26. Zaopiekuję się tobą D. Prevc x K. Stoch


    Czy istnieje lepsza pora roku niż jesień, kiedy wszystko dosłownie i w przenośni się kończy, umiera, i zapada w długi, zimowy sen, a czarna ziemia zostaje skuta lodem, na pogrzeb? Czy istnieje lepsza pora dnia niż wieczór, gdy wszystko, razem ze słońcem odchodzi, aby umrzeć? Peter wybrał sobie idealny moment, aby umrzeć, aby oddać się w ramiona śmierci. Domen nigdy nienawidził tego jego perfekcjonizmy, a szczególnie teraz, kiedy musiał rzucić garść ziemi na jego trumnę.

   Jednak istniało coś, a raczej ktoś, kogo nienawidził jeszcze bardziej. Mężczyzna stojący z boku, w zwyczajnym, nieprzykuwającym oczy garniturze, kapeluszu z lat trzydziestych i okularów przeciwsłonecznych. Starał się pozostać w cieniu, ale miał w sobie coś takiego, że Domen wyczuwał jego obecność nawet z większych odległości.

   Przygryzł wargę, wiedział że matka ucieszy się na widok narzeczonego zmarłego syna, już nie wspominając o młodszych siostrach i Cene. Dziewczynki i średni z braci ubóstwiali Kamila, traktowali go jak Boga, który łaskawie zszedł na ziemię, aby zbawić ród Prevców. Domen nie znosił tego. Jego brat i utalentowany, polski zawodnik... Nie to nie było normalne. Czemu brat nie mógł po prostu zostać z Miną... To, że nie nosiła pod sercem dziecka zmarłego...

- Domen - cichy głos matki przerwał jego rozmyślania, obrócił się i zobaczył wykończoną płaczem twarz - Kamil przyjechał po rzeczy Prevca, w sensie... No wiesz te ich wspólne...

- I musiał to zrobić akurat dzisiaj, tak? - nie chciał jej denerwować, ale... Kamil zirytował go kilka razy bardziej.

- Domi, proszę - zmęczony głos kobiety ranił jego serca, wiedział, że teraz jest gotowy zgodzić się na wszystko - pomóż mu i odwiedź na lotnisko. Kamil jeszcze dzisiaj musi wrócić do kraju.

  Chciał to jakoś skontaktować, ale widząc w jakim stanie jest matka powstrzymał się.

- Pójdę po samochód - burknął - czekajcie na mnie przy bramie cmentarza.

- Oczywiście.

    Odchodząc, czuł na sobie wzrok Kamila.

***

  Nie wychodził z auta. To Kamil szybko wskoczył na miejsce obok kierowcy, zatrzaskując za sobą drzwi. Zaczynał padać deszcz.

- Hej - przywitał się szatyn, zdejmując okulary.

    Domen, chcąc nie chcąc, zobaczył wory pod oczami mężczyzny i ślady łez na policzkach, mimo to nie chciał odpowiadać.

- Wiem, co czujesz - głos Kamila, był jak zawsze złudnie kojący.

- Nie do końca - najmłodszy z braci Prevc warknął i ostro skręcił w wąską uliczkę.

- Masz rację. Nie byłem jego bratem, nie znałem go od urodzenia, czego bardzo żałuję... - Polak zamilkł, przełknął głośno ślinę.

- No właśnie. Znałeś go za krótko, aby odbyć całą żałobę. Nie możesz zostać nawet na jedną noc z... Rodziną swojego narzeczonego, bo przecież zaraz zaczyna się sezon. Założysz sobie czarną opaskę... To wystarczy, co?

- Domen, ja wiem, jak to wygląda, ale ja go naprawdę kocham... Kochałem go - Kamil nie patrzył na niego, spuścił wzrok.

- Kochałeś? Ta miłość była chora - Domen nie wytrzymał, powiedział, to co czuł od dawna - przez ciebie nie miał szansy na normalną rodzinę. Żonę, dzieci...

- Miał mnie - Kamil podniósł głowę, ale patrzył na krople deszczu spływające po przedniej szybie.

- Mogłeś być po prostu jego przyjacielem - Słoweńcowi przed oczami nagle stanął obraz tego, jak się dowiedział, że jego brat woli bratów. Kamil na stole w salonie i przyssany do niego Peter.

- Od tego się zaczęło - starszy z mężczyzn z trudem panuje nad głosem.

- I powinno skończyć - Domen nie daje za wygraną - a ty wykorzystałeś jego chorobę.

    Nie planował tego, wręcz przeciwnie, ale łzy już spływały po jego policzkach. Biała skóra brata, a na niej, kontrastowe malinki.

- Zaczęliśmy się spotykać znacznie wcześniej - zaczął się tłumaczyć Stoch - wiesz o tym bardzo dobrze. Byliśmy ze sobą pięć lat.

- O tyle za długo.

- Dlaczego tak mnie nienawidzisz? Wiem, że ciężko pogodzić ci się ze śmiercią brata, ale obaj wiemy, że nie o to chodzi - nagle te niebieskie oczy, w których Peter codziennie zanurzał się i tonął, spojrzał na niego.

- Bo to nienormalne, że pieprzyłeś się z moim bratem. Chociaż nie, to jeszcze nie było najgorsze, bo nie musiałem na to patrzeć, ale to trzymanie się za ręce przy wszystkich, te pocałunki, dotykanie się przy stole... I ten pierścionek na twoim palcu... Powinien się znaleźć u jakiejś kobiety - Prevc płakał. Nie chcąc, myśląc o tym, co w tej chwili myśli o nim Kamil, zjechał na pobocze. Obraz przed oczami rozmazał się. Nie zamierzał ryzykować.

- Wiem Domen, że to było dla ciebie trudne. Miałeś poczucie, że tracisz brata... - Domen nie słyszał już znienawidzonego głosu starszego skoczka, tylko kojący tembr, ten którego używali kiedyś Peter czy nadal Cene.

- Nikt się mną tak nie zajmował. Cene jest kochany, ale nie sprawdza się w roli starszego brata. Natomiast Peter... Czułem się przy nim bezpiecznie. Zawsze radziłem się właśnie jego. On się mną opiekował, na skoczni, w domu, na imprezach... Odebrałeś mi go.

- Ale on też potrzebował pomocy, wsparcia, rady - głos Kamila był taki spokojny.

- I ty mu to dawałeś? - Domen wiedział, jak idiotycznie to brzmi, ale nie mógł się powstrzymać.

- Myślę, że tak. Potrafię się zaopiekować drugą osobą. I nie wiem czy tego chcesz, ale zamierzam się zaopiekować się tobą.

    Domen pokręcił głową. Nie wierzył w to, co słyszał. Peter wiedział o tym, jaki miał stosunek do jego narzeczonego, że nie potrafił zaakceptować ich związku, że czekał na dzień, kiedy się rozpadnie. Pamiętał, też, co wtedy usłyszał:

- Po moim trupie.

    I czemu to do cholery musiało się spełnić.

    Nagle poczuł silne ramiona mężczyzny oplatające jego ciało.

- Będę dla ciebie jak brat, obiecuję - powiedział Kamil.

   Odpowiedziało mu milczenie.

- Zaopiekuję się tobą - powtórzył.

   Nie wiem dlaczego, ale podoba mi się ten shot. Myślę nad jego kontynuacją, co o tym myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top