Rozdział 26
Patrzyłam na chłopaka, który wychodził z pomieszczenia, przeklinając pod nosem. Wypuściłam głośno powietrze, nadal czując jego dłonie na moim ciele. Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Nagle zauważyłam, że drzwi są otwarte. Podeszłam szybko do nich i wychyliłam się lekko, patrząc czy nikogo nie ma. Wyszłam szybko na korytarz, jeśli można było to tak nazwać. Zaczęłam się rozglądać, próbując znaleźć wyjście stąd. Wstrzymałam oddech, kiedy usłyszałam głos Kiana i kogoś jeszcze. Cofnęłam się kilka kroków i pobiegłam w drugą stronę.
Minęłam zakręt, za którym dostrzegłam drzwi wyjściowe. Zaśmiałam się w duchu, dobiegając do nich i wypadając na dwór. Zaciągnęłam się głęboko powietrzem, czując zapach wolności. Nie upojałam się nią zbyt długo, tylko pobiegłam w stronę ulicy.
Biegnąc asfaltem, odwróciłam się, sprawdzając przez ramię czy ktoś za mną nie biegnie. Nagle potknęłam się o coś i wpadłam na jakieś auto. Zanim zdążyłam podeprzeć się rękami o maskę, upadłam na jezdnię. Odetchnęłam z ulgą widząc, że samochód nie jedzie. Jęknęłam cicho, siadając i pocierając stłuczony łokieć. Jednocześnie usłyszałam, jak ktoś wysiada z samochodu.
- Rosie, jesteś cała?! - rozległ się zdenerwowany krzyk Hemmingsa.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że chłopak podchodzi do mnie, na co zalała mnie fala ulgi. Wziął mnie na ręce, podnosząc do góry i przytulając do siebie. Wtuliłam się w niego i poczułam, że jestem bezpieczna. Luke wsiadł do samochodu, nadal tuląc mnie do siebie. Z moich oczu w końcu wypłynęły łzy. Ashton, który jak zauważyłam siedział za kierownicą, ruszył z piskiem opon, a po chwil usłyszałam strzał.
- Kurwa - zaklnął, Michael.
Hemmings pociągnął mnie w dół, kiedy nadal strzelali, ale ani razu nie trafili. Wtuliłam się w niego , nie do końca wiedząc co się dzieje. Miałam dość wrażeń jak na jeden dzień.
- Boże, Rose - szepnął patrząc na moją twarz.
Dotknął mojego policzka, na którym był siniak od uderzeń. Po chwili przeniósł wzrok na moją przeciętą dłoń. Zacisnął szczękę, nie chcąc tego komentować. Wiedział, że Ash zainteresowałby się tym, nie przejmując się tym, że prowadzi.
Po chwili samochód się zatrzymał, a Luke wysiadł. Zaczęłam się rozglądać, zastanawiając się o co chodzi. Dopiero po kilku sekundach zrozumiałam, że jesteśmy pod domem. Chłopak wniósł mnie na górę i otworzył drzwi do mojego pokoju, po czym położył mnie na łóżku.
- Zaraz wracam - szepnął i wyszedł.
Do pokoju wpadł Ashton.
- Rosie - powiedział cicho i podszedł szybko do mnie od razu przytulając. - Przepraszam - szepnął. - Tak cholernie cię przepraszam.
Zaszlochałam cicho, mocno się w niego wtulając i zaciskając dłonie na jego koszulce. Syknęłam zapominając o rozwalonej dłoni. Cofnęłam rękę, a chłopak spojrzał na mnie podejrzliwie. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, ujął moją dłoń. Spuściłam wzrok, słysząc jak wciąga powietrze z głośnym sykiem. Kiedy przez następne kilkanaście sekund, ciągnących się w nieskończoność, nie odezwał się ani słowem, podniosłam wzrok, patrząc na niego. Miał zamknięte oczy i zaciśniętą szczękę. Widać, że próbował się uspokoić.
- Ashton, wszystko jest okej, naprawdę - zapewniłam cicho.
- No właśnie nie jest! - otworzył oczy, które pociemniał od złości. - Nie wciskaj mi kitu! O mało cię nie zabił, a ty gadasz, że wszystko jest w porządku!
- Nic mi nie jest, żyję jakbyś nie zauważył - powiedziałam.
- Zapierdole go - warknął i wstał.
- Ashton! - krzyknęłam - uspokój się, do cholery!
