78.Był taki dzień,minął tak jak inne dni S.HannawaldxM SchmittxA.MałyszxS.Ammann

Ogólnie dla onlyhuman181 i Lilian010
Dla tej pierwszej za pięknego one shota o niemieckim duecie, a dla drugiej za piękne ff o Simim.

_________________________
Sven opowiada Martinowi, popijając herbatę, szepcząc mu prosto do ucha, utrudniając mu skoncentrowanie się na historii, przygryzając mu co jakiś czas ucho.

    To był zwyczajny dzień. Musiał być w zimie, bo był śnieg, było zimno, słońce świeciło od niechcenia a my byliśmy w moim hotelowym pokoju.

    Wpadłeś do niego, spojrzałeś mi prosto w oczy. Byłeś wściekły, a ja nie wiedziałem dlaczego. Już nie byliśmy razem. Już nie mieliśmy zoobowiązań, a ja nawet od tamtego czasu z nikim innym nie spałem.

- Jesteś skończonym dupkiem, egoistą i szantażystą emocjonalnym, Sven - warknąłeś.

- Dzień dobry, Martin, również cieszę się, że cię widzę - uśmiechnąłem się szczerze, widok twojego gniewu był intrygujący. Podparłem brodę o pięść.

- Dobry na pewno nie dla ciebie - stanąłeś blisko mnie, zacisnąłeś dłonie.

- Co tym razem zrobiłem? - uśmiechnąłem się szeroko i rozłożyłam ręce, zastanawiając się, co byś zrobił, gdybym cię wtedy przytulił.

***

   Martin marszczy brwi i lekko odpycha kochanka. Zaplata ręce na piersi.

- Dostałbyś w zęby - burczy brunet - i zaraz dostaniesz, jeżeli nie zabierzesz ze mnie swojej ciężkiej łapy.

***

- Nie denerwuj mnie, cholerny alkoholiku - jeszcze chwila i tupnąłbyś nogą.

- Słucham? - wczorajszy wieczór spędziłem w pokoju, czytając jakiś nudny kryminał.

- Najpierw idziesz na libację alkoholową z Jane, a potem, znikasz stamtąd nic nikomu o tym nie mówiąc - krzyknąłeś  - w twoim stanie picie alkoholu...

- Podejrzewasz, że jestem w ciąży? - zaśmiałem się.

- Wiesz o co mi chodzi - warknąłeś - potem nie odbierasz telefonu! Za kogo ty się masz?! Myślisz, że możesz tak po prostu znikać w szemranym towarzystwie, upijać się, a potem nie dawać znaków życia, a potem...

- Grzecznie siedzieć w pokoju hotelowym bez najmniejszych oznak kaca, pod kocykiem z książeczką, z rzeczywiście wyłączonym telefonem? - położyłem ręce na biodrach

    Przez chwilę milczałeś. Przyglądałeś mi się, jakby z niedowierzaniem, a potem się po prostu przytuliłeś

- Nienawidzę cię- zamruczałeś mi w sweter.

- Martwiłeś się? - zapytałem i zacząłem głaskać twoje plecy.

- Nie - skłamałeś, bo jeszcze czułem jak się trząsłeś - po prostu przeraził mnie twój bezmiar głupoty.

- I chciałeś mnie o tym od razu powiadomić? - podjąłem grę po prostu ciesząc się twoją obecnością, a przede wszystkim bliskością.

- Zgadłeś - jeszcze starałeś się grać pilnującego przyjaciela, a nie martwiącego się partnera.

- To może opowiem ci, jak bardzo niegrzecznie spędziłem minioną noc i jak jeszcze niegrzeczniej planuję nadchodzącą -  wyszczerzyłem zęby.

- Nie przeginaj - poprosiłeś, ale wiedziałem, że czekałeś na wyjaśnienia.

***

- I opowiedziałem ci, wtedy, uparciuchu - Sven wtula się w kochanka - ale za to ty tego nie zrobiłeś.

- Nie wyglądałeś na kogoś, kto by miał ochotę słuchać - prycha Martin.

- Nie zapytałeś o to - przypomina Hanni - i nie tylko o to...

- No jeszcze powiedz, że cię do czegoś zmusiłem - Schmitt przewraca oczami.

- No niby nie, ale się przestraszyłem, kiedy się na mnie rzuciłeś - śmieje się starszy z mężczyzn i targa drugiemu włosy.

