16. Jak zapomnieć cię... Damil Part II
Nie widzisz mnie, zresztą tak jest lepiej. Nie zdajesz sobie sprawy z tego co czuję, bo nie wiesz, że patrzę, bo ty tego nie robisz, nie zastanawiasz się, jak spędzam czas bez ciebie, czy po udanych lub nie, zawodach ląduje z kimś w łóżku, nie wiesz, że ciągle śpię sam, bo nikt nie jest w stanie, mi ciebie zastąpić. Nikt nie jest jednocześnie tak blisko i równocześnie daleko jak ty.
Dzieli nas parę metrów. Ale ty o tym nie wiesz. Stoję, patrzę na ciebie, a ty myślisz, że z Andim jesteście sami, są tylko wasze połączone ciała, gorące oddechy na skórze, namiętne i intymne pocałunki, żaden z was nie wie, że tę chwilę dzieli z wami ktoś jeszcze.
Zaciskam i rozluźniam pięści w przez was nadany rytm. Chcę zamknąć oczy, nie patrzeć, ale to jest silniejsze ode mnie, ta chęć poznania co ma on czego nie mam ją, pewnie nie znasz tego uczucia, a ja mogę cię zapewnić, że nie chcesz poznać, Kamil.
Nie liczę minut, nie obchodzi mnie czas, który pewnie i dla was jest już nieskończonością. Po prostu jestem i myślę. Dlaczego uciekłem, dlaczego nie zaczekałem, aż otworzysz oczy, dlaczego nie pocałowałem cię po raz ostatni, dlaczego nie wyznałem, że nadal kocham, byliśmy tak blisko. Szkoda, że tylko fizycznie.
Powinienem pójść. Wy pewnie też zaraz wejdziecie do któregoś z pokojów, on już bierze ciebie na ręcę, nie przestając całować. Wydajesz się teraz taki mały i kruchy, Kamil. A przy tym uroczy.
W nocy taki nie byłeś. Zdjąłes maskę, a może nigdy jej nie masz tylko dopasowujesz się, jak kameleon? Nie wiem, ale ten kontrast między nocą a dniem, międzą tobą z nim, a ze mną jest... Nie do opisania, dlatego ciągle patrzę.
Ale kiedyś trzeba pójść, odejść, nie możesz mnie zobaczyć, on nie może. Przecież nie wie co się działo tej nocy, że z kim innym było ci tak cholernie dobrze, że kto inny wkładał ci język do ust. Kto inny pieścił twoją skórę, ale...
Nagle mnie widzisz. W twych oczach widzę strach. Dlaczego? Przecież się nie ruszam. Nic nie zrobię. Nie pozwolę, aby twoje szczęście zniknęło, nie przeze mnie, nie dzisiaj. Już mam się odwrócić. Ale coś do mnie mówisz. Nie rozumiem.
W końcu pojawia się ten twój smutny uśmiech, wydymasz usta. Nie, nie do pocałunku. No tak, palisz zawsze po udanej zabawie...
***
Przesiąka mnie chłód. Chociaż rozgrzewa twój widok. Stoisz tak blisko, ale tym razem dzielą nas warstwy ubrań. Zabrzmi to dziwnie, ale jest ich za mało. Dlaczego ty zawsze zakładasz tylko bluzę, na to swoje palenie, czy w Trondheim też tak zrobisz?
- Przepraszam, Daniel - mówisz nagle, a ja odwracam się się gwałtownie, niepewny tego, co właśnie słyszę - nie powinienem do ciebie przychodzić tamtej nocy, wczorajszej. Wykorzystałem cię, twoje przyjacielskie przywiązanie.
Unoszę brew. Przepraszam, ale nawet dla mnie brzmi to wyjątkowo naiwnie. Mieszasz się, wiesz jak to zabrzmiało, ale nic nie mówisz, wypuszczasz kolejne obłoki papierosowego dymu, wyglądasz przy tym cholernie seksownie.
- Ślub juz za parę tygodni.
- Przełożyłeś?
- Chciałem przełożyć na po sezon, bo to i tak mała uroczystość - wzruszasz ramionami - ale Andi chce wszystkim wszystko ogłosić w Planicy.
- Boisz się - pytam, a serce mi drży, gdy byliśmy razem, nawet wolałem nie poruszać tematu, ujawniania się.
- Nie wstydzę się tego jaki jestem, Danny - jak słodko brzmi to zdrobnienie w twoich ustach - po prostu... Nie wiem czy jestem gotowy, aby wiązać się z kimś na tak długo... Zbłądziłem ostatniej nocy.
Do mojego łóżka, Kamil. Pamięć twojego ciała przyprowadziła ciebie do mnie, a ja się tym napawałem, bo przez tą jedną noc byłeś mój, należałeś do mnie.
- Nie wiem czy go kocham, nie wiem czy go nie zranię, nie wiem czy nie ucieknę, jak ty tamtej nocy, ale wiem, że jeżeli go nie poślubię, mogę żałować tego później.
- Żałować możesz też, jak zostaniesz jego mężem - wyrywa mi się. Zasłaniam usta rękoma, ale ty kręcisz głową.
- Masz rację - chcesz wyciągnąć kolejnego papierosa, ale cię powstrzymuję.
Śmiejesz się.
- Jak dostanę raka płuc, to będzie mniej problemów - mówisz.
- Nie żartuj tak, wiesz, że... - zaczynam.
- Nie cierpisz mojego czarnego humoru, dotyczącego mnie, bo... - przewracasz oczami, a ja wchodzę ci w słowo.
- Z innych mogę śmiać się bez końca. Uwielbiałem, gdy... - urywam. Nasze pierwsze żarty dotyczyły pewnej fioletowej krowy, która przemalowała się na czerwonego byka.
Nastaje cisza. Nic się nie dzieje. Nie całujesz mnie. Nie przytulasa. Dogaszasz tego swojego pierwszego papierosa. Chowasz zapalniczkę. To wszystko jak z automatu. Zaraz do niego wrócisz. Położysz się obok niego.
A ja nie robię nic, bo to przeze mnie. Sam zepsułem tę chwilę. Jestem sam sobie winien i znowu pragnę tylko zapomnieć. Ile dałbym, by zapomnieć cię...
Nie wiem jak wyszło, dlatego proszę o jakiekolwiek opinię, wskazówki 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top