Rozdział 2
Pov.Peter
Dziś wszystkie zadania i obowiązki zostawiłem Natashy i wybrałem się do mojej dawnej dzielnicy.
Założyłem podarte czarne dresy i bluzę z kapturem, wpasowując się w otoczenie.
Nasunąłem kaptur tak, że zasłaniał mi połowę twarzy i schowałem ręce do kieszeni.
Pierwsza zasada slumsów :
Trzymaj ręce w kieszeni, no chyba, że kradniesz.
Po tym można poznać, czy ktoś rzeczywiście jest z slumsów , czy tylko przypadkiem tutaj przechodził i nadaje się na łatwą ofiarę.
Idąc ciemnymi, krętymi uliczkami moje oczy rozglądały się cały czas obserwując otoczenie.
W oczy wpadł mi pewien mężczyzna, blondyn, z postury ciała i chodu wydawał się na około czterdzieści parę lat. Pewności nie mam, ponieważ widziałem tylko jego plecy.
Niewiadomo czemu, wydawał się być znajomy, ale szybko odrzuciłem ten pomysł. W Queens, nie miałem żadnych znajomych oprócz typowo zawodowych ( tylko przez jakiś czas) i byli oni najemnikami. Płatni zabójcy lub też chętnie kupujący narkotyki i inne używki.
Mężczyzna jednak zaraz mi zniknął z oczu, bo wszedł w jakiś zaułek, a ja nie szukałem go , ponieważ nie miałem w tym żadnego interesu. Skoro nie był on żadnym z moich heh "znajomych", to nie traciłem na niego, jakże cennego czasu.
Pewnie się zastanawiacie, kiedy się stałem taki arogancki i hmm taki... bad?
Ha, no cóż, otóż to moje zakichane życie mnie takim zrobiło. Przez te dwa ostatnie lata.
Nagle poczułem ten, pajęczy dreszczyk.
Szybko odwróciłem się, złapałem za kołnierz skórzanej, podartej kurtki jakiegoś faceta i przyłożyłem mu do gardła nóż, który szybko znalazł się w mojej dłoni i powiedziałem cichym i niebezpiecznym tonem :
- Łapy przy sobie, albo uszkodzę ci tą jakże ohydną mordę.
Twarz mężczyzny wyrażała zaskoczenie, a w jego oczach bez problemu dostrzegłem iskierki strachu.
Z całą siłą go odepchnąłem, co poskutkowało tym, że przeleciał parę dobrych metrów, lądując wśród przepełnionych i cuchnących kontenerów na śmieci, a ja udałem się w swoją stronę.
Wszedłem w końcu do upragnionego baru i rozglądnąłem się po pomieszczeniu.
Nigdzie nie mogłem dostrzec swojego klona.
Czyli prawdopodobnie przyszedłem za wcześnie, bo nie wrócił jeszcze ze zlecenia.
No cóż, poczekam.
Usiadłem wygodnie przy jednym ze stolików stojących pod ścianą i uważnie lustrowałem wzrokiem pomieszczenie.
Po około piętnastu minutach raczył się zjawić mój klon.
Wszedł przez drzwi, podszedł do barmana i zaczął z nim rozmawiać.
A ja powoli wstałem ze swojego miejsca i zacząłem się przysuwać do drzwi.
W momencie, kiedy tamten skończył rozmawiać i miał już wyjść, ja złapałem go za rękę i zapytałem :
- Chwileczkę. Możemy chwilę porozmawiać?
- A kim ty jesteś i skąd znasz moje imię?- zapytał tamten.
Minimalnie podniosłem kaptur , żeby mógł zobaczyć większą część mojej twarzy.
Kiedy tylko mnie zobaczył strach odbił się na jego twarzy i cofnął się o krok do tyłu.
- Spokojnie, nie przyszłem cię tu zabić. Chcę tylko pogadać.- wyjaśniłem mu.
Tamten słysząc to lekko kiwnął głową i pozwolił się wyprowadzić na zewnątrz.
Poszliśmy za budynek i tam opierając się o ścianę powiedziałem :
- Chcę złożyć ci pewną propozycję.
Chłopak nadal był spięty, ale odpowiedział :
- Ty? Chcesz mi złożyć propozycję? Niby jaką? Że mam się dać zabić, tak jak twój wcześniejszy klon?
- Nie. Ja nie chcę cię zabić. Tak jak mówiłem, mam propozycję. Ty też masz zdolności. Też mógłbyś być w dalszym ciągu Spidermanem, nie bojąc się, że ktoś się skapnie, że Spidermanów jest dwóch. Mogę oddać ci tą posadę. Jak zapewne słyszałeś, zarządzam teraz firmą i nie mam czasu już na ratowanie ludzi.- sprzedałem mu tą bajeczkę, którą wymyśliłem na poczekaniu.
Klon popatrzył na mnie z podejrzeniem.
- A skąd ta myśl, że ja chcę dalej być superbohaterem?
Oj nie. Ja tak łatwo się podejść nie dam.
- Ponieważ zależy ci na ludziach. Zależy ci, aby w dobrym celu wykorzystywać swoje zdolności i aby ludzie byli bezpieczni.- odpowiedziałem. I tu uderzyłem w czuły punkt.
Klon przez chwilę milczał, po czym się odezwał :
- No dobra. Masz rację. Wchodzę w to. Ale obiecujesz, że usuniesz się całkowicie w cień? Żeby się nie skapnęli?
- Tak. Oczywiście, obiecuję.- odpowiedziałem.
Drugi ja, uśmiechnął się i powiedział :
- Nareszcie będę mógł znowu zobaczyć się z resztą avengers! Jak ja się stęskniłem.
Ha i to jest dawny Peter, który widział wszystko w różowych kolorach. Szkoda, że ja już nie mogę taki być.
- Jeszcze jedno.- zacząłem- Deadpool powrócił. Niedługo może dojść do walki z avengersami, więc miej się na baczności. A zaczynasz już od zaraz.
Klon pokiwał głową i zapytał się :
- To wszystko?
- Tak.- odpowiedziałem, po czym odwróciłem się i zacząłem iść w swoją stronę, zostawiając klona samego.
Faza pierwsza planu wykonana.
Teraz czas na fazę drugą.
C.D.N.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top