10. Wyidealizowana wizja




Nic już nie rozumiem.

    Ilekroć słyszę Love Really Hurts Without You, jakieś cholerstwo wewnątrz mnie zaczyna szalenie podrygiwać, dając mi znać, że darzę tę piosenkę pewnego rodzaju sentymentem, co jest wręcz niedorzeczne, bo nie mam pojęcia, czym tak właściwie jest... miłość. Nigdy nie zainteresowałem się drugą osobą do tego stopnia, by zrozumieć, czemu wszyscy wokół tak nakręcają się wizją Walentynek czy romantycznych wieczorów spędzanych u boku ukochanej osoby.

    Doznaję zaćmienia, gdy tylko próbuję to pojąć.

    Dlaczego? Co wywołuje ten koszmarny mętlik? Co odpowiada za sieć niezrozumienia, która pęta większość moich myśli i przeszkadza w rozszyfrowaniu obaw? Co sprawia, że robię rzeczy, do jakich nigdy przedtem nie byłem zdolny? Ludzie wokół zaczynają zauważać zmiany w moim zachowaniu. Newt patrzy na mnie w skupieniu coraz częściej, niby milcząc, a jednak dając mi do zrozumienia, że coś go dręczy. Skoro ktoś, kto nie jest mną, spostrzega, że dzieje się ze mną coś... niedobrego, dlaczego ja sam nie mogę tego dostrzec?

    Gubię się w tym wszystkim.

    Gubię się w swoich myślach, pragnieniach i obawach. Gubię się, gdy próbuję zrozumieć, co tak naprawdę czuję, kiedy jestem z drugą osobą. Kiedy spotykałem się z Lisą, nie miałem pojęcia, co zrobić — odpuścić czy próbować dalej? Sądziłem, że wystarczy okazać nieco więcej zainteresowania i zrozumienia, a reszta pójdzie z górki. Głównie z tego powodu nie zerwałem kontaktu od razu. Zamiast tego ciągnąłem coś, co nie miało prawa zaistnieć, choćbym bardzo tego chciał.

    Ale... czego ja tak właściwie chciałem? Wystawiłem Lisę, a po wszystkim nawet nie przeprosiłem. Przez pewien czas coś mnie namawiało, by napisać i zadziałać, lecz... po co? Co tak naprawdę mną kierowało?

    Cholera, co ja najlepszego wyprawiam?

    Krzywię się mocno wspomnienie ostatniej rozmowy z Newtem; już wtedy wiedziałem, że coś nie gra, a i tak wypierałem świadomość z nadzieją, że w efekcie poczuję się lepiej. Chcesz o tym pogadać? Bardzo, wręcz wydaje mi się, że tego potrzebuję, a mimo to... dlaczego, do diabła, nie mogę nic z siebie wykrzesać? Dlaczego za każdym razem dopada mnie blokada? Cofam się, izoluję i udaję, że wszystko gra, kiedy tak naprawdę przeżywam jakiś śmieszny kryzys. Śmiechu warte! W porządku? Nie. Nie jest w porządku. Nie mam bladego pojęcia, co się odwala.

    Wzdycham.

    Gdybym... Gdybym tylko zrozumiał to minimum, z całą pewnością...

    Trzask drzwi wyrywa mnie z rozmyślań. Odgarniam włosy, wciskam nerwy w głąb umysłu i wychodzę z pokoju. Może towarzystwo mamy w jakiś sposób poprawi mi humor, kto wie?

***

Wysyłam krótką wiadomość, że jestem na miejscu i czekam, aż Darren zejdzie i otworzy drzwi. Chłopak twierdzi, że jego mama ostatnio jest dość drażliwa i źle reaguje na głośne dźwięki, dlatego ani nie pukam, ani nie dzwonię. Domyślam się, że tkwienie w samym środku kryzysu rodzinnego ssie. Chrząkam i odchylam głowę, gdy Darren wychodzi, narzucając na plecy kurtkę. W końcu mamy już późną jesień.

    Nakazuje mi ruchem dłoni, bym szedł za nim. Unoszę brwi, ale nic nie mówię i już po chwili zrównuję z nim krok. Wygląda na zirytowanego, jednak nie wydaje mi się, by powodem tej złości była moja obecność.

    A raczej wolałbym, aby stało za nią coś innego.

    Tracę poczucie czasu, kiedy mijamy niedużą budkę z kebabem; samoistnie wciągam powietrze i niemalże robię się głodny na myśl o jedzeniu, mimo że godzinę temu siedziałem w KFC. Najwyraźniej mój apetyt nigdy nie maleje, nawet w stresujących sytuacjach.

