73. Lepiej się poznać - S. Hannawald x M. Schmitt


     Zamykam oczy. Czuję, jak jego ręka ląduje na moim udzie.

- To naprawdę cudowny wieczór - mówi lekko zachrypiałem głosem - ale mimo wszystko, cieszę się, że udało nam się uciec.

- Mhm - potakuję i wycieram dłonie w lekko przetarte dżinsy - to zdecydowanie nie moje klimaty.

- Wiem, Martin, dlatego jestem zaskoczony, że tak dzielnie mi towarzyszysz. Pozostali to wymiękli już na początku sezonu - śmieje się Sven i przybliżasz się do mnie jeszcze trochę.

    Udaję, że tego nie zauważam, że nie dekoncentruje mnie jego ręka na moim udzie. Staram się pozostać niewzruszony, na to, że jego usta są coraz bliżej moich. Przecież to nic takiego. Nie mogę się do niego przywiązywać.

- Tobie nie straszne alkoholowe wyczyny Finów, Norwegów, braci Słowian - wylicza i już ma dotknąć moich warg, kiedy nagle patrzy mi w oczy - nie, ty jesteś za grzeczny, aby całować się pod jakimś mostem w Słowenii...

     Chociaż nie piłem nic tego dnia, to w mojej głowie pojawia się mętlik. Z jednej strony, właśnie miałem dostać coś, na co czekałem od dawna, z drugiej... Sven miał rację. Byłem pieprzoną księżniczką i marzyły mi się baśniowe scenerie.

-  Ale, widzę, jakim wzrokiem ich wszystkich mierzysz. Oceniasz, to co robią, patrzysz na nich pogardliwie, a ja przecież robię to samo - jego palce delikatnie prześlizgują się po linie mojej żuchwy.

- Ty, to co innego - odpowiadam niepewnie.

    Mężczyzna zaczyna się śmiać i nagle znowu łapie mnie za udo. Nie wiem, jakiej odpowiedzi się spodziewał, ale nie zamierzam mówić mu prawdy, że tak po prostu go pilnuję. Nie chcę, aby on z kimś, coś po pijaku.

- Wydaje ci się. Jestem tacy jak oni, albo to oni są tacy jak ja - wzrusza ramionami.

- Ty znasz umiar - nie wiem czy usprawiedliwiam go przed nim czy przed sobą - nigdy nie widziałem cię nie kontaktującego ze światem.

- A to, akurat, twoja zasługa - znowu wybucha śmiechem - jak sobie pomyślą, że zostaniesz sam, trzeźwy, wśród tych wszystkich niewyżytych seksualnie pijaków, to mam bóle fantomowe serca. Jesteś taki niewinny... A poza tym, nie chcę, aby ktoś przede mną pozbawił cię wianka.

- Słucham?! - czuję jak moje policzki pochłania szkarłatna fala.

- No tak. No chyba, że mnie zaskoczysz i powiesz, że w wieku dziewiętnastu lat, taka panienka, jak ty... Już...

- Przestań - szkarłat przechodził w burgundowy i poczynił ekspansję terytorialną na moją szyję.

- Nie rób tak - mruczy Sven - pamiętaj, że jednak mam parę promili we krwi i nie dokońca nad sobą panuje, a te dziewicze rumieńce...

- Przestań. Proszę - chrypię, kiedy mężczyzna delikatnie zmusza mnie, abym się położył na ziemii, a sam pochyla się na demną, wciąż trzymając dłoń na wewnętrznej części mojego prawego uda.

- Nie podoba ci się - jakby smutek ogarnia jego twarz - nie ufasz mi?

- Ufam - odpowiadam niemal natychmiast.

- I dobrze, Martin. Nie skrzywdzę cię - obiecuje - nie jestem jak Jane, nie muszę mieć wszystkiego co się rusza, zaraz, natychmiast. Poczekam.

- Aż będę gotowy? - dopytuję, bo chociaż Sven nie jest ideałem faceta, jakiego sobie wyobraziłem, to jest w nim coś, co sprawia, że nie marzę o nikim innym.

- Aż przeniesiemy się do hotelu - odpowiada.

    Potem pochyla się nade mną jeszcze bardziej. Przeszywa mnie jego gorące spojrzenie, które jednocześnie wprawia mnie w ekscytacja i niepokój. Sven umieszcza swoją prawą dłoń na moim policzku. Robi powolne, delikatne okręgi kciukiem. Uśmiecha się, kiedy widzi, że trochę się rozluźniam.

- Zrób to - proszę cicho.

    On nie dopytuje. Bardzo dobrze wie. Delikatnie muska swoimi wargami, moje. Czuję bijące od niego ciepło, zapach potu i alkoholu oraz papierosowego dymu. Znamy się niespełna rok, a ja nadal nie wiem czy on pali. A może, skoro jest taka moda, to sporadycznie.

- Nie tak to sobie wyobrażałem - mówię.

- To raczej nie jest to zdanie, na które liczyłem, cukiereczku - śmieje się.

- Było lepiej - odpowiadam.

- W dobrą stronę to idzie. Mów jeszcze - mruży oczy.

