W imię miłości

Cześć! Ciężko mi coś konkretnego napisać na temat tego one-shota, bo gdy go pisałam, byłam w jakiejś innej rzeczywistości - pół żartem, pół serio. Nie ma tutaj akcji, wsadzam was w świat uczuć i emocji człowieka, który jest zagubiony, ma zakrzywione pojęcie na temat miłości, sam tak właściwie jest  skrzywiony i wszystko, co robi, wydaje mu się słuszne - bo przecież podyktowane jest to głębokim uczuciem. Temat ciężki; ciężko się pisało i ciężko może się czytać. Moim zdaniem weszłam na grząski grunt, może nie powinnam pakować się w tak ciężkie emocje, ale może znajdą się osoby, którym akurat taki styl odpowie i może pomyślą, że zrobiłam to dobrze. Chciałam wam coś dać na halloween, ale nie chciałam iść w stronę wampirów i duchów - i tak właśnie powstało 'Dla niego'. 

Byłabym bardzo wdzięczna za szczerą opinię; co do samego tekstu, stylu, zarysu, konceptu? Jak się czytało? Czy to są wasze klimaty? Czy wszystko było zrozumiałe? Więcej czegoś takiego, mniej?  Za każdy komentarz już teraz pięknie dziękuje. I jeszcze dziękuje wszystkim, którzy przeczytali ten tekst przed dodaniem i nakierowali mnie na mniejsze lub większe poprawki. 

Więc smacznego! (Polecam też plejke z mojego spotify (varasimis;dla niego), można bardziej wczuć się w klimat).

Nie zawsze taki był. Dopóki go nie poznał, nie miał pojęcia, że może wykrzesać z siebie tak odrażające emocje. Uczucia, które w nim wyzwalał, były zatrważające. Obezwładniały go, sprawiały, że każdy oddech bolał, żar tlił się pod skórą, a myśli skręcały się w głowie niczym splątane łańcuchami. Czasami miał wrażenie, że jest więźniem – i choć został uwolniony, nie potrafił dostosować się do nowej rzeczywistości.

Sasuke Uchiha z całą pewnością zbłądził.

Wiedział to od chwili, gdy pierwszy raz usłyszał jego śmiech i chociaż wtedy myślał, że jest jak najsłodszy miód, teraz wiedział, że to nic innego jak trucizna. Zaraza, która niepostrzeżona przenika do umysłu, wykańcza cicho i powoli, a gdy zdajesz sobie sprawę z tego, co się dzieje – jest już za późno. Wiedział, że nie może zawrócić, wiedział, że choroba zainfekowała cały organizm i nie ma sposobu, aby go odratować.

Czasami miał wrażenie, jakby jego świadomość została bestialsko wyrwana; odseparowana od mózgu, wypluta i zniszczona. Tłumaczył sobie, że te wszystkie paskudztwa, które dla niego robił, nie były dokonane w pełni świadomie. Nie on za tym stał, a to coś głęboko w nim ukryte - kat, którego tylko Naruto w nim wyzwalał. Nigdy go o to nie prosił, ale Sasuke czuł, że musi to robić, że on na to zasługuje, że choć nie żąda, chce tego. Tylko Sasuke potrafił usunąć jego problemy, wymazać na dobre - tak, aby nigdy nie istniały.

Ulga, która zalewała twarz Naruto, gdy wszystkie bolączki odchodziły w niepamięć, była dla Sasuke wystarczającą zapłatą. Napawał się nią, zachwycał, uczył na pamięć, aby później na nowo ją odtworzyć. Jego trujący głos, kiedy mówił, że już jest w porządku, wpełzał do umysłu Sasuke, zawijając swoje macki wokół jego najczulszych punktów. Chwilami nie mógł oddychać od tego wszystkiego, bolało go ciało, bo płonęło, wyżerało mu mięśnie, a później kości. I gdy zostawał sam popiół, a on nie był w stanie oddzielić realności od majaków, on znowu przychodził. Opowiadał o problemach, głos mu się łamał, był przestraszony, wątłe światło żarówki w kuchni Sasuke padało na jego zaszklone oczy, na nowo rozrywając każdy zakamarek umysłu.

Słuchał w skupieniu, bo nie chciał, aby powtarzał. Nie potrafił oglądać go w takim stanie. Chciał tylko słyszeć ten śmiech, co wtedy, chciał czuć miód, który sprawiał, że język mu cierpnął.

