Rozdział 17

Pov.Peter

Mijały tygodnie, robiło się co raz to zimniej i zaczął w końcu padać śnieg. Musiałem więcej dokładać drewna do kominka, bo inaczej bym zamarzł. W dalszym ciągu byłem dilerem i unikałem jak ognia spotkań z panem Starkiem.

Jednak pewnego dnia coś szczeliło mi w kominie, wpuszczając przy tym tony sadzy do mojego mieszkania i musiałem zaprzestać palenia, z obawy by nie wywołać przypadkiem pożaru. Nie wiedziałem co było nie tak z kominem, więc wolałem dmuchać na zimne. W tym przypadku akurat dosłownie, bo już nie miałem jak się ogrzać i spałem z założoną kurtką, bluzą i dwoma kocami na sobie. Na domiar złego przez szczeliny w oknach które były zabite dechami, zaczął wpadać do mojego pokoju śnieg i już nie raz budziłem się z mokrymi, zamrożonymi i porytymi białym puchem włosami. 

Przestałem już walczyć i tylko mozolnie czekałem aż skończy się moje szczęście i przyjdzie po mnie śmierć.

--------------------------------------------------------------------->

Pov.Stark

Tak jak sobie Peter życzył, zostawiłem go. Nie próbowałem nawiązać z nim kontaktu, ponieważ wiedziałem, że mnie nienawidzi. Jedyne co mi zostało to patrzeć przez okno, gdzie mogłem dostrzec snop dymu unoszącego się z komina Petera.

Jednak od paru dni już tego dymu nie widziałem.

Kiedy to sobie uświadomiłem, zmarszczyłem brwi. Jest zimno i chłopak powinien rozpalić sobie w kominku chociaż na noc. Dziwne.

Nie słuchając się głosu rozsądku, poszedłem za swoim przeczuciem, że coś jest nie tak i takim oto sposobem trafiłem pod dom Petera. Przez chwilę zastanawiałem się czy wejść, ale po paru sekundowym wahaniu weszłem do środka i skierowałem się na piętro mieszkalne Petera.

Kiedy weszłem do jego pokoju, zmartwił mnie ziąb panujący w mieszkaniu. W moje oczy rzucił się obraz śpiącego chłopaka, który zmroził mi krew w żyłach.

Dlaczego?

A no może dlatego, że chłopak był strasznie blady, usta miał zsiniałe najprawdopodobniej z zimna, a na jego rzęsach i włosach błyszczały płatki śniegu.

Od razu podbiegłem do niego i nim potrząsnąłem wołając go przy tym po imieniu :

- Peter? Peter! Obudź się błagam dzieciaku.

Jednak żadnej reakcji z jego strony nie dostałem.

Natychmiast przyłożyłem palec pod jego nos, chcąc sprawdzić czy chłopak żyje.

Z ulgą poczułem lekkie muśnięcie powietrza.

Szybko powziąłem decyzję i opatulonego szczelnie chłopaka dwoma kocami, wziąłem na ręce i zabrałem do swojego mieszkania. 

Położyłem drobne ciało chłopca na kanapie, przykryłem go dwoma dodatkowymi kocami i przesunąłem kanapę bliżej kominka w którym się paliło. Dołożyłem drwa do ognia, żeby było jeszcze cieplej.

Kominek odbudowałem sobie sam, bo chłopak mi już tego nie zrobił, chyba za bardzo się spieszył, żeby mnie wywalić z własnego mieszkania.

Weszłem pod koce i przytuliłem chłopaka do swojej piersi, chcąc ogrzać go ciepłem własnego ciała.

- Oj Peter, dlaczego ty tak bardzo boisz się mnie poprosić o pomoc?- westchnąłem cicho i zamknąłem oczy, zmęczony tym całym dniem.

------------------------------------------------------------------------>

Pov.Peter

Obudziłem się i było mi wyjątkowo wygodnie i ciepło.

Zmarszczyłem brwi.

Ciepło? Nie powinno być mi ciepło. Przecież już nie palę w kominku.

Otworzyłem oczy i byłem jeszcze bardziej skołowany niż wcześniej, ponieważ pokój w którym się znajdowałem nie należał do mnie. Po paru sekundach rozpoznałem pomieszczenie i wtedy też zrozumiałem, że ktoś mnie obejmuje.

Obróciłem głowę i zobaczyłem leżącego koło mnie i śpiącego pana Starka. To od niego było mi tak ciepło.

