo widać, że coś go spotkało. Że najszczęśliwszy na świecie nie jest,
ale wciąż kroczy do przodu, bo przecież nogi mu jeszcze zostały,
tak długie. Mijając przechodniów, zderzając raz po raz się z czyimś spojrzeniem,
po drugiej stronie ulicy kierujesz swe myśli gdzie indziej zupełnie.
Kierujesz do ludzi, z powrotem, i myślisz: Kim oni się stali przez lata?
Przejście dla pieszych wszak nie wymaluje obrazka życia całego.
I wtedy wracasz do siebie, i myślisz: ..a jak oni wszyscy mnie widzą?
I wnet dalej dążysz, spokojnie, w myślach własnych zadumany.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top