Rozdział I cz. 1

***

Perspektywa Juliet🐱

Znajdowałam się na polanie.
Miała soczysty zielony kolor, a z pomiędzy, niektórych kłębów trawy wystawały kolorowe kwiaty.
Za choryzontem widać było morze.
Piękne, bezkresne morze od, którego odbijał się słoneczny blask.
Niebo było niebieskie, a pojedyncze chmurki przesłaniały co jakiś czas słońce.

- Możesz przestać być choć raz radosna!? - Krzyknęłam w swoją stronę.
- O co ci chodzi ??? - Spytałam siebie niczym małe dziecko.
- Dajmy sobie spokój, dobrze? - Podeszła do mnie ja.
Każda ja była inna.
Ja ubrana była w żółtą suknię i miała złote oczy.
Ja miała czerwoną suknię i szkarłatne oczy.
Ja przyodziała szaro-fioletową suknię, a jej oczy były szare.
Ale...
To były Ja.
One wszystkie były mną.
Każda miała mój lekko zakrzywiony nos.
Każda miała dwa pasemka, które były pozostałościami po grzywce.
Każda miała dobrze wyrobioną, sportową formę.
Każda miała zgrabny tyłek i małe piersi.
Ale każda była inna i nie podobna do poprzedniczek.

Po wybudzeniu się ze snu, którego od razu zapomniałam poszłam zrobić swoją poranną rutynę.

1. Toaleta
2. Śniadanie
3. Szafa
4. Trening
5. Spacer
6. Szpital

Przeleciałam swoim wzrokiem po pokoju. Ma ściany szare z elementami różowego. Z prawej strony mam białą wersalkę, a lewej strony dużą, obszerną białą szafę oraz białe półki na książki.
Ubrałam się w białą, luźną bluzkę, niebieskie jeansy i szaro-różowe ADIDASY.
Nakarmiłam mojego kota Pana Puszka i wyszłam z domu. Po drodze idąc do drzwi wyjściowych złapałam za czarny worek do, którego spakowałam strój treningowy, wodę i telefon.
Mieszkam w domku jedno rodzinnym.
Jest koloru białego z czerwonymi dachówkami.
Mam dwoje rodziców, młodszą siostrę i kota. Dzisiaj wszyscy wyszli przede mną i nikt z nich nie raczył mnie nawet ubódzić.

Poszłam na przystanek autobusowy, a po drodze mijałam domy sąsiadów.
Usiadłam na ławce przy przystanku i czekałam na swój autobus.
Kiedy przyjechał szybko do niego wsiadłam i odjechałam.
Była godzina 12:45, a o godzinie 13:00 miał się odbyć trening na hali sportowej.
Jestem w końcu lekkoatletką.
Po przejechaniu na mój przystanek wyszłam i skierowałam się na stadion, który znajdował się w lesie.
Kierując się w stronę lasu minęłam jeden z nowych bloków, w którym mieszka moja przyjaciółka.
Przyjaciółka...
Kiedy jeszcze mieszkałam w Londynie nie znałam słowa, przyjaźń czy przyjaciel. Nikt mnie tam nie lubił.
Dopóki rodzice mi nie powiedzieli, że się przeprowadzamy za granicę.
Zaskoczyło mnie to bo mama i tata mieli dobrze płatną pracę i nie żyliśmy w biedzie.
Przeprowadziliśmy się do Polski, a dokładniej do Województwa Świętokrzyskiego, do Kielc.
Chodząc tutaj do nowej szkoły od razu poznałam wspaniałych ludzi oraz zaczęłam się interesować lekkoatletyką jak i ogólnie sportem.
- Szybko tu doszłam. - Powiedziałam do siebie gdy z zamyślenia wyrwali mnie to, że widać już było wynurzający się zza drzew budynek hali sportowej.
Kiedy jednak podeszłam do drzwi zastałam kartkę naklejoną na nie.

" Dnia 08.06.2019r.
Hala sportowa jest nieczynna z powodu remontu"

" Świetnie..." Pomyślałam i udałam się po raz kolejny na przystanek autobusów chcąc pojechać do szpitala.
Poczekałam na przystanku około 6 minut. Jechałam 10 następnych minut.
Kiedy dojechałam skierowałam się w stronę dużego szpitala i poszłam do sali w, której leżała moja przyjaciółka.
Była ona podomno w śpiączce pourazowej.
Sala była w kolorze beżowym i miała 5 szpitalnych łóżek w tym jedno zajęte.
Usiadłam obok niej. Miała dużo bandaży wszczególności zabandażowaną głowę, podczepioną kroplówkę, maseczkę do oddychania i była podłączona jeszcze do holtera EKG .
Potrącił ją bardzo szybko jadący samochód. Lekarze mówią, że to cud, że żyje.

Wyjęłam uschnięte kwiaty z flakonu i wstawiłam świerze. Spojrzałam na fotografię jaka stała obok kwiatów.
Byłam na niej ja, Nicole, Kara i ona.
Miała ciemnie blond włosy podobne jak reszta nas oraz zielone oczy.
Nagle zadzwoniła mi telefon.
Wyciągnęłam go i odebrałam.

- Halo?
- Halo! Słuchaj, organizuje piżama party dla naszej trójki w ten piątek, proszę zgódź się!
- Jasne, będę.
- Super! To papatki!
- Papatki. - Rozłączyłam się i wyszłam ze szpitala.
" Piątek już jutro... lepiej się spakuje."
-

Tylko się nie obrażaj, że cię nie będzie. - Powiedziałam chchocząc pod nosem. Zawsze kiedy była chora albo po prostu nie mogła do, którejś z nas przyjść to pocieszałam ją, że opowiem wszystko szczegółowo i dokładnie.
Wychodząc z sali po raz ostatni zerknęłam na dziewczynę czy na pewno śpi i wyszłam.
Odkąd tu leży to upewniam się czy cały czas się nie obudziła bo gdyby tak było to muszę przy niej wtedy być!

Wróciłam do domu.
Przywitał się ze mną puszysty, gruby kot perski.
- Chodź tu! - Wzięłam go na ręce, a on przeszedł po moich plecach i położył się jak specjalna poduszka pod głowę.
Spakowałam różową piżamę w koty i do tego spodenki do kolan w kolorze niebieskim.
Czekam na jutro.
Zobaczymy co się wydarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top