Przez moją głowę zaczęły przepływać tysiące pytań.

Jak się tu znalazłem? Dlaczego pan Stark przyjął mnie pod swój dach? Skąd on w ogóle wiedział, że mam problemy z ogrzewaniem?

Chciałem poruszyć ręką, ale nic to nie dało. Zamiast tego poczułem nieprzyjemne pieczenie w palcach. Ups, chyba sobie ręce odmroziłem.

Postanowiłem obudzić pana Starka. Chciałem się czegoś dowiedzieć.

- Proszę pana? Panie Stark?

Kiedy starszy uchylił powieki i spojrzał na mnie spytałem :

- Co ja tutaj robię?

- O Peter. Dzięki Bogu się obudziłeś.- powiedział pan Stark.

Zmarszczyłem brwi.

- A wcześniej coś było nie tak?- spytałem nie wiedząc o co mu może chodzić.

- Nie tak? Oczywiście, że było nie tak! Kiedy cię znalazłem, leżałeś cały blady, wyziębiony i lekko przypruszony śniegiem. Nawet cię dobudzić nie mogłem.- wyjaśnił pan Stark.- Dlaczego nie paliłeś w kominku?

- Zepsuł mi się. Już nie mogłem w nim palić.- odpowiedziałem mu zgodnie z prawdą.

- To czemu w takim razie nie przyszedłeś wtedy do mnie? Wiesz przecież, że bym cię wtedy przygarnął na te parę nocy.- zapytał się pan Stark.

Odwróciłem wzrok.

Tak, wiedziałem, ale w tamtym momencie, mój mózg odmawiał od niego pomocy.

- Nieważne.- mruknąłem.- Nie mogę ruszać palcami. Bolą mnie.

- Widocznie je sobie bardzo mocno odmroziłeś. Daj, pomogę ci.- powiedział pan Stark i sięgnął po moją rękę.

Zaczął ją przez chwilę trzeć, a ja po około dwóch minutach przestałem odczuwać ból i poczułem, jak przez moje ręce przepływa krew.

- Udało się. Znów czuję rękę i mogę poruszać palcami.- oznajmiłem radośnie. Fajnie znów było czuć ręce.

Pan Stark uśmiechnął się lekko, wsunął z powrotem moją rękę pod koc i wziął drugą, robiąc ten sam zabieg co wcześniej.

Kiedy w obydwu rękach wróciło mi krążenie, zabrałem tą drugą i mu podziękowałem :

- Dziękuję.

- Drobiazg.- odpowiedział pan Stark, po czym wstał z cichym stęknięciem i przykrył mnie dokładnie kocem.

- Nieeeee. Ciepłoooo.- mruknąłem niezadowolony. Zniknęło moje główne źródło ciepła.

Pan Stark zaśmiał się cicho na to i odpowiedział :

- Poczekaj chwilę. Muszę dołożyć trochę drewna, bo ogień wygasa.

Gdy dorzucił drewna, ogień na nowo wzrósł i stało się trochę cieplej, a pan Stark wrócił na kanapę.

Zrobiłem mu trochę miejsca, ale on ułożył się i przyciągnął mnie do siebie z powrotem.

- Choć tu. Będzie ci cieplej.- powiedział, a ja nie narzekałem. W końcu było mi ciepło.

- Dlaczego pan to zrobił? I skąd pan wiedział, że mi się komin zepsuł?- zapytałem się go cichym głosem.

- Od kilku dni nie widziałem obłoku dymu z twojego komina, więc poszedłem to sprawdzić. A odpowiadając na twoje pierwsze pytanie to, ponieważ nie mogłem cię tak tam zostawić. Ja mam wielkie ego, ale do przesady.- zaśmiał się cicho pan Stark.

- Po tym wszystkim co panu powiedziałem?- spytałem się, nie mogąc mu uwierzyć.

- Dzieciaku dla ciebie wszystko.- mruknął mi we włosy, śpiącym tonem pan Stark.

A ja wtuliłem się w jego tors jeszcze bardziej. Już od kilku miesięcy nie czułem się tak bezpiecznie jak teraz.

- A teraz chodźmy spać. Jest 3 w nocy.- powiedział cicho pan Stark, a ja nie wniosłem sprzeciwu.

Było mi zbyt dobrze i byłem zbyt zmęczony, żeby protestować.

C.D.N.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top