58. Kiedy powiem sobie dość - Morgenzuer

Dla ColdGuns🖤 skarbie, mam nadzieję, że się spodoba, coś, mam nadzieję wyjątkowego o naszym ukochanym shipie. W podziękowaniu za wsparcie podczas pisania ,,Odnajdź mnie"

Kiedy mnie poznałeś, to oceniłeś w tym samym momencie. Jeden rzut oka wystarczył, aby z mojej twarzy wyczytać wszystko, co chciałeś. Dlatego nie patrzyłeś na mnie inaczej niż z pogardą i wyższością. Byłem tylko dzieckiem, skupiającym na sobie całą uwagę, więc ty postanowiłeś być tym, który mnie jej pozbawi.

Nigdy nie współczułeś, zawsze nieprzejednanie obojętny. Drażniło i imponowało mi to. Były momenty, gdy chciałem być taki jak ty i takie, kiedy nie chciałem nawet na ciebie patrzeć. Byłeś tajemnicą, nieustawicznie krążącą wokół mnie, nigdy nie spotykając się na dłużej niż na parę sekund. Obaj wiedzieliśmy, że nie jesteśmy sobie całkowicie obojętni, ale żadne z nas nie walczyło z napięciem, niezdrowymi relacjami. Tak było prościej.

Ale mimo tego wszystkiego i faktu, że nigdy nie rozmawialiśmy, to zdawałem sobie sprawę, że ty wiesz o mnie więcej, z własnych obserwacji, niż gdybyś był moim najbliższym przyjacielem i miałbym ci mówić o wszystkim sam. Tylko dlaczego w twoich oczach ciągle była tylko pogarda, a współczucie nigdy nawet nie przemknęło przez twoje oblicze?

Jednak pewnego wieczoru coś się zmieniło. Stanąłeś w drzwiach mojego mieszkania i nie mówiąc nic po prostu mnie do siebie przygarnąłeś. Następnie twoje usta odnalazły moje i wtedy poczułem zapach alkoholu i tytoniu, mimo to nie przerwałem ci. Jakaś część mnie tego potrzebowała i wierzyłem, że poradzę sobie z tym, że następnego dnia, niewątpliwie, obudzę się sam.

Jednak mnie zaskoczyłeś. To nie trwało jedną noc a wiele. Czułem się jak we śnie. Trochę zagubiony i otumaniony, ale w pewnym sensie nawet szczęśliwy. Nie wierzyłem, w to co się dzieje, ale pragnąłem, aby trwało jak najdłużej.

Trwało i trwało, a ja przywiązywałem się coraz bardziej. Wiedziałem, że nie powinienem, bo nasza bliskość była tylko cielesna. Nic nie mówiłeś o sobie. O nic nie pytałeś, tylko patrzyłeś, a nie wszystko daje się przecież wyczytać z człowieka.

Bywały dnie, kiedy myślałem, że znaczę dla ciebie coś więcej. Momenty, w których nie miałem na nic siły podnosiłeś mnie z łóżka. Sadzałeś i karmiłeś. Myłeś i ubierałeś, ale nawet wtedy nie widziałem w twoich oczach współczucia. Przynajmniej zniknęła pogarda. Jednak marnowałem te chwile. Nie miałem siły, aby zadawać pytania lub się tłumaczyć, a ty także milczałeś.

Wiedziałem, jest co coraz ciężej. Sam miałem coraz więcej dni, kiedy po prostu byłem, nie robiąc nic, albo płacząc, starając się to przed tobą ukryć. O ile prościej byłoby, gdyby mnie nie było.

Czasami bywało lepiej. Zabierałeś mnie wtedy na spacer. Do naszych wspólnych znajomych. Była to swego rodzaju nagroda za mój dobry humor, za dzień spędzony poza łóżkiem, wtedy wierzyłem, że może tak już zostanie. Jednak potem stawałem przed lustrem i znowu traciłem nadzieję.

Pewnej nocy obudziłem się. Ciebie obok mnie nie było. Nie wiem dlaczego, przecież mogłeś być w każdej innej części domu, ale poczułem paniczny lęk. Nie chciałem być sam. Wstałem i na trzęsących się nogach wyszedłem na holl. Wszędzie było tak przeraźliwie zimno. Ciągle wierzyłeś.

Szedłem powoli. Zmierzałem do kuchni. Chciałem się napić. Może czegoś mocniejszego niż wody, chociaż nie sądziłem, aby to miało pomóc. Przygryzłem wargę, pragnąłem ciebie zobaczyć i jednocześnie tego nie chciałem.

Siedziałeś na parapecie w otwartym oknie. Na sobie miałeś tylko ciepły czarny golf i dżinsy. Wiedziałem, że palisz i najpierw poczułem pokusę, aby się przy tobie zatrzymać i z tobą zapalić. Popatrzeć niebo i pomilczeć. To całkiem przyzwoicie nam wychodziło.

Jednak nagle zrozumiałem. Nadszedł czas. Dlatego tylko oparłem się o framugę i przypatrywałem ci się przez chwilę, chcąc jak najlepiej ciebie zapamiętać. Odwróciłeś się.

- Wracaj do łóżka - powiedziałeś, jednak nie tak ostro jak zwykle.

    Pierwszy raz w twoich oczach dostrzegłem troskę. Zeskoczyłeś z parapetu i do mnie podszedłeś, a ja nadal stałem nieruchomo. Miło zaskoczony.

    Zrobiłeś gest, jakbyś chciał podnieść mnie, ale odsunąłem się trochę. Nie mogłem wrócić do sypialni. Drugi raz, mogłem już nie zaleźć w sobie tyle siły. Musiałem wykorzystać tę chwilę, kiedy zdeterminowany do wyjścia z domu, zrobiłbym to.

   Teraz to ty wydałeś się zaskoczony. Wyciągnąłeś w moją stronę ręcę. Podszedłem bliżej i po prostu się przytuliłem. Następnie podniosłem w głowę i złożyłem drobny pocałunek na twoim policzku w kąciku twoich ust. Dłonią pogładziłem po policzku i wspinając się palce pocałowałem w czoło. Wszystko przyspieszyło. Całowałem twoją twarz, starannie omijając usta, kiedy zszedłem do szyi zatrzymałeś mnie.

- Możesz mi powiedzieć, co ty wyrabiasz, Gregor? - zapytałeś, ale ja tylko się uśmiechnąłem.

    Spojrzałem w twoje lśniące oczy. Chciałem im przekazać tajemnicę, bo tylko on ufałem. Złapałem za palce twoich dłoni. Chciałem cię ze sobą zabrać, abyś był ze mną do końca, ale nie chciałem zadawać ci bólu.

- Gregor? - nie rozumiałeś.

    Całowałem cię i jednocześnie nie pozwalałem ci się do siebie zbliżyć. Nie mogłeś teraz zanieść mnie do łóżka, chociaż mogłaby to by być najcudowniejsza noc.

      Odsunąłem się jeszcze bardziej. Rozdzieliłem nas zupełnie i wybiegłem z pomieszczenia.

    Dopiero, kiedy byłem przy drzwiach wyjściowych. Na bosaka, w samej piżamie, a ty w kuchennych drzwiach, zrozumiałeś. Pragnąłeś mnie powstrzymać. Ale obaj wiedzieliśmy, że to nic nie da.

- Dziękuję. Byłeś najlepszym, co mnie w życiu spotkało - powiedziałem szybko, stając już szkoda, że ty nie możesz powiedzieć tego o mnie...

Mam nadzieję, że się spodobało i że dobrze się czytało. Buziaczki😘😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top