Rozdział 16

Pov.Peter

Minęło już parę dni od ataku na Deadpoola.

Dzięki pomocy całego gangu, zdołałem pozbyć się mojego prześladowcy.

Nastał grudzień i zrobiło się całkiem zimno, więc zacząłem grzać w kominku. Dalej utrzymywałem się dzięki sprzedaży narkotyków, więc dostawałem od drużyny jedzenie, którym dzieliłem się z panem Starkiem, choć już dawno z nim nie rozmawiałem.

Jedzenie dla niego przekazywałem miłej pani, jego sąsiadce z parteru, która mu je oddawała. Ja nie chciałem z nim stanąć twarzą w twarz.

Kiedy pozbyłem się Deadpoola wróciłem do wieży po zegarek do zbroi pana Starka. Pech chciał, że akurat zaglądnęła tam pani Natasha.

- Peter?! Co ty tutaj robisz?! Wszyscy myśleliśmy, że umarłeś!- od razu też mnie uściskała, a mi zrobiło się ciepło na sercu. Widocznie ona też za mną tęskniła.

- Wiem, przepraszam. Deadpool groził, że jeśli nie zrobię czego chce, to was wszystkich pozabija. Musiałem się usunąć w cień, żeby was ochronić. Ale już jest wszystko okey. Pan Stark też żyje, ale nikomu o tym nie mów. Ani o mnie, ani o nim. To zbyt długa historia, jeśli chcesz wszystko wiedzieć.- uprzedziłem ją od razu zanim zaczęła pytać.

- No dobrze, ale skoro już wszystko w porządku...powinieneś wrócić. Nawet nie wiesz jak bardzo Pepper przeżywała twoją śmierć. Jesteś dla niej ważny. Nie może sobie tego wybaczyć, że przez te dwa lata nie poświęcała ci więcej czasu i zostawiła na twoich barkach cały ciężar S.I.- ciągnęła dalej Natasha.

- Ciociu, ja...nie mogę. Ja już nie mam rodziny, zaraz mnie zgarnie opieka społeczna. Nie mogę po prostu.- wyjaśniłem jej.

- Peter, wiem, ale może spróbujemy...- przerwałem jej, bo nie chciałem już tego słuchać.

- Nie ciociu Nat. To już nie ma znaczenia. Teraz mieszkam gdzie indziej. Proszę zapomnij o mnie.- powiedziałem do niej i odwróciłem się, aby wyskoczyć już przez okno.

- Pamiętaj Peter, że cokolwiek się stanie, zawsze możesz do mnie zadzwonić, a ja ci pomogę. Wszyscy ci pomożemy.- powiedziała pani Natasha na koniec.

- Wiem. Dziękuję.- mruknąłem na pożegnanie i wyskoczyłem przez okno.

-------------------------------------------------------------------->

Był środek nocy, kiedy ja zakradłem się przez okno do pokoju pana Starka i położyłem mu na stoliku obok łóżka zegarek. Odwróciłem się później i wyszedłem nie budząc pana Starka swoim wejściem.

Tak mi się przynajmniej wydawało, bo kiedy usiadłem na dachu budynku i z oczu zaczęły mi lecieć łzy, usłyszałem za sobą głos :

- Peter, czemu tutaj siedzisz? Jest późno i zimno.

- Idź sobie.- odparłem nie mając siły na konfrontację z nim.

Jednak on usiadł koło mnie i powiedział :

- Dziękuję za jedzenie, które mi zostawiasz i za zegarek. Skąd właściwie go wytrzasnąłeś? Przecież on jest do jednej z moich zbroi.

- Byłem w wieży. Zabrałem i ci go przyniosłem, żebyś mógł pokonać Mysterio i wrócić tam, gdzie wcześniej mieszkałeś.- powiedziałem cicho i pociągnąłem nosem. Już zdążyłem dostać kataru.

- Dlaczego płaczesz dzieciaku?- spytał się pan Stark.

- Dlatego, że moje  życie to jedna wielka ściema. Nie mam już nikogo. Fakt pozbyłem się już Deadpoola. Nie żyje, ale co z tego? Nie mam gdzie wracać. Nie mam do kogo wracać.- w sumie sam nie wiem, dlaczego się przed nim otworzyłem.

Pan Stark przez chwilę milczał, po czym odezwał się ledwo słyszalnym głosem :

- Wybacz mi dzieciaku. Gdybym tylko wcześniej pozbył się Mysterio zanim zdążył mnie odnaleźć, kiedy Thanos wrócił...być może wtedy twoje życie i moje wyglądałoby zupełnie inaczej.

Nie odpowiedziałem mu. Nie miałem najmniejszego zamiaru. Miałem już wszystkiego dosyć. Schowałem twarz w dłoniach i zacząłem już na dobre płakać. Moje życie się posypało.

Pomimo tego ziąbu jaki panował na dworze, poczułem nagle ciepło i to, że ktoś mnie otacza ramieniem i przyciąga do siebie.

Mimo woli wcisnąłem twarz w trochę poniszczoną kurtkę pana Starka i usłyszałem jego cichy i spokojny głos :

- No już Pete...ciii. Jestem tutaj. Spokojnie. Ja to wszystko naprawię. Obiecuję.

Nie prawda, on nic już nie może zrobić. Już nikt nie może mnie uratować i zamierzałem mu to właśnie uświadomić :

- Niech pan nie obiecuje czegoś, czego pan nie może dotrzymać. Niech pan już po prostu nie daje mi tych złudnych nadziei.- powiedziałem do niego cichym, trochę zachrypniętym głosem od płaczu.

  - Ale to prawda. Mam zbroję wystarczy tylko, że pokonam teraz Mystrio i będziemy mogli wrócić z powrotem do wieży...- ciągnął dalej pan Stark, ale ja mu przerwałem.

- Poprawka. Pan będzie mógł wrócić do wieży, ja zostanę tutaj, nie mam tam już czego szukać.

- Nie Peter. Wrócisz tam ze mną, zajmę się tobą. Nie mogę cię znów stracić.- powiedział stanowczym tonem pan Stark.

O nie. No tego kitu, to już on mi nie wciśnie.

Wyswobodziłem się z objęć starszego i stanąłem na nogach, odwracając się do niego tyłem i mówiąc :

- Niech pan da sobie spokój z próbowania wmówienia mi pańskiego kłamstwa. Mam już tego dosyć z udawania, że panu na mnie zależy. Niech mnie pan po prostu zostawi.

Po tym, zeskoczyłem z dachu zostawiając pana Starka samego, a ja ruszyłem do domu.

Jak ja chciałbym wrócić do swojego dawnego życia i znów być nastolatkiem, a nie musieć być ciągle kimś, kim nie jestem, czyli dorosłym.

C.D.N.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top