23. K.Stoch x S. Ammann To dla ciebie


- Nareszcie, kochanie, czego takiego dokonałeś w tym sezonie, że znowu muszę na ciebie tyle czekać? - unoszę brew i patrzę, jak mój kochanek staje w drzwiach i powoli ściąga bluzę.

- Mam ci przypomnieć - prycha i rzuca ubranie na podłogę. Depcze je bosymi stopami i idzie dalej. Omija mnie i kieruje swoje kroki na balkon.

- Po pierwsze nie będziesz palił, po drugie, moje Sherlockowe zdolności podpowiadają mi, że jesteś nie w humorze. Zbieram jego bluzę, otrzepuję i na siebie zakładam, skoro i tak nie zamierza jej nosić...

- Po pierwsze pieprz się, a po drugie, to nie tobie zmieniają trenera.

- Po pierwsze to ty do mnie przyszedłeś, po drugie to twój związek chciał zabrać mi mojego - przypominam.

- To byś się do nas przeniósł - wzrusza ramionami szukając zapalniczki, którą mam ją w jego bluzie.

- Idąc tym tokiem myślenia, to powinienem doradzić ci dołączyć do Szwabów, ale nie ufam byłej Fioletowej Krowie - prycham.

- To kolega.

- Mnie koledzy nie mówią, że jestem uroczy - poprawiam okulary.

- Bo nie jesteś - Kamil zdenerwowany rzuca papierosem o balkonowe deski i zaciska pięści. Bardziej przypomina nastolatka, którego przedstawił mi Adam niż dorosłym mężczyzną.

- Od kiedy jesteś taki humorzasty? - wzdycham.

- Gdzie jest ta pieprzona zapalniczka - warczy.

- Mam ja, ale ci nie oddam - zaplatam ręce na piersi.

- Simon, proszę, widzisz, że tego potrzebuję - nagle uspokaja się, chociaż może jest to jednak rezygnacja.

- Potrzebujesz się uspokoić, wyciszyć i zakceptować coś, z czego zdawałeś sobie sprawę od dawna - podchodzę do niego powoli.

- Ale... Simon dzięki niemu wróciłem do siebie - uderza pięścią w barierkę.

- Tylko dzięki niemu? - moją dłoń ląduję ma jego piersi, zaczyna powoli zjeżdżać w dół.

- W dużej mierze - ciekawi mnie czy interesuje się mną czy zapalniczką w kieszeni jego bluzy, którą nad mam na sobie.

- Czyli wolałbyś aby to on tutaj stał - zniżam głos.

- Jeżeli... - nie kończy tylko składa pocałunek na moich ustach.

- Mhm - kiedy jego wargi idealnie obejmują moje.

- Nic już - odpowiada - to nie on w Soczi przekazał mi koronę.

- A ty to... No wiesz z Wellim - odsuwam się trochę.

- Myślę, że on chciałby, aby tradycji stało się zadość, ja bym nie marudził, ale pomyślałem o pewnym zazdrośniku, który potem by zamilkł na wieki - patrzy na mnie z uśmiechem. Może jednak znaczę więcej niż paczka papierosów.

- Dokładnie - mierzę go wzrokiem - ja wiem, że to uroczy chłopiec, ale...

- Ale chłopiec, Simi, wolę takich jak ty. Dojrzałych - całuje mnie w policzek.

- Możesz kiedyś przy Andim o tym napomknąć.

   Kamil kręci głową. Jego dłonie lądują na moich biodrach, przyciąga mnie do siebie. Zaczyna całować, namiętnie, zachłannie.

- Chyba nie chcesz robić tego na balkonie - mruczę.

- Na balkonie to ja chcę zapalić - odpowiada i wyjmuje z kieszeni bluzy zapalniczkę - jak nie chcesz na to patrzeć to...

- Nie dam się później pocałować - zastrzegam nagle, a on zatrzymuje się. Powoli odwraca wzrok w moim kierunku.

- Zmienisz zdanie - niby mówi to pewnym głosem, ale ja słyszę, jak lekko drży.

- Nie sądzę, będziesz śmierdział - wzruszam ramionami i odwracam się, aby wyjść z balkonu.

- Pójdę do Andiego - krzyczy za mną.

     Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie lubię Szwaba, a samo imię doprowadza mnie do białej gorączki. Cofam się trochę i odwracam do ciebie. On już na mnie nie patrzy, zbyt zajęty papierosem i zapalniczką. Wykorzystuje to i biorę go na ręce.

- A teraz chowasz zabaweczki, a następnie zajmujesz się starym mistrzem - instruuje.

- Adam już jest w drodze na mecz - przykłada palec do wargi.

- Chcesz dyskutować - unoszę brew, a on uśmiecha się i całuje mnie w usta. Zabieram i odrzucam papierosa i zapalniczkę - to dla twojego dobra.

- Albo twojego komfortu...

A takie coś, na zakończenie sezonu

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top