    Nie pytam go o nic. Rozglądam się, gdy wchodzimy na pusty placyk, którego środek zdobi pomnik kciuka. Mam chęć parsknąć na ten widok, ale jakoś się powstrzymuję, mając na uwadze, że z Darrenem nie jest najlepiej. Prostuję plecy, gdy chłopak siada na ławce i przez chwilę patrzy w dal z taką determinacją, jakby obmyślał plan zbrodni.

    — Sorry, że wyciągnąłem cię z domu i tutaj zabrałem, ale już, kurwa, nie wyrabiam. — Zamyka oczy. Żyła nad jego skronią drga, a warga powoli sinieje od zbyt mocnego zagryzania. Prawie jestem w stanie poczuć ten ból.

    Siadam obok niego.

    — Rodzice?

    — To aż takie przewidywalne? — odpowiada kpiąco, przez co natychmiast się zamykam i myślę, czy powiedziałem coś nie tak. Darren jednak zaczyna kręcić głową, a po tym przechyla się na bok i patrzy na mnie przez sekundę. — Sorry, znowu. Serio.

    — W porządku. — Nie złoszczę się. Nie mam najmniejszego problemu z wyczuciem od niego tych wszystkich sprzecznych emocji, które raczej nie ułatwiają mu kontroli nad tym, co myśli czy mówi.

    — Stary znowu próbuje się dobijać i wmawiać matce, że to wszystko z jej winy, a ona, kurwa, powoli to kupuje i chodzi nabuzowana, i mnie to już naprawdę zaczyna wkurwiać, bo w tym domu nie ma nawet chwili spokoju.

    Darren raz wspominał, że wszystko wynikło z separacji jego rodziców, ale nie dodał, skąd tak właściwie wzięła się ta przerwa, dlatego nie wiem, co mogę powiedzieć. Chcę okazać mu wsparcie, ale... od czego powinienem zacząć?

    A może lepiej, bym po prostu milczał?

    — Nie układało się między nimi od dawna i serio, tylko czekam, aż wreszcie skończą z tym pierdoleniem i wzajemnym zwalaniem na siebie winy i się rozwiodą. — Opiera łokcie o uda. — Ale dzisiaj... Ten dzień to jakiś żart, do cholery. Muszę ochłonąć, ale wkurwia mnie samo myślenie o mojej rodzinie.

    — No to skup się na czymś innym.

     W odpowiedzi parska śmiechem.

    — Jasne. Jak mogłem na to nie wpaść. — Czuję, jak przewraca oczami, ale nic sobie z tego nie robię i jedynie patrzę na niego w oczekiwaniu. Przełykam ślinę, gdy wreszcie skupia na mnie uwagę; jego spojrzenie jest koszmarnie przytłaczające. — Niepotrzebnie zawracam ci gitarę, co?

    — Daj spokój. — Ściągam brwi. — Fakt, nie postawię się na twoim miejscu, ale mogę pomóc.

    Nie wiem, czy problemem jest sam rozwód, czy raczej wizja życia bez tej trzeciej osoby, jednak mogę dodać coś od siebie, bo od lat jesteśmy z mamą tylko we dwójkę. Tata zmarł, gdy miałem osiem lat i dobrze pamiętam, jak długo trwała żałoba, ale mama wreszcie pogodziła się z losem. Stabilizacja jest możliwa, ale jeśli Darren potrzebuje zapewnienia, mogę mu je ofiarować.

    Nie, ja przede wszystkim chcę to zrobić.

    Nie wchodzę w szczegóły, ale opowiadam o chorobie ojca i jego śmierci, a także o tym, przez co mama musiała przechodzić. Niektóre sytuacje pamiętam jak przez mgłę, bo w końcu byłem tylko dzieckiem. Pragnę go zapewnić, że nawet ciężkie początki mogą w pewnym momencie przerodzić się w spokój. Grunt, by Darren i jego mama nie izolowali się przed sobą, a wspierali jak prawdziwa rodzina.

    Coś jeszcze przykuwa moją uwagę, a mianowicie — sposób, w jaki Darren wypowiada się o uczuciu. Zupełnie jakby nie wierzył w trwałość związku. Czy to z powodu sytuacji jego rodziny? Chciałbym o to spytać, ale czuję, że tylko przekroczę tę niewidzialną granicę, a bardzo nie chcę tego robić, na pewno nie w tym momencie, kiedy Darren potrzebuje spokoju. Duszę ciekawość w zarodku.

    — Twój ojciec był żołnierzem? — pyta.