- Prędzej osiwieje niż ci uwierzę, że się mnie wystraszyłeś.

- Haha, ale mógłbyś mi powiedzieć teraz, co wtedy robiłeś - zagaduje Sven.

- To było tak dawno...

***

   Simon opowiada Adamowi. Siedzą na tarasie w rezydencji Szwajcara. Patrzą na błękitne niebo, stykają się tylko ich kolana, kiedy leżą na kocu.

    Wracaliśmy słonecznymi ulicami Planicy. Śnieg topniał pod naszymi stopami, a my trzymaliśmy się za ręce. Byłem jeszcze trochę wystraszonym dwudziestolatkiem, który nie mógł uwierzyć, że ktoś taki jak ty się mną zainteresował. Patrzyłem na ciebie z podziwem przez cały czas, a ty komentowałeś to jedynie uśmiechem spod wąsa.

- Cieszę się, że tu dla mnie przyjechałeś, Simi - powiedziałeś i jeszcze mocniej ścisnąłeś moją dłoń.

- Cieszę się, widząc twój uśmiech na twarzy, mistrzu - odpowiedziałem i stanąłem przed tobą.

- W tym sezonie byli lepsi ode mnie - odpowiedziałeś i jeszcze mocniej mnie do siebie przyciągnąłeś - ale, kiedy tym kimś byłeś ty, w ogóle mi to nie przeszkadzało.

- Pierwszego wieczoru, chyba jednak byłeś innego zdania - zacząłem się drażnić, opierając dłoń na twojej klatce piersiowej.

- Ale ty przekonałeś mnie, że warto było pozwolić ci wygrać - zaśmiałeś się i delikatnie mnie pocałowałeś.

- Wtedy spędziłeś ze mną całą noc - uśmiechnąłem i zarumieniłem się na samo wspomnienie - a gdzie byłeś tej?

    Nie odpowiedziałeś, tylko jeszcze mocniej wbiłeś usta w moje.

***

- No właśnie, mistrzu, gdzie wtedy byłeś - Simi niby mówi to żartobliwym tonem, ale marszczy brwi.

- To było tak dawno, opowiadaj dalej , tak dobrze mi się zrobiło.

- Ale to koniec, Adam, opowiedz, proszę kochanie - Simi przysuwa się do ukochanego i opiera się o tors kochanka.

***

   Martin wstaje i zaczyna chodzić po pokoju. Sven marszczy brwi, ale nadal się uśmiecha i przypatruje się z pożądaniem kochankowi.

    Miałem pójść wtedy na tamtą imprezę, ale bałem się, że ty tam będziesz, przecież wygrałeś ten konkurs indywidualny, dlatego postanowiłem się przejść. Wiesz, jak piękna jest Planica nocą.

    Szedłem sam. Dzień był dłuższy niż na początku sezonu. Dlatego wieczór dopiero nastawał, kiedy zobaczyłem Adama stojącego opartego o murek. Śnieg przy jego stopach topniał, zamieniał się w kałużę. Wiesz, że nie lubię samotności, dlatego do niego podszedłem. Przywitałem się. On tylko się uśmiechnął, staliśmy przez chwilę w milczeniu. Ale potem...

    Opowiedziałem mu o nas, o naszym rozstaniu, że się o ciebie, boję. O swoich podejrzeniach, że pewnie znowu wlewasz w siebie hektolitry alkoholu, a przy twojej masie ciała to zabójstwo, że cię nadal kocham, ale nie mam siły. Nie chcę cię przepraszać, bo przecież nie mam za co, ale... Wiem, że tego nie zrobisz, więc...

***

- Wtedy rano chciałeś mnie przeprosić i...

- Tak, Hanni - przyznaje Martin, ale nadal nie patrzy na ukochanego.

    Sven marszczy brwi. Nie rozumie, dlaczego brunet do niego wraca, dlaczego nadal siedzi na parapecie, a po policzkach płyną mu łzy.

   Hanni wstaje i podchodzi do ukochanego. Chcę go dotknąć, ale Martin mu na to nie pozwala. Hanni staje obok niego, aby móc widzieć przynajmniej fragment jego twarzy, aby móc widzieć go w całości, zauważyć trzęsące się ciało.

