XXIII
- Abigail!!! Stój do jasnej cholery!!!- Jack krzyknął za mną
Poprostu po spotkaniu nie wytrzymałam i biegiem rzuciłam sie do jego domu. Nie mogłam już na niego patrzeć. Co on sobie wyobrażał dając mi ten głupi pierścionek. Fajnie dał to dał ale potem?? Zaczęli dyskutować kto będzie na naszym ślubie i która z pań złapie bukiet!!!!! Na naszym ślubie?!?!?! Ja mam dość życia, dość jego dość tego wszystkiego.
- Kurwa zatrzymaj się!!!!- krzyknął ale ja już byłam zamknięta w łazience. Puściłam wode do wanny by zagłuszyć wszystko wookół. Uderzyłam maszynką do golenia o podłoge i wyciągnęłam ostrze. Przejechałam nim po skórze zadając sobie głęboką rane, syknęłam z pieczącego bólu i zamknęłam oczy, kolejny raz przejechałam i odstresowałam. Myślałam już tylko o żyletce którą mam w ręce.
- Abigail co ty tam robisz!?!?!?- wydarł się- Kurwa Abigail dlaczego tu leci krew!!?!??- kurwa faktycznie siedze blisko drzwi- Abigail!!!- chłopak wyważył drzwi i spojrzał na mnie
- Idź sobie- mruknęłam, zaczął gorączkowo przeszukiwać szafke a gdy znalazł co chciał opatrzył mi ręke mocno uciskając- Daj mi umrzeć, nie chce widzieć ciebie, nie chce widzieć nic rozumiesz, nic!!!- krzyknęłam, chłopak podniósł mnie i zaniósł na rękach do sypialni
- Co ty chciałaś zrobić??-spytał z czymś w rodzaju troski
- Zabić, albo ja to zrobie albo ty
- Ty nic nie rozumiesz!!- krzyknął- Zależy mi!!- dalej krzyczał na mnie- Nie rozumiesz tego, cholernie mi zależy!!,-szepnął
- Na czym?? Na mnie czy na tym pojebanym ślubie albo jeszcze lepiej kurwa na tym że nie bedziesz miał kogo bić jak umre tak??
- Zależy mi na tobie, myślisz że dlaczego cie nie oddałem?? Hmm
- To dlaczego mnie dusiłeś!?!?- krzyknęłam
- Bo trafiłaś w moj słaby punkt pani psycholog- zaśmiałam się
- Zostaw mnie samą!!
- Nie
- To jedź po psa, chce się pożegnać z nim
- Ale wszystko poszło dobrze!?-powiedział z pytajacym spojrzeniem
- Poszło ale ty jestes uczulony a ja nie bede cie karmić- fuknęłam
- Napewno??
- Tak, ale pies ma być w schronisku a nie spalony- powiedziałam groźnie
- Będzie w schronisku ale ja go tam nie zawioze bo będziesz musiała mnie karmić- zaśmiał się- Tom go tu zaraz przywiezie więc będzie bedziesz mogła się z nim pożegnać- chłopak wyszedł z pokoju
O czym on piedolił??
Jemu napewno nie zależy na mnie, napewno nie na mnie
Chyba z nerwów mu się pomieszało
- Otwórz buzie- teraz dopiero zwróciłam uwagę na chłopaka który w ręce miał talerz z moim ulubionym daniem. Skąd on wie że kocham sushi
- Czy Justin jest też psychiatrą?? Bo ci się przyda- prychnął i wpakował mi te surową rybe to buzi
- Nie potrzebuje psychiatry, mam ciebie
- Bipolarny, hmmm- mówiłam jak psycholog
- Głupia, hmmm- zrobił to samo co ja i uśmiechnął się pokazując przy tym swoje białe zęby
- Dobre- powiedziałam patrząc na sushi
- Wiem bo sam je robiłem
- Tak szybko??
- Ma sie talent- wepchałam mu szybko jedno do ust a chłopak się zaśmiał
- Ja też mam talent, który nazwałam ,, umiem zamknąć twoją gębe‘‘- powiedziałam poważnie ale zaśmiałam się potem
- Ha-ha- powiedział drętwo- Dlaczego chciałaś to zrobić??
- Nie chce żadnego ślubu, nie chce być znów bita. Nie wiem co ci szczeli do głowy ale ja nie mam zamiaru znowu być posiniaczona i obolała.
- Uspokój się, będzie dobrze tylko musisz mi zaufać
- To wcale nie jest łatwe, zaufać komuś kto cię porwał i bił.
- Spróbuj mi zaufać
- Pożyjemy zobaczymy- spojrzałam na ręke, którą trzymał- Dobranoc- powiedziałam i schowałam się pod kordłom- Zgaś mi światło a zapal jakąś lampke, boje się ciemności
- Będe przy tobie- po pokoju rozległ się błysk i huk za oknem. Szybko zakryłam głowe kordłom i zacisnęłam oczy- Boisz się
- Nie- powiedziałam drżącym głosem, chłopak podniósł kordłe obok mnie i przyciągnął do siebie. Przewróciłam na bok i wtuliłam w jego tors.- Jesteś jak przenośny grzejnik- jeszcze mocniej go przytuliłam a on mnie
- A.ty jak lód. Masz takie zimne ręce że zaraz gęsiej skórki dostane- prychnęłam i obróciłam się plecami- Ej, nie obrażaj się- położył swoją ręke na moim bolu ale szybko ją strąciłam
- Aaaa!!- pisnęłam i wtuliłam się w szatyna- Nienawidzę burzy- burknęłam cicho i schowałam się w objęciach chłopaka
- Dobranoc
- Branoc
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top