    — Tak. — Kiwam głową. — Mama jest sanitariuszką. Tata trafił do niej na SOR. Oboje zakochali w sobie i wzięli ślub. Niedługo po tym przyszedłem na świat. To dość... klasyczna historia, ale naprawdę mi imponuje. Bo wiesz, to jest takie... niezwykłe w swej prostocie. — Sam z siebie wzruszam ramionami.

    To prawda, że nie wiem, czym jest miłość, ale gdy tak patrzę na historię rodziców i wszystkie przeciwności losu, które i tak zdołali pokonać, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nic nie ma szans, gdy w grę wchodzą szczere uczucia. Może brzmię, jakbym naoglądał się zbyt wielu tandetnych komedii romantycznych, ale wciąż... To naprawdę przyjemna wizja, wręcz odświeżająca.

    — Jakże romantycznie. — Usta Darrena rozciągają się w krzywym uśmiechu.

    O ile się nie mylę, dostrzegam pierwszy przejaw rozbawienia, a to chyba... dobrze?

    — No więc zaskocz mnie i powiedz, jak ty to widzisz. — Opieram plecy o ławkę i przyglądam się chłopakowi w wyczekiwaniu. Skrycie liczę, że tym sposobem nie nakierowałem jego myśli raz jeszcze na problemy rodzinne; oby potrafił oddzielić od siebie te dwie rzeczy.

    — Nie kupuję takiej wyidealizowanej wizji. — Znowu patrzy gdzieś w dal, jednak nie śledzę jego spojrzenia. Skupiam się wyłącznie na nim. — Jak ja to widzę? Wiem, że coś jest na rzeczy, gdy druga osoba nie tylko mnie pociąga fizycznie, ale też... interesuje bardziej, niż zwykli kumple. Ale czy to wystarczy? Wątpię.

    Jedna rzecz przyciąga moją uwagę bardziej niż powinna, ale nie odbiegam od tematu.

    — Dlaczego?

    — Bo w każdej chwili mogę się zawieść, a wtedy czar pryśnie. — Wreszcie skupia się na mnie, jednak tym razem nie czuję się skrępowany bliskim kontaktem.

    — Każdy ma wady, wiesz? A takie kwiatki wychodzą z czasem.

    — Wychodzą, to prawda. — Kiwa głową. Odnoszę wrażenie, że nasza rozmowa schodzi na inny, wyjątkowo intymny tor. — Tylko czy warto się z tym męczyć?

    — A czemu nie? — Czy to nie oczywiste? Jeśli nie spróbuję, nie dowiem się, czy było warto. Każdy człowiek ma wady, które w połączeniu ze sobą mogą generować mnóstwo konfliktów, ale to przecież nie oznacza, że trzeba się rozejść. Można dojść do porozumienia, znaleźć złoty środek. — Gdyby wszystko wyglądało tak kolorowo, byłoby... no nie wiem, nudno?

    Darren oblizuje usta. Jego spojrzenie nagle staje się takie odległe, jakby gdzieś odpłynął. Może przerabia w głowie moje słowa? To w zasadzie dość... śmieszne, że próbuję go pouczać, kiedy tak naprawdę nie mam żadnego doświadczenia. Czym mogę poprzeć swoje słowa? Kim? Z Lisą nie wyszło. Nie zdążyłem nawet poznać jej wad.

    Ale... jest taki Newt, który nierzadko doprowadza mnie do białej gorączki; który jest moim przeciwieństwem, a i tak przyjaźnimy się od lat, bo między nami jest jakieś spoiwo, sieć wspólnych zainteresowań, a także barwna historia. I... Nie wiem, czy nawiązywanie do przyjaźni, gdy mówi się o miłości, ma jakiś sens, ale... Newt też jest człowiekiem z wadami, podobnie jak ja, a i tak udaje nam się dogadywać. Bo w tym chyba nie chodzi o samą relację? Prędzej o... osobę; o to, jaka jest, bo raczej ten fakt decyduje o uczuciu bądź jego braku?

    — Może. — Darren odwraca wzrok.

    Nie komentuję tego. Nie ma szans, bym zmienił jego poglądy z dnia na dzień. No i... On mimo wszystko musi chcieć tej zmiany. Musi. Inaczej będzie stać w miejscu.

    — Ale dzięki — dodaje. — Miałeś rację. Zmiana tematu pomaga.

    — Świetnie. — Coś ciężkiego zsuwa się z moich ramion. To pewnie ta cholerna atmosfera, przez którą nie wiedziałem, co powiedzieć, by nie pogorszyć sytuacji. — Następnym razem pomyśl o tym miejscu. O tym... dziwnym kciuku. — Kiwam głową na pomnik. — O ciszy. O spokoju i pustce. Miej na uwadze, że nie było tu nikogo oprócz nas i... doceń to. Pomyśl o czymś, co odwróci twoją uwagę. O czymś, dzięki czemu zapomnisz. — Rany, nie wiem, co za pomysł rodzi się w mojej głowie, ale boję się, że jeszcze będę tego żałować. Niestety nie mogę przestać. — Zrób z tego miejsca swój złoty środek. Nazwijmy to... Placem Zapomnienia.