- Tak bardzo się o ciebie bałem, tak bardzo kochałem i... kocham, Sven.

** *

    Kiedy mu to wszystko mówiłem, wcale nie czułem ulgi, wręcz przeciwnie. Myślałem tylko o tobie, o twoim dotyku, o naszych ciałach, twoich wargach... Z każdą chwilą byłem na ciebie coraz bardziej wściekły. Nie marzyłem o niczym innym, niż ponowne wylądowanie z tobą w łóżku, ale gdy już miałem do ciebie pobiec, przypomniałem sobie, kim wtedy byłeś, albo... Jak ja ciebie wtedy postrzegałem.

     Przed oczami miałem twoją sylwetkę w ramionach, twoje ciało bezwładne, kruche. Twój umysł, zwykle jasny, tym razem otłumaniony alkoholem... I wtedy przypomniałem sobie, że ja już nie mam siły dźwigać tego ciężaru.

     Zrobiłem coś, czego potem bardzo żałowałem. Przyciągnąłem Adama do siebie. On nie protestował. Pozwolił na wszystko. Na każdy dotyk, ust, palców... Na to, że najpierpierw, miziałem się z nim na dworze. Kiedy pod jego za duży sweter wpadały podmuchy wiatru, nic nie mówił. Po prostu był tam dla mnie. Pozwolił się zaprowadzić do hotelu, gdzie reszta skoczków bawiła się w najlepsze. Ale my nie poszliśmy na salę, a do pokojów na górze.

    Pieprzyłem się z nim, myśląc cały czas o tobie. Wyobrażałem sobie ciebie, jak świętujesz kolejną viktorię,  a ja w tym czasie splata czyjeś ciało z kimś innym. To było... Wiem, jakie to niskie uczucie, ale satysfakcjonujące, chociaż ty nawet na to nie patrzyłeś. Wystarczyło mi samo wyobrażenie sobie ciebie, tak blisko nas...

   Zniszczyłem tym siebie, jego, naszą przyjaźń. Te letnie, a nie gorące spojrzenia, te buziaczki, przesyłane sobie na konkursach, aby podrażnić ciebie, a potem też Simiego. Ubzduraliście sobie, że coś nas łączy. To wy, wykreowaliście ten romans. To wy popchnęliście nas sobie w ramiona. Chcieliśmy sprawdzić, chcieliśmy zobaczyć, czy moglibyśmy być razem, skoro byliście o nas aż tak zazdrośni...

***

-... i, Sven, moglibyśmy. Kochaliśmy się... Nigdy nic takiego nie przeżyłem. Bylibyśmy świetną parą. Związek zbudowany na przyjaźni, ale był problem.

    Sven milczy, nie dociera to do niego. Nie chce, nie może zrozumieć, zaakceptować. Nie potrafi przyjąć do wiadomości, że ciało Martina mogło należeć do kogoś innego..

- On kochał to dziecko, tego chłopaczka, który wyskoczył znikąd. Potrafił mu wybaczać te wybuchy. A ja... Hanni, kochanie, uzależniłeś mnie od siebie, że ja nawet pozostając wolnym, nie myślałem o nikim innym. Miałem pieprzone wyrzuty sumienia, będąc z innym, chociaż nie powinienem. Nie potrafiłem cieszyć się obecnością faceta, który nigdy nie zrobił nic złego, który był moim przyjacielem.

- Martin... - szept Svena jest cichy.

    Znowu chce dotknąć ukochanego, przytulić, zapomnieć o słowach, które przed chwilą usłyszał. O ile prościej by bez nich było. Martin go jednak odpycha.

- Gdybyś ty to zrobił, to o niczym byśmy nie rozmawiali - przerywa brunet i hardo patrzy w twarz kochanka - nie byłoby tematu. Przecież... To normalne, potrzebujesz się wyżyć. Masz problemy, nikt cię nie rozumie. Jesteś ideałem, który sam siebie miesza z błotem, a ja... Kurna Sven, potrzebowałem trochę ciepła, wyciszenia, bliskości, takiej innej niż ta nasza. Chciałem spróbować, pokazać, że też mogę... Też mnie na to stać, ktoś mnie będzie chciał...

    Łzy płyną po bladym policzku. Sven odpycha dłonie Martina i stara się dotknąć policzka mężczyzny. Otrzeć łzy.