Wtedy do pokoju wrócił Luke, trzymając wodę utlenioną, plastry i bandaże. Podszedł do mnie i usiadł obok. Zabrał się za przemywanie wszystkich moich ran i zadrapań. Ashton przyglądał nam się, a kiedy podniosłam na niego wzrok i spojrzałam na niego, mocniej zacisnął szczękę i gwałtownie wypadł z pokoju. Westchnęłam cicho.
- Nie przejmuj się nim. Teraz wpadł w szał, ale wkrótce się uspokoi. - odezwał się cicho Luke, nie odrywając wzroku od mojej przeciętej dłoni, którą właśnie opatrywał.
Syknęłam cicho i zacisnęłam oczy odczuwając ból. Owinął moją dłoń bandażem, spojrzał na moją twarz i przysunął się jeszcze bardziej. Przycisnął lekko do mojej wargi zamoczony wacik. Znowu zacisnęłam oczy, a po chwili poczułam usta Hemmingsa przy kąciku moich ust. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.
- Co ty robisz? - spytałam zdziwiona.
- Próbuję robić cokolwiek, żeby nie lała się krew - mruknął.
Znowu musnął moje usta, a ja przymknęłam oczy. Po chwili mnie pocałował, a ja powoli oddałam pocałunek.
Usłyszałam ciche odchrząknięcie. Odsunęliśmy się od siebie szybko i Luke wstał spuszczając głowę. W wejściu stał Ashton, który unosił wysoko brew.
- To ja już pójdę - burknął Hemmings i wyszedł szybko z pokoju, zostawiając mnie samą z bratem.
Ash podszedł do łóżka i usiadł.
- Czy moja siostra właśnie się całowała z moim przyjacielem czy mi się tylko wydawało? - uniósł brew, uśmiechając się pod nosem.
- Wydawało ci się, braciszku - uśmiechnęłam się lekko.
- Oczywiście - zaśmiał się cicho.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Wstałam i podeszłam do szafy, wyciągając z niej jedną z koszulek mojego brata.
- Poczekaj chwilkę, tylko się przebiorę - poprosiłam go, idąc do łazienki.
Przebrałam się, nie mając siły nawet na prysznic, po czym wróciłam do pokoju. Ashton spojrzał na mnie i uśmiechnął się, poznając, że to jego stara koszulka. Usiadłam na łóżku, a on podał mi mój telefon, nie zadawałam już nawet pytań, skąd go ma.
- Dobranoc Rosie - powiedział i wstał.
- Ashton - złapałam jego rękę, a on spojrzał na mnie - zostań ze mną.
- Zostanę z tobą, dopóki nie zaśniesz, dobrze? - położył się obok mnie.
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się lekko, Wtuliłam się w niego, zmęczona wydarzeniami dzisiejszego dnia, szybko zasnęłam.
***
Obudziłam się rano i zobaczyłam obok siebie mojego brata. Uśmiechnęłam się lekko i wstałam, biorą czyste ciuchy. Poszłam do łazienki, żeby wziąć prysznic. Wyszłam z łazienki i chwyciłam, telefon, zobaczyłam powiadomienie z twittera. Przeczytałam wiadomość od Cass i włączyłam laptopa, spoglądając na Ashtona, który nadal spał. Weszłam na skype'a i zadzwoniłam do przyjaciółki.
- Hej - mruknęłam, kiedy zobaczyłam, że odebrała.
- Święty Jezu, coś ty zrobiła? - spytała.
- Nic - mruknęłam i zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co chodzi, a dziewczyna popatrzyła na mnie z po wątpieniem. - O to ci chodzi? - pokazałam na wargę, przypominając sobie o tym.
- Tak geniuszu - powiedziała.
- A to tylko Ashton - powiedziałam cicho.
- On ci to zrobił? - krzyknęła - Obiecuję, że zabije gnoja.
- Nie no, żartuje - uśmiechnęłam się lekko - ale jakby coś kiedyś zrobił, to śmiało. A tak w ogóle to trochę ciszej bo on tu śpi - kiwnęłam głową tam gdzie spał Ash.
- Zawału bym dostała - odetchnęła z ulgą.
- Oj, przepraszam misiu
- Proszę - wywróciła oczami.
- A wracając do tego co mi się stało - westchnęłam cicho -pamiętasz jak mówiłam ci, że Ash i reszta są w gangu? - spytałam.
- Jak mogłabym zapomnieć?
- Ludzie z przeciwnego gangu mnie porwali - powiedziałam cicho.
- Zostawić cię samą... - pokręciła głową. - Z jakiej racji? Żyją jeszcze? Nie wydaje mi się, żeby Ash odpuścił.
