22. Lellinger

onlyhuman181 przepraszam, że tak długo, ale stwierdziłam, że dla Ciebie, to musi być szczególny, a że to Lellinger... Rozumiesz przesunięcia czasowe...

***

   Wanna była pełna, na pianie wylądowały płatki róż, oczywiście czerwonych. Woń olejków pewnie już roznosiła się po całym hotelu, a ja czekałem już tylko na ciebie, pilnując temperatury wody, która musiała być idealna, dla mojego skarba, to znaczy przyjaciela.

   Poprawiłem krawat, który w moich fantazjach, zębami rozwiązywałeś, potem rozdzierałeś nową białą koszulę i sięgałeś do paska moich spodni, przecież wszyscy wiedzą, no może oprócz Kamila, że tak w głębi duszy nie jesteś grzecznym chłopcem...

  Spojrzałem na zegarek. Tyle minut spóźnienia, chociaż przecież nie byliśmy umówieni. Byłem idiotą, że ktoś taki jak ty spędzi walentynki w towarzystwie swojego przyjaciela, nawet jeżeli jeszcze wczoraj nie miałeś, to pewnie przed godziną wślizgnąłeś się do pokoju jakiegoś skocznego nastolatka, pocieszając go po jakimś słabym konkursie... No tak, skąd mogłeś wiedzieć, że od paru lat podkochuję się w tobie, udając twoje bff. Andreas...

   A jednak usłyszałem pukanie. Szczerze powiedziawszy, to bardziej spodziewałem się Hoffera, czy często mylącego pokoje Morgensterna ( nigdy nikt bardziej nie smucił się na mój widok niż on, czy naprawdę jest mi aż tak daleko do Gregora?). A jednak to ty.

  Przyszedłeś w dresie, w starej bluzie, trzymałeś dwie puszki piwa. No tak, zwyczajny wieczór z kolegą, który jak zwykle samotnie spędzałby walentynki.

- Stephan, matko boska, ty też - stanąłeś i wskazałeś na mój krawat - kiedy mnie poprosiłeś, abym na chwilę wpadł, to pomyślałem, że mogę zostać na dłużej, bo dresy i tak dalej, ale widzę, że... Załatwiłeś chłopaków?

   Zaskoczyłeś mnie. Nie, nie wiem jak nawet mogło ci coś takiego przyjść do głowy, przecież ja...

- Andreas musimy porozmawiać - zacząłem, a ty uniosłeś brew. Do mojego serca wdarła się niepewność - to znaczy, muszę coś ci pokazać.

- Liczyłem, że kogoś, a nie coś, ale dawaj - wzruszyłeś ramionami i podszedłeś. Stanąłeś przede mną i w seksowny sposób przygryzłeś wargę.

- Myślę, że... - nie dokończyłem tylko pociągnąłem cię za rękę.

   Kiedy weszliśmy do łazienki,w pierwszej chwili oparłeś się o ścianę, do ust przyłożyłeś palce i patrzyłeś na wannę. Jednak uśmiech nie rozjaśnił twojej twarzy. Moje serce zaczęło bić szybciej, tak na naprawdę, nigdy nie miałem prawa liczyć na coś więcej z twojej strony.

   Stanąłem na przeciw ciebie, nie wiedziałem jak zacząć.

- Stephen, my... - to ty przerwałeś ciszę, twoje długie palce wylądowały na moim ramieniu - nigdy...

- Wiem, ale...

- Cenię sobie naszą przyjaźń. Ja... Nigdy...

- To nie twoja wina.

- Będzie lepiej po staremu - powiedziałeś i miałeś zamiar zawrócić, byłeś już tak blisko drzwi, a ja wtedy zrozumiałem. Moja ostatnia szansa.

   Złapałem cię w pasie, mocno, pazernie zagarnąłem ciebie do siebie. Chwyciłem i podniosłem, moja ręka wylądowała pod zgięciem kolan, a drugą pod twoimi plecami. Ale dla mnie nadal byliśmy zbyt daleko siebie.

  Spojrzałem w twoje oczy. Byłeś zdezorientowany, może trochę przestraszony.

- Jesteś wspaniałym facetem, wartościowym, kochanym, opiekunvzym - zacząłeś wyliczać, ale ja pokręciłem głową.

- I chcę tylko ciebie, Andreas - szepnąłem, a ty zrobiłeś coś nieoczekiwanego. Pocałowałeś mnie.

- A teraz do wanny i błagam spraw, abym nie pożałował tej decyzji - mruknąłeś.

Nie najlepszy, ale to Lellinger, do tego z happyendem, proszę docenić

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top