- Pamiętasz, co ci powiedziałem tamtego ranka, kiedy do mnie przyszedłeś? - pyta Hanni.

    Brunet nie odpowiada, ale już nie walczy. Jego ciało tylko drży pod wpływem dotyku.

- Powiedziałem. I powinieneś je zapamiętać, bo taki przypływ geniuszu rzadko mi się zdarza, że nie możesz, już nigdy więcej przeze mnie płakać, że nie jestem tego wart. Może zabrzmiało to, w cholerę schematycznie, ale teraz ponawiam. Nie rób tego. Nie dla mnie. Naprawdę ja... Rozumiem... - Sven schodzi dłońmi nieco niżej.

    Palce ujmują brodę, linię żuchwy. Zmuszając głowę, partnera, do bezruchu. Chce patrzeć kochankowi w oczy. Chce widzieć oczy, które kocha, które widziały go w zbyt wielu okropnych sytuacjach, a nadal go pragną, które mimo że przez cień tamtego wspomnienia, dawnych żali, nadal patrzą na niego z miłością. Tylko te łzy...

- I widzisz, znowu mi czegoś zakazujesz - Martin uśmiecha się smutno - a Adam...

- Przepraszam - Sven przerywa mu trochę ostrzej niż planował - ale nie mówmy o nim, proszę.

- Ale on niczego mnie zabraniał, nie nakazywał... Po prostu, dzięki niemu przekonałem się, że ktoś oprócz ciebie może mnie chcieć, pragnąć, pożądać. Dla ciebie to śmieszne. Ale dla mnie było to wtedy istotne. Nawet nie wiesz jak bardzo, Hanni.

- Chyba jesteś jedyną osobą, która mogła wymyślić coś tak głupiego - starszy z mężczyzn tylko kręci głową - nie musiałeś sprawdzać na Adamie, mogłeś się mnie zapytać. Widziałem te tłumy mężczyzn, którym się podobałeś... Powinienem wiedzieć, że muszę cię dowartościowywać, abyś nigdy nie musiał niczego sprawdzać beze mnie.

      Martin tym razem sam się przysuwa. Przytula się do niego. Pozwala się wziąć na ręce. Nic nie mówi. Chociaż potok słów ciśnie mu się na usta. Cisza, która nastaje nie powinna być uciążliwa, jednak jemu przeszkadza. A Hanni, jakby czytając w jego myślach, przerywa ją.

- Tamten dzień minął, Marti i już nic go nie przywróci. Teraz jesteś tylko mój. A ja w zupełności należę do ciebie.

***

     Adam odwraca wzrok. Nie wie od czego powinien zacząć. Początek jest taki trudny. Simi zaczyna niecierpliwić się coraz bardziej.

   To był wieczór. Było ciepło. Nie świętowałem zwycięstwa Svena z innymi. Jakoś nie było mi po drodze. Wiesz ja i on... Nigdy nam się nie układało. Pomyślałem, że najpierw trochę pospaceruję, a rano cię odbiorę.

   
    Stanąłem przy jakimś murku. Musiało być naprawdę ciepło, bo miałem na sobie tylko twój za duży sweter. Wiesz, jak go lubiłem...

    Cieszyłem się samotnością. A potem przyszedł Martin. Był smutny i jakiś taki nieswój. Opowiedział mi wszystko o sobie i Svenie. Miał taki nieobecny wyraz twarzy. Było mi go żal. Wiesz, że się przyjaźni... Byliśmy wtedy przyjaciółmi. A jednak on wtedy otworzył się przede mną po raz pierwszy. Słuchałem.

    I wtedy pomyślałem o tobie. O twoich ekspresyjnych zachowaniach, krzykach, fochach, nie trwających dłużej niż godzinę, bo potem zawsze przychodziłeś i siadałeś mi na kolanach, całując w policzek. Pomyślałem sobie, że mam szczęście, że ty nim nie jesteś. Nieważne ile to będzie trwać, to znaczy nasz związek, ale nigdy, po nim, nie będę tak zniszczony, jak Martin.

    I on wtedy mnie pocałował. Nagle. To było takie pełne emocji, bólu cierpienia...
A jego dłonie wsunęły się pod ten sweter...

***

- A ty zawsze musisz wszystkim pomagać - ironizuje Simi, ale nie odrywa się od ciała kochanka. Słuchał.