    — Placem Zapomnienia? — powtarza z czymś miękkim w głosie, co jest na swój sposób rozczulające, ale też peszące.

    — To głupie? — Spuszczam wzrok. Nagle cała moja odwaga wyparowuje.

    — Nie. To na swój sposób słodkie, kaskaderze.

    Uszy zaczynają mnie szczypać, przez co denerwuję się jeszcze bardziej. Zagryzam policzki i czekam, aż Darren coś doda, bo osobiście nie mam pomysłu na pociągnięcie rozmowy.

    — Dzięki. Serio. Będę o tym pamiętać.

    Nie jestem w stanie na niego spojrzeć głównie przez to, jak beznadziejnie się czuję, ale mimo nerwów kiwam głową i zdobywam się na pojedynczy uśmiech. Nawet jeśli się wygłupiłem, nie szkodzi. Pomogłem mu i to liczy się najbardziej.

    Zażenowanie kiedyś tam minie.

***

Przewracam się z boku na bok i myślę, bo temat jest naprawdę... porywający.

    Plac Zapomnienia trochę mnie zainspirował — dzięki niemu zdałem sobie sprawę z istnienia jednej rzeczy, która przedtem wydawała się niewidzialna i nieznacząca. Chyba powoli zaczynam pojmować, skąd biorą się te głupie wewnętrzne spory. Prawdą jest, że dzieje się ze mną coś nietypowego i wreszcie chyba rozumiem — albo zaczynam rozumieć — co za tym stoi.

    Początkowo nic sobie z tego nie robiłem. Nie uważałem, by niecierpliwe wyczekiwanie spotkania było czymś wartym uwagi. Za sprawą naszej znajomości przestałem być takim półgłówkiem względem filozofii i zagadnień posiadających drugie dno, a sama praca nad poszerzeniem punktu widzenia sprawiła mi ogromną satysfakcję. W zasadzie wciąż jestem zadowolony, widząc, jak to wszystko się potoczyło.

    No i coś takiego nie powinno nikogo dziwić — mnie nie dziwiło.

    Tylko czy nie przekroczyłem już granicy oddzielającej zwyczajną sympatię od tej mającej nieco bardziej skomplikowane podłoże? Staram się podejść do tego od logicznej strony, ale to dość ciężkie, bo mimo wszystko mówienie o uczuciach, gdy stawia się na rozsądek, nieco mija się z celem. A przynajmniej tak mi się wydaje.

    W każdym razie... Kilka ostatnich dni spędziłem, zastanawiając się, co tak właściwie czuję, gdy o nim myślę bądź z nim jestem. I cóż... Obawiam się, że chyba serio to rozumiem.

    Jestem nim zainteresowany i bardzo lubię spędzać czas w jego towarzystwie. Zapunktował u mnie misją Pierwszych Razów, która, no nie wiem, zapewniła mi trochę wrażeń? Spróbowałem kilku rzeczy, przed jakimi się wzbraniałem, i w zasadzie niczego nie żałuję; przynajmniej mam stuprocentową pewność, że nie polubię się z papierosami, choćbym napiął się jak diabli.

    I jasne, zmieniłem się — przejąłem jakieś dziwne nawyki, momentami wyrażam się wątpliwie, ale czy to coś złego? Przecież nadal jestem sobą.

    Wiem, że coś jest na rzeczy, gdy druga osoba nie tylko mnie pociąga fizycznie, ale też... interesuje bardziej, niż zwykli kumple.

    Wtedy nic nie powiedziałem, nie chcąc odbiegać od tematu, ale teraz, mając chwilę dla siebie, jestem skłonny przyznać przed sobą bardzo ważną rzecz.

    Darren jako osoba mnie... pociąga.

    I mimo wszystkich początkowych obaw już dłużej nie zwracam uwagi, że to facet. Darren podoba mi się jako osoba, jako... indywidualność. Lubię słuchać, gdy opowiada o swojej pasji oraz planach z nią związanych; lubię, kiedy się śmieje, uśmiecha i żartuje. Chcę mu pomóc, kiedy cierpi. Chcę go pocieszyć, gdy sprawy rodzinne zaczynają mu ciążyć.

          Po prostu... Najzwyczajniej ciągnie mnie do osoby, jaką jest Darren.

          A jego płeć? To... To nie ma znaczenia. Już nie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top