Rozdział 14

Pov.Peter

Obudziłem się w jakimś obcym łóżku z natarczywym pikaniem obok siebie.

Poczułem strach.

Byłem w obcym mieszkaniu, otoczony przez medyczne aparatury, a więc ktoś wiedział, że ja żyję.

Poczułem też gniew.

Pan Stark mnie wydał. 

Jak zwykle pewnie chciał się pozbyć problemu, więc mnie gdzieś oddał.

Szybko podniosłem się do siadu, ale ekstremalnie zakręciło mi się w głowie i znów opadłem na poduszki.

Drzwi pokoju otworzyły się a ja wstrzymałem oddech.

Nagle usłyszałem znajomy głos :

- No proszę, Peter obudziłeś się.

Za chwilę w polu widzenia pojawił mi się doktor Strange.

Co tu się do cholery dzieje?!

- No tak, mogłem się spodziewać, że pan Stark mnie w końcu wyda.- powiedziałem do niego.

- Stark zachował się rozsądnie i zadzwonił, gdy ty byłeś w najbardziej krytycznym dla ciebie momencie. Martwił się o ciebie.- próbował bronić pana Starka Strange.- Jak się czujesz? Według moich rejestrów powinieneś już dojść do siebie.

- Całkiem dobrze, dziękuję. I nie prawda, pan Stark oddał mnie tobie, żeby pozbyć się problemu. Obiecał, że nikomu nie powie, że żyję i że mnie nie zostawi. Złamał dane mi słowo.- powiedziałem do niego.

- Zrozum Stark się o ciebie troszczy. Nie chciał, żebyś mu tam umarł na rękach i zadzwonił po mnie. Nawet nie wiesz jaki miał spanikowany głos, kiedy odebrałem telefon.

- Akurat. Coś ci się ubzdurało i niech pan nie próbuje mi wcisnąć kitu. Nie jestem głupim dzieckiem. Przez dwa lata prowadziłem S.I. znam te wasze zagrania. A teraz muszę już iść.- prychnąłem, odpiąłem się od tych dziwnych urządzeń i stanąłem na nogach.

Zacząłem ubierać buty, kiedy usłyszałem pełen oburzenia głos doktora Strange'a :

- Chwila! Nie powiedziałem, że możesz już wstawać.

Zawiązałem ostatni  but, podniosłem głowę i powiedziałem w jego stronę :

- A ja nie powiedziałem, że chcę tu być. Jaki mamy dzisiaj dzień?

- Środa.- odparł dalej gniewny Strange.

- Niech mnie pan zaprowadzi z powrotem do drzwi. I dziękuję za pańską pomoc, mimo iż jej nie chciałem.- rzuciłem do niego.

- Ehh, uparty jesteś. Chodź.- powiedział i zacząłem iść za nim w stronę wyjścia.

Nałożyłem kaptur na głowę, żeby mnie nikt nie rozpoznał i już miałem przekraczać próg drzwi, kiedy zatrzymał mnie głos Stranga :

- Tony nie złamał danej ci obietnicy. Wymógł na mnie abym nikomu o was nie powiedział. Nie bądź dla niego zbyt surowy. Znam waszą historię Peter i wiem, że jesteś na niego zły, bo uważasz, że cię zostawił. On jednak to zrobił dla twojego bezpieczeństwa. Wybacz mu w końcu.

- Mógł chociaż mnie uprzedzić zanim podstawił za siebie zwykłego klona i o wszystkim powiedzieć, a nie znikać sobie bez słowa.- warknąłem ze złością.

Czy on jest jakiś ślepy?!

- Może miał ku temu dobre powody, żeby ci nie mówić?- zasugerował Strange.

- Ta jasne. Jedynym powodem jest jego własne ego. Do widzenia.- powiedziałem i zamknąłem ze złością drzwi.

-------------------------------------------------------------------------------->

   Szedłem ulicą zastanawiając się co robić.

Oczywiście jako pierwszy punkt postanowiłem na szybkiego dokończyć remont mieszkania pana Starka, żeby mógł jak najszybciej opuścić moje mieszkanie. Nie zamierzam już dłużej znosić jego obecności.

Jako drugie zamierzałem stawić się za dwa dni u mojego gangu i ustalić szczegóły morderstwa Deadpoola, żeby mieć go raz na zawsze z głowy, a jako trzecie postanowiłem wkraść się z powrotem do wieży, zabrać nowy zegarek, zostawić w laboratorium otwarte okno i dać zegarek panu Starkowi, aby przywołał jedną z jego zbroi, pozbył się Mysterio i wracał na swoje millionerowskie życie, tam gdzie pasuje, a mi zostawił w całości Queens, żebym już nigdy go tutaj nie ujrzał.