***
     Pozwoliłem mu na wszystko. Na każdy dotyk, pieszczotę, bo... Miałem bałagan w głowie. Zawsze byliśmy tylko przyjaciółmi. Oczywiście, zdarzały się wygłupy, buziaki z przymrużeniem oka, aby podrażnić się z tobą czy ze Svenem, ale to tyle. Nigdy nie sądziłem, że wydarzy się między nami coś więcej...

     Jak potem wylądowaliśmy w hotelowym pokoju, to starałem się przypomnieć, o której muszę cię odebrać. Jak zrzucał nasze ubrania, zastanawiałem się, czy my, będziemy robić to samo parę godzin później, jednak, kiedy doszło do... Przepraszam, Simi, ale przestałem żałować. To było coś niezwykłego... Nie wiem czy kiedyś byłeś świadkiem tak wyjątkowego uczucia, że od razu miałeś poczucie że jesteś z kimś niemal idealnie dopasowan, od pierwszego dotyku.

***

- Miałem tak. Osiemnaście lat temu z tobą. Pierwszej nocy. Na igrzyskach, Adam - Simon zaciska palce na jego koszulce.

    Adam przerywa. Patrzy na bladą twarz, na zaciśnięte usta ukochanego mężczyzny, ale mówi dalej.

***

   To była niezapomniana noc, chociaż dużo zniszczyła. Jakoś potem nie potrafiłem patrzeć, po tym wszystkim, na Martina tak samo, chociaż obydwaj, bez słów umówiliśmy się, aby już nigdy do tego nie wracać. To było niepotrzebne, ale piękne.

***

      Adam milknie i tylko patrzy na najważniejszego mężczyznę w swoim życiu. Tak wiele lat minęło. Tyle dni, nocy, gdy zasypiali i budzili się obok siebie. A jednak to wraca, w jego pamięci, słowach.

-  I po tym wszystkim po mnie przyszedłeś. Pocałowałeś mnie. Spacerowałeś ze mną. Mówiłeś, że kochasz - głos Simona, zdaje się być pozbawionym uczuć.

- Przepraszam, Simi, to nie tak miało wyjść - Adam przymyka oczy. Już nie ma dwudziestu paru lat. Jest dojrzałym mężczyzną, a i tak nie wie co powinien jeszcze powiedzieć.

- Czy jeszcze...

- Nie.

- Jak mam ci teraz ufać?

- Nigdy nie...

- Nie wyglądałeś na kogoś, kto by mógł - Simon sam urywa i bierze głęboki wdech.

- No właśnie - Adam tylko kiwa głową - nieśmiały, grzeczny... Niby starszy, a... no sam wiesz... Wtedy, kiedy Martin to zrobił. Trochę zdecydował za nas obu, to... Pomyślałem, że komuś jeszcze się podobam, że może coś jednak we mnie jest, że... Ty nigdy nie miałeś takich problemów, zawsze było pełno osób, które ciebie chciały, Simi.

- Ale ja ich nie chciałem. Liczyłeś się tylko ty. Pilnowałem się. Nie chciałem ciebie stracić, ale widzę, że... Raz to nie zdrada. Szczególnie z przyjacielem, co? - Ammann szarpie go za koszulkę, bezwiednie, z bezsilności.

- Simuś, to nie tak, po prostu... Nie zrozumiesz.

- Masz rację, ale wiesz co - desperacja zaczyna wypełniać źrenice Szwajcara - zapomnijmy o tej historii. Tamten dzień minął, był tak jak wszystkie inne dni. Był wschód, słońce w zenicie i zachód. Skakaliście. Czekałeś na mnie... Po prostu inaczej wypełniłeś sobie czas.

________________________

   Miałam krótkotrwały brak weny, spadek nastroju i święta. Mam nadzieję, że ten nidco dłuższy shot to wynagradza, a ten styl przypadł Wam go gustu.

Do osób, które czytały Motyla na Skoczni.
Pierwotnie Martin, w akcie rozpaczy miał zdradzić Svena (w tamtym ff), ale sami wiecie, jaki i jest i w tym momencie wyszłoby to bardzo nienaturalnie. Dlatego ten shot powstał, bo chciałam w imieniu Martina wyzyc się na Svenie, wykorzystując debiutującego tu Adama i wtedy jeszcze niewinnego Simiego.

Buzi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top