- Myślę, że Ashton jeszcze się z nimi nie rozliczył - mruknęłam - bo gdy jeden wyszedł z pokoju i zostawił otwarte drzwi to uciekłam i jak biegłam i oglądałam się za siebie to wpadłam na jakieś auto, a po chwili wysiadł z niego Luke i zabrał mnie do środka. Oni siedzieli w tym aucie, bo jeszcze coś ustalali i jak Ash odjeżdżał to oni wybiegli i zaczęli strzelać, ale nie trafili - powiedziałam cicho, a dziewczyna nie odezwała się. - Dobra nie rozmawiajmy o tym.
- Jak wolisz - westchnęła.
- Co u ciebie? - spytałam po chwili ciszy.
- Rose... Ja... - zaczęła się jąkać. - Ja się chyba zakochałam - powiedziała cicho.
- W kim? - uśmiechnęłam się szeroko.
- To nie jest śmieszne - oznajmiła poważnie - W Beau.
- Ja się nie śmieje, ja się tylko cieszę, że mój miś się w kimś zakochał. Beau to ten co ostatnio o nim mówiłaś? Przyjaciel Skip'a? - pokiwała głową.
- Taa... ale nie jestem pewna czy tego chcę.
- Dlaczego? - zmarszczyłam brwi.
- Rosie, to jest mój przyjaciel. W dodatku chyba kogoś ma - schowała twarz w dłoniach.
- No i co z tego, że przyjaciel? - burknęłam - chyba kogoś ma... Nie wyciągaj wniosków dopóki nie dowiesz się czy to prawda czy nie Cass.
- Jest jeszcze jedna sprawa - mruknęła, odwracając wzrok.
- Jaka? - spytałam biorąc z szafki nocnej butelkę z wodą i odkręcając ją.
- Byliśmy wczoraj na imprezie - zaczęła. - A dzisiaj, czekaj u ciebie to - zerknęła na godzinę. - Przedwczoraj i wczoraj. No więc wczoraj rano obudziliśmy się w jednym łóżku - dokończyła, a ja zakrztusiłam się wodą.
- Ale wy ten... - poruszałam brwiami, uśmiechając się głupio.
- Myślisz, że inaczej bym się przejmowała? - spytała mrużąc oczy - A najlepsze jest to, że kompletnie nic nie pamiętamy.
- Uhuhu... No nieźle powiem ci - zaśmiałam się cicho.
- Miło mi, że się śmiejesz, ale mi jakoś nie jest do śmiechu - powiedziała krzywiąc się.
- Przepraszam - mruknęłam i uspokoiłam się - skoro nic nie pamiętasz to ja mam nadzieje, że się zabezpieczyliście i nie zostanę ciocią.
- Zabezpieczyliśmy - powiedziała - na szafce leżało opakowanie po gumkach - pokazała mi język.
- W sumie to szkoda - mruknęłam - chciałabym zostać ciocią.
- Może wstrzymaj się z tym parę lat co? - zaproponowała - A tak serio... nawet jeśli Beau nie ma nikogo i tak nie będzie czuł do mnie tego co ja do niego.
- Nie bo ja chcę być ciocią... as taka mała Cassie... Miałaby najlepszą ciocię na świecie prawda? - uśmiechnęłam się lekko. - Laska nie rycz mi tutaj - powiedziałam kiedy zauważyłam, że ma łzy w oczach. Skąd możesz wiedzieć co on do ciebie czuje.
- Uwzięliście się? Skip gada tak samo - powiedziała, ocierając łzę z policzka.
- Skip chce zostać ciocią? Ooo... Jak uroczo - uśmiechnęłam się.
- Mówiłam o tym drugim- powiedziała - Ale skoro tak to Skip byłby lepszą ciocią, niż ty wujkiem - zaśmiała się.
- Pff wredna... - burknęłam, udając obrażoną.
- Też cię kocham, skarbie - posłała mi buziaka - powiedz mi lepiej co ja mam zrobić.
- Porozmawiaj z nim, albo poczekaj kilka dni i zobaczysz co się wydarzy przez ten czas. - westchnęłam cicho.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu pożegnałyśmy się, rozłączając.
______________________
dziś mamy w rozdziale trochę więcej słów niż zazwyczaj bo jest ponad 1500 a zawsze ok. 1000... mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział też wam się podoba.
przepraszam jeśli są jakiekolwiek błędy, ale przepisywałam to na siłę bo jestem chora.
15 komentarzy (wiecie jakich) = rozdział w piątek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top