- Po prostu - biorę głęboki wdech - nie przypuszczałem, że będziesz taki delikatny.

- Wiem, że wyglądam, jakbym miał się na ciebie rzucić, ale jednak trochę siebie kontroluje - mruga do mnie - a do tego nie zamierzam cię rozdziewiczać pod mostem w Planicy, czekając na autobus.

   Krzywię się na to stwierdzenie, co go tylko bardziej rozśmiesza.

- Przepraszam. Ciągle zapominam, że chłopiec z dobrej rodzinki - prycha i kładzie się na plecach.

- Hanni - wzdycham i łapię jego szorstką dłoń - po prostu są rzeczy, o których się nie mówi i słowa, które można zastąpić innymi.

- Wiem. Lubisz poetycznie mówić o miłości - mówi cicho - ale ja nie potrafię. Mogę sobie z tego żartować. Tyle.

- Nie wymagam tego, ale... - nie potrafię mu tego wytłumaczyć, przecież nie jesteśmy nawet oficjalną parą.

- Dlaczego nie mam nazywać rzeczy po imieniu - pyta - to, czy nazwę to tak czy inaczej i tak pozostanie tym samym.

- Ale będzie... Kulturalniej, cieplej, czulej - wymieniam.

- To wszystko było zbędne, w świecie, w którym się wychowywałem - mówi, tylko nie wiem czy bardziej do mnie, czy do siebie - trzeba było robić puntkualnie, siedmset procent normy, od wzorca. Bez uczuć. Ty tego nie zrozumiesz.

    Nie. Ma rację. Jesteśmy z dwóch innych światów. Kiedyś dzielił nas mur, wiek. Do niedawna wychowanie. Teraz pierwsza bariera zburzona, kolejne zaraz padną pod jego naporem.

- Ale mogę posłuchać - odpowiadam - może będzie lżej.

- Nie chcę się skarżyć. Nie chcę współczucia, tylko... - widzę, że szuka dobrych słów - poczucia, że jestem ciebie godny.

    Słucham tego z niedowierzaniem. Jeszcze przed chwilą, to ja byłem zagubionym, zakochanym chłopcem. Bojącym się wyznać uczucia. Teraz on wyznaje coś takiego. Niegodny? Niby dlaczego?

- Albo inaczej. Dość dobry - uśmiecha się - a teraz chodź. Autobus podjechał.

***

   W hotelu otwiera przede mną wszystkie drzwi. Zatrzymuje mnie dopiero przed tymi, prowadzącymi do naszego pokoju. Wyjmuje z kieszeni klucz, przekręca i naciska klamkę. Potem odwraca się do mnie przodem.

- Pan pozwoli - mówi i bierze mnie na ręce.

     Dziwnie się czuję. Tak dawno nikt mi tak nie zrobił. Towarzyszy temu przyjemne uczucie w dolnej partii brzucha.

- Denerwuję się - oznajmiam, ale szybko dodaję - ale ci ufam.

- I tylko na tym skorzystasz  - kładzie mnie na łóżku.

    Szybko zrzuca z siebie kurtkę i resztę ubrań. Zostaje tylko w czarnych bokserkach. Pochyla się nade mną i zaczyna wszystko, pomału ściągać. Zamykam oczy tylko w momencie, kiedy jego palce lądują przy moim rozporku.

- Ostatni moment, aby mi powiedzieć, że chcesz poczekać z tym do ślubu - Sven patrzy mi prosto w oczy, a ja się zastanawiam czy on tylko żartuje.

- Nie - uśmiecham się słabo.

    On tylko kiwa głową.

   I nigdy tego nie żałowałem. Niezapomniana noc. Mokre, gorące pocałunki. Przyjemna pieszczota. Delikatniejsza niż sobie wyobrażałem. Pełna zmysłowości, o którą nie podejrzewałbym mężczyzny.

   Oraz empatia. Tak, to najbardziej mnie ujęło. Wszystko mi wyjaśniał, tłumaczył. Prawił komplementy. Był cierpliwy. Kiedy ściskał moje biodra, nieco mocniej je złapał i zacisnął na nich swoje palce:

- Takie szczupłe - stwierdził z uśmiechem - trener chyba nie widział cię w sypialni, skoro zasugerował, że powinieneś...

- Będziesz o nim mówił TUTAJ I TERAZ - pytam z niedowierzaniem i pretensją w głosie, bo właśnie chłopak wyciągnął mnie z cudownegu snu na jawie.

- Och, kochany. Skoczkiem się jest a nie bywa. Trener powiedział, że w czasie sezonu jest w każdej sferze naszego życia  najważniejszy...

   Zaczyna chichotać, a ja tylko przewracam oczami.

Sven w nowej odsłonie. Nawet taki mi się podoba. Mhm, może kiedyś jeszcze wrócę do tego shota i  coś z nim po kombinuję 🤔
A dlaczego ten duet? Winna jest Lilian010 przez nią mam ogromną ochotę wrócić do czasów jeszcze 'za Małysza'. Więc proszę się nie dziwić, jeżeli w najbliższym czasie pokaże się jeszcze parę tego typu.

Buziaczki kochani😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top