Rozdział 5

Pov.Peter

Popatrzyłem na swoje dzieło.

No i teraz mogę tutaj żyć.

Rzeczywiście na wysypisku znalazłem fotel, muszlę i co mnie jeszcze bardziej ucieszyło, małą przenośną lodówkę.

Naprawiłem też od razu umywalkę i prysznic. Rury były pociągnięte do bieżącej wody, więc wystarczyło tylko trochę powymieniać stare części rur, które wystawały ze ściany.

Kiedy nastało południe, wybrałem się na pobliski cmentarz. Tam podobno mieli mnie pochować.

Stojąc pod drzewem obserwowałem z daleka całą tą ceremonię.

Wszyscy avengersi przybyli. Byli cali zapłakani, co mnie w sumie najbardziej poruszyło. Zależało im na mnie. Będę za nimi tęsknić.

Przyszła też pani Pepper, również zapłakana.

Zrobiło mi się ciepło na sercu, kiedy zobaczyłem kobietę, którą traktowałem jak mamę.

Przepraszam was wszystkich. Tak będzie dla was najlepiej.

Nie obeszło się też bez reporterów. Hieny jedne.

Po godzinie nie było już nikogo na cmentarzu, a wtedy ja zdecydowałem się pójść i zobaczyć z bliska swój nagrobek.

Bo czemu by nie?

Kluczyłem między nagrobkami i kiedy już byłem jakieś 20 metrów od swojego, to zobaczyłem przed nim jakąś postać.

Kim ona była? Przecież ceremonia się już skończyła i wszyscy sobie poszli.

Kiedy on tutaj przyszedł?

Przede mną stał mężczyzna w brudnej i trochę postrzępionej bluzie, podobnej do mojej własnej. Widziałem go tyłem i zobaczyłem jego włosy. Blond.

Chwila, przecież to ten sam mężczyzna, którego widziałem wczoraj w Queens!

Znów wygląda mi znajomo.

No, ale chwila. Przecież ja bym go od razu skojarzył, gdybym go znał, prawda?

Ani myśląc, podeszłem bliżej aby go przegonić.

No co? Mało to się naoglądał w telewizji Spidermana, żeby teraz tu jeszcze sterczał?

Zatrzymałem się jakieś pięć metrów przed nim i zapytałem się go, wypranym z emocji głosem :

- Kim jesteś i co ty tu do cholery robisz?!

Mężczyzna obrócił się do mnie.

Na jego twarzy widać było zaskoczenie.

Ja lustrowałem jego twarz, bo coś we mnie krzyczało wręcz, że ja go znam. Że wiem kim on jest.

A kiedy do mnie dotarło kogo on przypomina i kim on jest, aż zachłysnął się powietrzem.

Z trudem wypowiedziałem następne słowa :

- P-pan Stark?

Mężczyzna zmieszał się widocznie na te słowa i cofnął się o krok do tyłu, o mało nie wpadając na mój nagrobek. Jego zaskoczenie było jeszcze większe niż wcześniej.

Szybko się jednak z powrotem zamaskował i odpowiedział trochę ostrym tonem :

- Nie, Stevenson. A kim niby ty do cholery jesteś, dzieciaku ?

Głos mu się trochę zmienił, ale nadal był podobny.

Broda też była zafarbowana na blond i pod oczami miał widoczne cienie, oraz najwyraźniej schudł, ale to nadal był on. Bez dwóch zdań. Już on mnie nie nabierze.

- Bzdura. Jesteś Tonym Starkiem. Mi pan tego nie wciśnie.- odpowiedziałem.

Pan Stark zaczął coraz to intensywniej się mnie przyglądać, aż wreszcie powiedział :

- Ściągnij kaptur. W tej chwili.

Zrobiłem co mi kazał, też chciałem zrobić na nim wrażenie.

Przez chwilę mi się przyglądał, po czym jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki i powiedział cichym, nieco drżącym głosem :

- Peter?

Ja tylko pokiwałem głową i mocno go przytuliłem.

Nie obchodziło mnie, że może znowu mnie odrzuci jak wtedy w aucie, kiedy wracaliśmy z Berlina. Chciałem mieć wtedy kogoś bliskiego.

Z zaskoczeniem poczułem, że on również mnie obejmuje.

Staliśmy tak przez parę sekund, po czym go puściłem.

Uświadomiłem za chwilę sobie jedną sprawę i wtedy nadeszła mnie nagła fala gniewu i wyrzuciłem z siebie :

- Jak mogłeś? Pytam się jak mogłeś?! Dlaczego mi to zrobiłeś?! Pytam się dlaczego do cholery?!

- Pete ja...- zaczął pan Stark, ale ja mu przerwałem.

- Byłem wtedy tylko durnym dwunastolatkiem! Tylko dwunastolatkiem! Miałem na swoich barkach ciężar całego tego zakichanego świata i Stark Industries. A dlaczego? Bo wszyscy avengersi i ty byli zbyt słabi by cokolwiek z tym zrobić! Cokolwiek zaplanować na najbliższą przyszłość! Ale teraz to się skończyło. Odeszłem. Tak będzie dla wszystkich najlepiej. A pani Potts już doszła do siebie i się wszystkim zajmie.- wyrzuciłem wszystko co we mnie siedziało od dwóch lat.

- Musiałem, nie miałem innego wyboru. Teraz zresztą też go nie mam.- odpowiedział pan Stark spokojnym i smutnym głosem .

-Jak to nie masz? Co chcesz przez to powiedzieć?- spytałem się go ostrym tonem.

Pan Stark rozejrzał się i odpowiedział :

- To nie miejsce na taką rozmowę. Chodź ze mną do mojego mieszkania, to ci wszystko wyjaśnię.

Nie chciałem iść z nim do jego nowego domu. Nie chciałem. Ale byłem zbyt głodny prawdy, żeby tam nie pójść.

Tak więc w milczeniu poszedłem z panem Starkiem do miejsca jego zamieszkania.

C.D.N.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top