Nie pamiętał dobrze pierwszego razu. Było już ich tyle, że po czasie zaczęły mieszać się w bezkształtną masę; szarą i śmierdzącą. Dusiła go, łzawiły mu oczy przez ten odór, ale wiedział, że ona nie zniknie. Nie miała materii, a jednak tkwiła gdzieś głęboko w nim. W miejscu, w które tylko Naruto sięgał.

Nie pamiętał więc kto to był – może jego szef, może były kolega ze studiów, może sąsiadka. Pamiętał za to jak metalowa rura ciążyła mu w dłoni, jej chłód, gdy zaciskał na niej palce. Nie zapomniał też o bólu w klatce piersiowej, strachu, który przesłaniał mu widok, sprawiając, że musiał podpierać się ceglanej, lodowatej ściany w obskurnej, śmierdzącej uliczce. Dźwięk łamania kości, gdy metal uderzył o czaszkę, po dziś dzień brzęczał mu w uszach. Dudnił, boleśnie obijał się po zakamarkach umysłu, sprawiał, że noce przestały przynosić wytchnienie. Nie potrafił znaleźć ukojenia ani wieczorami, ani dniami. Słyszał to tak głośno, że chciał wydrapać sobie skronie, aby choć na chwilę to wyłączyć.

Ale głos cichł tylko wtedy, gdy był z nim. Gdy słuchał jego śmiechu i patrzył mu w oczy. Musiał więc dbać o niego, być przy nim, troszczyć się, usuwać problemy, które wymagały usunięcia. Wtedy dostawał zapłatę – mógł delektować się błogą ciszą.

Czuł całym sobą, że to była słuszna wymiana.

Naruto go leczył, a Sasuke czuł, że może dla niego zabić więcej niż jeden raz.

Nie był jego własnością, a jednak Sasuke wiedział, że tylko on jest w stanie o niego zadbać. Tylko on mógł dać mu szczęście, na które zasługiwał, mógł usunąć jego rany, wszelkie przeszkody i niepewności. Mógł wymazać tych, którzy sprawiali, że jego słodki głos załamywał się. Odkąd pierwszy raz go zobaczył, zrozumiał, że będzie musiał przejść przez granice, których wcześniej nie chciałby przekroczyć. Teraz jednak, gdy je łamał, wydawało mu się to odpowiednie. Rozrywał je na strzępy, palił, zakopywał, mielił. Wymazywał je do ostatka – tak, aby ślad po nich zaginął. I choć krwiożercze krzyki tylko przybierały na sile, a on w myślach błagał, aby go zostawiły, niszczył całe zło świata. Dla niego. Dla chwil, gdy barbarzyńskie wycie ustępowało.

Czasami czuł się jednak samotny. Wtedy, gdy musiał wykopać kolejny grób, wtedy, gdy musiał zmielić zwłoki, a także wtedy, gdy on przestawał mu ufać, natrętnie pytając o to, gdzie zniknęli ci wszyscy ludzie. Sasuke nie mógł mu powiedzieć, niósł więc to brzemię w pojedynkę, wiedząc, że tak wygląda droga, którą obrał. Nigdy nie żałował. Ani pierwszego razu, ani każdego kolejnego. Obdrapany kołek powoli zatapiał się w jego sercu, doprowadzając do bolesnych skurczy, ale on wiedział, że to właśnie jest miłość.

Miłość, która jest tak silna, że obdziera cię z człowieczeństwa. Żeruje na tobie, wyniszcza, upodla, sprawia, że błagasz, aby przestała, aby zostawiła cię w spokoju, bo jest tak niepohamowana, że potrafi wyciągnąć z ciebie wszystko. Jedyne co z ciebie zostaje, to popękane, brzydkie i puste naczynie. Nie można go odratować, a choć pęknięcia są rozległe, jesteś w stanie to wytrzymać. Bo rozumiesz, że to właśnie miłość.

Gdy rozrywał kolejne mięśnie, wyrywał zęby, rąbał kończyny – był przekonany, że robi to dla miłości. W imię miłości. Wiedział, że wszystko z nim w porządku, bo nie robił tego dla własnego upojenia, musiał to robić, aby uczucie między nimi nie wygasło. Musiał rozpalać żar, usuwać przeszkody i eliminować rozpraszacze. Musiał sprawić, aby nie było nikogo, kto mógłby go zastąpić.

