Rozdział XXII
- Kurwa! Wyłaź już z tej łazienki!!!!- Jack krzyknął za drzwiami. Ostatni raz spojrzałam w lustro stwierdzając że wyglądam nawet znośnie. Dzisiaj mieliśmy iść razem na jakieś spotkanie innych gangów a ja znowu mam udawać ,, jego dziewczyne''. Ubrałam się w długą do kostek czerwoną sukienke z jedwabistego materiału z doczepianymi złotymi kryształkami. Włosy zakręciłam i rozczesałam by układały sięw fale a ślad na szyi ,, zamalowałam'', do tego złote szpilki na dość wysokim poziomie. Więc nie będe wyglądać jak krasnal. Wczoraj Jack zapewnił mnie że jak coś odwale to ten biedny labradorek pożegna się z życiem, poprostu go spali i już. Człowiek bez serca. A jak pójdzie dobrze to pies będzie z nami w jego domu, tylko że w metalowym kojcu bo Jack ma uczulenie na sierść, a mi nie uśmiecha się karmienie i opiekowanie się nim.
- Już- wyszłam z łazienki i zjechałam go spojrzeniem. Czarny dopasowany garnitur z krawatem. Włosy jak zwykle w nieładzie ale to nawet mu pasuje. Spojrzałam w jego szare oczy i lekko się zarumieniłam. Widział jak go skanuje i uśmiechnął się zadziornie. Wystawił rękę w moim kierunku i zaprowadził do auta
- Pamiętaj o umowie- powiedział poważnym tonem i zatrzymał się przed jakimś klubem. Na tak a czego ty się spodziewałaś. To spotksnie gangów a nie herbatka i królowej. Otworzył mi drzwi i złapał za ręke. Przed klubem było pełno ludzi a na widok Jack'a każdy schodził nam z drogi i weszliśmy nawet bez pytań ochroniarza przy bramce.
Pociągnął mnie do stolika w którym siedziało pięciu facetów i pięć kobiet. Każda była piękna i jak widać starsza, nie wiem, może dwadzieścia pięć albo trzydzieści lat miały? Usiadłam obok Jack'a i uśmiechnęłam się do wszystkich. Kobiety odwzajemniły uśmiechy a mężczyźni gapili się na mnie i skanowali. Każdy był przystojny ale Jack bił ich wszystkich na łeb. Pewnie dlatego że jest młodszy od nich. Chyba. Nie wiem ile on ma lat.
- A więc to moja narzeczona Abigail- miałam ochote udusić się sokiem który piłam ale upiłam łyk i uśmiechnęłam sie do Jack'a. To po to ten huj dał mi pierścionek, a mówił że będzie ładnie wyglądać- Abigail to Martin, Wayn- ee co??- Max, Adrien i Filip- powiedział mi imie każdego pokolei ale i tak ledwo pamietam kto to kto.- A to Mia, Tracy, Lizzy, Bella i Zoe.- pierwsza miała kruczo czarne włosy i zielone oczy trochę jak kot, Tracy była blondynką o prawie czarnych oczach, Lizzy posiadała niebieskie oczy i blond włosy, Bella była podobna do Mell a Zoe przypominała mi moją mame.
- Miło mi- powiedziałam z uśmiechem a Jack pocałował mnie w polik. Miałam kchote mu tak przywalić w ten jego pysk ale zamiast tego przytuliłam go chowając ręke pod jego marynarką i uszczypnęłam go. Potem objął mnie ramieniem i uśmiechnął się zadziornie. Pocałował mnie w usta i polizał moją dolną warge nie dałam mu dostępu więc uszczypnął mnie w kolano i wykorzystał moment kiedy lekko uchyliłam usta, ugryzłam go lrzwz co odsunął się gwałtownie i zaczął rozmawiać z resztą
- To jak się poznaliście??
- W salonie tatuaży- odpowiedzieliśmy równo i uśmiechnęliśmy się do siebie, ta wspólnie ustalona wersja to był dobry pomysł.
- Mnie Filip poznał gdy wparował do mojego domu i chciał hajsu- zaśmiała się. Mia. Co w tym śmiesznego?? Wchodzi ci do domu i chce hajs a zabiera ciebie a potem jesteś w nim w szczęśliwym związku??? Śmieszne....
- Dziecinko pokaż nam swój pierścionek- powiedziała Tracy, wysunęłam dłoń a jej oczy wyszły z orbit- Jack ukradłeś go czy kupiłeś?!!?- spytała nie spuszczając wzroku z biżuterii
- Ten jest kupiony- powiedział z uśmiechem
- Przecież on kosztował jakieś kilkanaście milionów na dodatek to ten z tej gablotki, ten którego nie można kupić
- Ale ich da się przekupić- cały czas się szczerzył a ja gapiłam się na niego oczarowana.
Ktoś taki jak on. Kupuje mi drogi pierścionek i pokazuje go znajomym z swojego pokroju. Kilkanaście milionów?!?! Pogrzało go?!?!?
- No to teraz inne sprawy...- zaczął Max
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top