Rozdział 15
Pov.Stark
Wiedziałem już, że mnie nienawidzi.
O tyle o ile wcześniej widziałem jak mi choć trochę zaufał i byliśmy na dobrej drodze do odnowienia naszej relacji, o tyle teraz wszystko się popsuło i nie miałem już nic.
Wiedziałem, że wrócił do domu o 4 rano i przez półprzymknięte oczy widziałem jak zostawił mi coś w worku. Miło z jego strony, że nie puścił mnie głodnego, ale i tak przykro mi było, że teraz odnosi się tak do mnie jak wtedy kiedy dowiedział się, że jednak przeżyłem.
Ale sam sobie na to zapracowałem i muszę teraz jakoś to znieść.
Odczekałem jeszcze godzinę po czym wstałem z łóżka, zabrałem reklamówkę i po cichu wyszedłem z mieszkania Petera.
Tak będzie dla wszystkich najlepiej i będzie on bezpieczny.
Bo przecież o to chodziło przez całe dwa lata ukrywania się mojego, prawda? Tylko, żeby Peter był bezpieczny. No i jeszcze Pepper.
Wróciłem do swojego własnego mieszkania i aż gwizdnąłem z podziwu.
Młody naprawdę odwalił kawał dobrej roboty.
Już nie będę spał na brudnym materacu, ponieważ mam swoją własną kanapę i miękki dywan. Gdy weszłem do łazienki i puściłem wodę w prysznicu leciała ciepła woda. Wszystko doskonale zaplanowane.
No cóż, szkoda tylko, że on nie chce mojej wdzięczności, bo po czymś takim to bym chętnie do niego poszedł i mu podziękował.
No, ale trudno. Czas wracać na stare śmieci.
Położyłem się na kanapie, chcąc jeszcze przespać się te parę godzin.
----------------------------------------------------------->
Pov.Peter
Krzątałem się bezczynnie po domu nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Mimo to, że nienawidziłem pana Starka to jednak brakowało mi jego obecności. Brakowało mi obecności drugiej osoby.
Czułem się samotny jak nigdy dotąd.
Chciałem, żeby wróciło moje dawne życie. Chciałem znów lubić pana Starka, chciałem...chciałem znów go traktować jak ojca. Chciałem z powrotem te miłe chwile kiedy przychodziłem do niego na staż i razem przesiadywaliśmy w jego laboratorium.
Tęskniłem za troszczącą się o mnie Pepper, ciocię Nat, wujka Barnnesa, wujka Steva z którym grałem na konsoli w weekendy w wieży. Tęskniłem za moją dziwną rodzinką.
Pod wieczór miałem już dosyć bezczynności, zabrałem plecak i poszedłem w ciemne uliczki chcąc zdobyć nowy towar i trochę też zarobić.
Wróciłem do domu o 21.00 z całkiem niezłym zarobkiem. 1 litr kodeiny ( z której tak bardzo byłem dumny, bo nie łatwo ją zdobyć) Pół kilo morfiny, mała buteleczka metadonu, i trochę opium do palenia.
Teraz znów byłem jednym z najlepszych dilerów w Queens.
Położyłem się wcześniej spać, ponieważ następnego dnia miałem się stawić w barze, aby zdobyć plan ataku na Deadpoola.
---------------------------------------------------------------------->
Dobrze znaną mi trasą przechadzałem się ciemnymi uliczkami Queens.
Z głośnym hukiem weszłem do baru, gdzie od razu przywitał mnie Jade :
- Cześć Billy! Dobrze, że jesteś. Zaraz zawołam Blacka.
Stary barman poszedł do góry i wrócił za chwilę z wspomnianym chłopakiem.
- Siema Billy! Mamy już wszystko opracowane. Chodź. Usiądziemy.- powiedział Black i podeszliśmy do jednego ze stołów.
- Billy, witaj z powrotem w gronie jednostki 22. Teraz możecie się już tak oficjalnie przywitać.-powiedział do mnie Black i wskazał ręką ludzi siedzących koło mnie, których mi tak bardzo brakowało.
- Cześć wszystkim. Tęskniłem za wami. Alex, jak ty żeś urósł!- powiedziałem do rudowłosego chłopaka.
- Ty też Szefie.- odpowiedział mi mój rówieśnik.
- Dobrze cię znowu widzieć.- powiedzieli do mnie równocześnie dwaj mężczyźni około 50-tki. Miło było zobaczyć znowu znajome twarze.
- To macie ten plan czy nie?- spytałem z niecierpliwością. Bardzo chciałem już działać.
- Jak zwykle, w gorącej wodzie kąpany. Tak mamy.- zaśmiał się Black i rozłożył na stole kartkę, na której widać było plan miasta.
- No więc tak, nie wkroczymy do bazy Deadpoola, ponieważ to jak wejść prosto do lwiej paszczy. Ale wiemy, że Deadpool codziennie około godziny 1.00 w nocy wychodzi tylnym wyjściem ze swojej bazy i idzie tą drogą.- tłumaczył Alex i pokazał palcem miejsce na mapie.- Idzie on wtedy do domu razem ze swoją obstawą, która liczy dobrze wyszkolone cztery osoby.
- Dlatego my- teraz zaczął tłumaczyć Black- zaczaimy się całym naszym gangiem w tej uliczce- tu pokazał palcem wąską uliczkę- i zaatakujemy go z zaskoczenia. Ja i ty weźmiemy Deadpoola. Reszta zajmie się jego obstawą, a kiedy skończą dołączą do nas. W ten sposób skończą się rządy tej aroganckiej mafii.- zakończył z wrednym uśmiechem Black.
- Dobry plan. Kiedy zaczynamy?- zapytałem się go.
- Dziś w nocy. Godzina 0.30 we wskazanej uliczce. Będziemy tam wszyscy. Masz dobry sprzęt?- spytał się mnie Black.
- Mam, choć nie taki dobry jak ty masz. Możesz mi pożyczyć?- spytałem się go.
- Pewnie. Snajperka?
- Snajperka.- odpowiedziałem z wielkim uśmiechem. Z takim sprzętem nie będę nawet musiał stawać przed Deadpoolem, tylko zastrzelę go z kilkunastu metrów, a on się tego nie spodziewa.
Alex zwinął mapę i oddał ją jednemu ze starszych mężczyzn.
- Do zobaczenia. Pamiętaj o umówionej godzinie.- powiedział Black i odszedł.
-------------------------------------------------------------->
Wszyscy byliśmy rozstawieni na swoich miejscach, a ja przeładowałem moją broń. Wszyscy byliśmy już gotowi.
Wybiła już pierwsza, a ja próbowałem dostrzec jakiekolwiek sylwetki w mroku.
Kiedy je w końcu dostrzegłem skinąłem głową na siedzącego obok mnie Alexa i wziąłem na celownik osobę idącą po środku.
Wypuściłem z płuc drżące powietrze.
Spokojnie. Musisz się skoncetrować.
Zacząłem oddychać równo i płynnie, mocniej zacisnąłem ręce na broni.
Nacisnąłem spust i wtedy nocną ciszę rozdarł huk i krzyki walczących ludzi.
Ale jedno wiedziałem.
Nie byłem tam sam.
C.D.N.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top