Gdzieś głęboko w umyśle słyszał jednak bezwstydne piski, które wrzeszczały nieprzerwanie, że Naruto nie rozumie tego, co dla niego robił. Czuł chwilami, że oddalają się od siebie, a żar, który tak Sasuke starał się rozpalać, permanentnie gaśnie. Naruto zrobił się nieufny, zaczął zadawać niewygodne pytania, żądał odpowiedzi, których Sasuke nie mógł mu udzielić. Pragnął tylko, aby zaufał mu w pełni - przestał podejrzewać go o bestialskie akty, których nieustannie się dopuszczał. Przestał w niego wątpić, bo przecież Sasuke robił to dla niego.

W końcu samotność nie przestała go opuszczać - z każdą morderczą ofiarą tylko się wzmagała. Więc zabijał częściej, boleśniej i sadystyczniej, mając w głowie niemą prośbę, aby pustka przestała go nachodzić. Chciał, aby rozpaczliwe krzyki błagające o litość wypełniły wyrwę w sercu, która niepokojąco i niezatrzymanie się powiększała.

Ale każde odebrane życie prowadziło go jedynie w głąb ciemnego labiryntu, z którego nie było wyjścia. Miotał się i gubił w mroku, a słońce już dawno przestało dla niego wschodzić.

Przyszedł do niego pewnego deszczowego wieczoru; siadł na tym samym krześle co zwykle, a wątłe światło żarówki na wyczerpaniu komponowało się z jego pustym, zbolałym wzrokiem. Choć sceneria była niezaprzeczalnie znajoma, Sasuke czuł, jakby siedział przed nim ktoś nieznany. W tamtej chwili głosy nie przestawały cichnąć, bestialskie piski wypełniały jego myśli, sprawiając, że przed oczami miał migoczące, mroczne cienie. Nie krwawił fizycznie, a jednak z każdym jego słowem czuł, jak dotychczas wylane fundamenty zaczynają pękać, żłobiąc jego wnętrzności. Trucizna pod przykrywką słodkiego miodu zaczęła go wypalać - znacznie szybciej niż dotąd.

Sasuke niezaprzeczalnie czuł, że to ostatnia prośba, z którą on przyszedł, a jaką on wypełni.

Doskonale pamiętał zachodzące słońce, które ostatnimi promieniami smagało jego sylwetkę. Czuł ciepło na ciele, a jednak miał nieodparte wrażenie, jakby był martwy w środku. Nie wziął ze sobą niczego, pozostawił ręce gołe, które ówcześnie nakremował. Czarny krawat oplatał mocno jego szyję, będąc sprawcą urywanego oddechu, który mieszał się z kruchymi podmuchami wiatru. Smukłymi palcami sunął po ceglanej ścianie, chłonąc jej chłód.

Z chwilą, gdy dotarł na miejsce, poczuł, jak nikle kiełkująca nadzieja roztrzaskuje się na drobne kawałki. Nie próbował jej pozbierać. Patrzył jak zahipnotyzowany w jego błękitne oczy, teraz tak niezwykle zlęknione i przeraźliwe smutne. Wiedział, że go śledził - gdzieś w odmętach umysłu czuł od dawna, że ich afekt skończy się w taki sposób. Nie potrafił mu zaufać, choć Sasuke zapewniał, że zrobił to wszystko dla niego.

Sasuke wiedział jednak, że kto nie zabił dla miłości, nie był w stanie pojąć jej prawdziwej głębi.

Zimnymi opuszkami palców przejechał po jego szyi; na początku bardzo niewinnie, niesłychanie tkliwie. Później chwycił ją oburącz, a słowa wychodzące z jego ust gubiły się w jękach i błaganiach o pomoc. Im głośniej krzyczał, tym samym Sasuke mocniej wbijał palce w jego rozgrzaną skórę, zostawiając na niej czerwone, krwawe odciski.

— Robię to dla ciebie — choć poruszył wagami, słowa nie opuściły jego ust. Przepadły w próżni, zgubiły się w odmętach zapomnienia — podobnie jak jego człowieczeństwo.

Im mocniej naciskał, tym szybciej spojrzenie błękitnych oczu uchodziło w nicość. Śmiech, który Sasuke tak kochał, przepadł, oddany na pastwę zapomnienia. Diabelskie piski, które tylko Naruto potrafił usunąć, zaczęły boleśnie napierać, sprawiając, że zaczął tracić kontakt z rzeczywistością.

Do samego końca pragnął być tym, który uszczęśliwi Naruto. Wiedział, że jest jedyną osobą, która ma do niego prawo. Tylko Sasuke był w stanie dla miłości oddać się w objęcia niekończącej pustki, tylko on był zdolny, aby ujarzmić całe zło świata.

Bo tylko Sasuke w imię miłości mógł dla niego (jego) zabić.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top