Wszedłem niezauważony do budynku w którym mieszkam i weszłem na swoje piętro. Otworzyłem drzwi i ujrzałem siedzącego pana Starka na kanapie czytającego jakąś brudną, poniszczoną, pewnie wyjętą z kosza gazetę.

Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się do mnie, odłożył gazetę na bok i powiedział :

- O Peter! Nie sądziłem, że tak szybko staniesz na nogi. I jak lepiej?

Pfff. Jakby go to w ogóle obchodziło.

- Tak. I zamierzam teraz wziąć dokończyć budowę pańskiego mieszkania.- rzuciłem do niego suchym tonem.

Na to on zmarszczył brwi spojrzał na mnie i spytał się :

- O co ci chodzi?

- Może o to, że obiecałeś nikomu nie mówić ani mnie więcej nie zostawiać!- wybuchnąłem od razu.

Na twarzy starszego widać było nagłe zrozumienie i za chwilę odpowiedział :

- Peter zrobiłem to dla twojego dobra...

- Ah tak jasne! Znowu dla mojego dobra! Zostawienie mnie dwa lata temu było dla mojego dobra, a teraz pozbycie się mnie jako problemu z głowy i oddanie doktorowi Strangowi, też było dla mojego dobra? Dobre sobie. Z czystej litości dokończę twoje mieszkanie Stark, a potem rozejdziemy się w swoje strony i zapomnimy o tym, że w ogóle wiemy o swoim istnieniu, gdzie mieszkamy i zapomnimy jaki to byłeś dla mnie dobry przez ostatnie parę dni. Zapomnimy, że w ogóle się znamy.- wysyczałem do niego z nienawiścią.- Jeden dzień tutaj zostaniesz. Jeden dzień. Tyle mi wystarczy aby zrobić ci normalne warunki do życia.

Pan Stark spojrzał na mnie gniewnie :

- Nie tym tonem. Trochę szacunku, nie jestem twoim...

- Szacunku?! SZACUNKU?! Ja już straciłem do ciebie jakikolwiek szacunek i zaufanie. Gdyby nie to, że  nie masz gdzie spać wywaliłbym cię na zbity pysk!- wywrzeszczałem na niego.

Głupek.

- Dobrze nie będę więcej wchodził ci w twoje życie. Jutro wracam do siebie, jeśli skończysz remont.-powiedział z grobową miną pan Stark.

- Oj skończę. Nawet szybciej niż ci się wydaje.- zapewniłem go i wyszedłem na wysypisko, aby zabrać stamtąd potrzebne rzeczy.

----------------------------------------------------------------------------------->

Pot lał mi się z czoła, gdy z całą moją siłą i furią, która mnie przepełniała waliłem młotkiem w rurę.

Była trzecia w nocy, a ja dalej nie ustawałem. Z wysypiska przytargałem dosyć ładny dywan i starą kanapę, którą wniosłem na górę mieszkania tylko przy pomocy mojej super siły. Jak się okazało pan Stark miał jeszcze z boku małą izdebkę w której mieścił się mały, dosyć ciasny prysznic i o dziwo, w prawie nie naruszonym stanie muszla.

Teraz siedziałem i dokańczałem swoją robotę. Moją mini zabawę w hydraulika. Muszlę podłączyłem tak jak i swoją do sąsiadów pana Starka, którzy mieszkali w przyległym bloku, koło jego mieszkania i to samo zrobiłem również z ciepłą i zimną wodą do prysznica.

Umywalki pan Stark nie miał, to też nie trudziłem się, żeby jakąś skombinować i jeszcze ją podłączyć. Niech sobie jakoś radzi.

Kiedy skończyłem, dochodziła już czwarta nad ranem i z ulgą udałem się do swojego mieszkania.

O resztkach sił wziąłem plecak i wyjąłem z niego jedną butelkę wody, bułkę i jedną zupkę w plastikowym pojemniczku i dałem je do worka dla pana Starka. Nie jestem bestią bez serca, żeby zostawić go bez wyżywienia. On nie miał pracy, ale ja miałem i dlatego    zawsze coś przynosiłem do domu.

Później położyłem się na fotelu i szybko zasnąłem.

Kiedy się obudziłem 4 godziny później, pana Starka nie było i zniknął worek, który dla niego zostawiłem przy kanapie na której spał.

Wreszcie byłem od niego wolny.

Ale czy aby na pewno tego chciałem?

C.D.N.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top