Rozdział XXVI
Razem z chłopakami wymśliliśmy że schowam się w piwnicy ma kilka dni.
Dobrze że w piwnicy mamy ciepło i światło. Teraz nie narzekam na to że Ethan zamontował ten piec.
Usiadłam na materacu i podparłam się o poduszke. Wiem że Ethan zakluczył drzwi więc Jack tu nie wejdzie. A tak na wszelki wypadek drzwi od piwnicy są schowane za tapetą w wzór zebry.
Zakryłam się kocem i postanowiłam przespać. Zamknęłam oczy i poszłam spać...
*********
Z góry dobiegały jakieś hałasy i dziwne dźwięki. W strachu schowałam się za jakimiś workami. Zacisnęłam oczy i nabrałam powietrza.
Starałam sie oddychać spokojnie ale tak się nie dało. Nagle drzwi się otworzyły a ja jeszcze bardziej wcisnęłam w worki.Zobaczyłam dwie postacie. Bardzo dobrze mi znane z resztą.
- Abigail wychodź albo twój brat wykituje z tego świata- zobaczyłam jak Jack wprowadza do piwnicy Ethana z bronią przy skroni
- Słonko wychodź- miły ton głosu Jack'a nie wróżył mi świetlanej przyszłości
- Przepraszam Ethan- wyszłam z mojej kryjówki i podeszłam do Jack'a
- Grzeczna dziewczynka. A ty masz dwa dni!!
- Miało być pieć!!
- Ale są dwa- Zamęt uśmiechnął się chamsko i pociągnął na góre po czym wepchał do samochodu
Siedziałam cicho, mie odzywając się ani słowem.
- Dlaczego uciekłaś?!- warknął, ale sie nie odezwałam- Mów!!- krzyknął a w moich oczach pojawiły się łzy- Oj! Nie mazgaj mi się tu tylko odpowiadaj jak cie pytam!!
- Ja...
- Biłem cie?!?
- Tak- szepnęłam
- Okej, zły przykład..- zamyślił się- Co ci zrobiłem?!!?
- Porwałeś, znęcałeś się, dusiłeś, kazałeś komuś mnie pobić bym zasneła, postrzeliłeś, chciałeś zabić mi brata a najgorsze jest to że okłamałeś mnie- nie odezwał się już słowem do mnie tylko szepnął coś do Toma i Daniela. Popatrzyli na mnie po czym pokiwali głowami na nie
- Zrobicie to co chce!!.Zrozumiano?!?
- Tak- mruknęli. Wyciągnęli mnie z auta i zaprowadzili do jakiejś szopy. Rzucili na ziemie z przepraszającymi minami po czym wyszli.
Chwile po nich przyszedł jakiś facet i wyciągnął broń w moją strone. Wogóle nie zszokowana tym widokiem gapiłam sie mu w oczy. Nacisnął spust a ja pod wpływem mocnego bólu złapałam się za bok ciała. Łzy spływały po moich policzkach a on niewzruszony wyszedł
**********
Siedze już tutaj drugi dzień zwimakac się z bólu. Spojrzałam zamglonym wzrokiem na otwierające się drzwi. Justin podbiegł do mnie i kazał położyć.
Zrobiłam co chciał. Podał mi jakąś tkaninę pod głowe i jedną położył pode mnie
- Bedzie boleć!!- ostrzegł- Postaram się w miare szybko.
Zaczęłam krzyczeć przez wielki ból towarzyszący mi gdy Justin wyciągał kule. Mówił coś do mnie że mam dużo szczęścia, że żyje.
- Spójrz na mnie! Już koniec!!- uśmiechnął się ale ja już widziałam wszystko zamazane- Hej!! Nie odpływaj!!! Mów do mnie!! Otwórz oczy!!!- poczułam jak bierze mnie na rece i gdzieś biegnie.- Słyszysz mnie?!!?
- Yhymm- mruknęłam niewyraźnie
- Jack!!!!To nie tak kurwa miało być!!- tylko to usłyszałam prze ciemnością
***********
- Dowiem sie który u niej był!!
- Nie wiem jak mogłeś zlecić postrzelenie jej
- Tylko że ja kurwa tego nie zleciłem nikomu!!!! Mieli tylko sprawdzać jak się czuje!!!
- Masz szczęście że mnie tam wysłałeś!! Jeszcze chwila i mogłaby umrzeć!!
Zaczęłam otwierać oczy. Poruszyłam ręką by sprawdzić gdzie jestem. Mój wzrok z podłogi poleciał na dwie postacie przed moim łóżkiem, a ich na mnie. Justin szybko gdzieś pobiegł po chwili wrócił i coś mi podał. Łyknęłam tabletke bez zastanowienia co to może być i zapiłam wodą.
- Co to było??!- szepnęłam
- Przeciwbólowe, już będzie okej- oznajmił i wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą z Jackiem.
- Jak się czujesz!??
- Czemu!?
- Co?!- zmarszczył śmiesznie brwi
- Czemu po mnie wróciłeś!??
- Nie mam czasu!?- uniknął moje pytanie i usiadł na krześle obok łóżka.
Chciałabym go przytulić
O nie......Stop.....pfff...przytulić już ja to kurwa widzę....
- Przytul mnie- serio!? Powiedziałam to na głos?! Jednak bardziej zdziwiło mnie to, że on naprawdę to zrobił
Możecie mi nie wierzyć, ale czułam się tak...tak bezpiecznie?!? Odczułam potrzebę nie puszczania go
- Możesz mnie już puścić!?- zaśmiał się
- Nie, nigdzie nie idziesz. Masz tu zostać ze mną- odsunęłam się kawałek
- Ty mi będziesz rozkazy wydawać!?!- uśmiechnął się szeroko- Ale dobrze
- Połóż się obok mnie- ja sama nie wierze w to co mówie
- Jus chyba pomylił ci tabletki
- Kładź się- poklepałam miejsce obok
Jack zrobił co chciałam i lekko objął. Wtuliłam się w niego na tyle ile było to możliwe po czym odwróciłam głowę w jego strone.
Stykaliśmy się nosami, nasze oddechy mieszały się w jeden.Uśmiechnęłam się lekko gdy Jack zaczął głęboko oddychać. Wpiłam się w jego usta. Oddał pocałunek niemal od razu po czym pogłębił go. Jego cudownie miękkie wargi stykały się z moimi a jego miętowy oddech połączony z papierosami odużał
Ja chciałam Jack'a, nie porywacza.
Chciałam tego troskliwego chłopaka, tego nie innego.
Ja chyba....
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top