cold skin
Gdy postanowiłam musnąć jego rękę wstąpiło we mnie przerażenie. Jeszcze nigdy nie czułam czegoś aż tak lodowatego. Pierwszy raz, kiedy odważyłam się dotknąć jakiegokolwiek ciała pozbawionego mieszkającej w nim duszy. Doświadczenie mrożące krew w żyłach, ale za razem ekscytujące. Truchło blade niczym kartka papieru, swym martwym spojrzeniem spoglądało na mnie. Położyłam najdelikatniej jak mogłam swoje palce na rozwartych powiekach, tak, jakbym nie chciała go obudzić. Lecz jak można obudzić trupa? Bez pośpiechu zamknęłam szklane oczy, teraz wygląda jakby pochłonął go błogi letarg, z którego niestety już nigdy się nie wybudzi. Mój dziadziuś, zawsze służący pomocną, pomarszczoną jak morska woda w niespokojną noc ręką, jego oczy kwitnące nadzieją, niczym młode pąki kwiatów na wiosnę, oraz miłość, którą darzył cały otaczający go świat, choć okrutny, dla niego nic piękniejszego nie było, a dla mnie nie było nic piękniejszego niż on sam. Pożegnałam go po raz ostatni, całując delikatnie w czoło pokryte fałdkami starej skóry, uraniając przy tym jedną, samotną łzę, która wędruje po moim czerwonym od żalu licu, tak samo, jak ma dusza pozbawiona najmniejszego, lecz najcenniejszego jej światełka.
specjalna dedykacja dla @Wiolkazpornolkaxd miało być już dawno, przepraszam
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top