15. Chciałbym to być ja... Damil Part I
Jak zawsze zbyt blisko. Czuję, jak dotykasz mojej nagiej skóry, jak palcami nastraja aż ją jak wymagający instrument. Sprawiasz mi nieopisaną przyjemność, a przecięć niepowinieneś, przecież ktoś na ciebie czeka. Ktoś na ciebie zasługuje, Kamil. Ktoś, kto się nie boi zaryzykować.
Nagle twoje usta znajdują się na moich. Całujesz tak namiętnie, jak kiedyś. Twoje ręce nie próżnują, przyspieszasz, a ja chcę nadążyć. Czuję się, jakby to był mój pierwszy raz, jednocześnie jestem w niebie. Nie potrafię się odwdzięczyć, po prostu się tobie oddają, a wewnętrzny głos krzyczy przecież, że nie mogę, że ciebie to niszczy, że wykorzystuję ciebie, twoją chwilę słabości. Ignoruje go. Liczę, że kiedyś mi wybaczysz, przecież sam przyszedłeś, a ja po prostu tęskniłem. A gdy stanąłeś w drzwiach mojego pokoju...
Nie dajesz mi czasu na myślenie, ustami schodzisz coraz niżej. Aż nagle się zatrzymujesz. Palcem, delikatnie krążysz po fragmencie skóry. Chyba wiem, co to.
- Daniel - szepczesz - ty...
- Nie chcę o tym rozmawiać - kręcę głową.
Popycham cię delikatnie na łóżku, teraz sam chcę przejąć inicjatywę, ale ty mnie delikatnie odpychasz, przygryzasz wargę w ten cholernie seksowny sposób.
- Daniel, ale musimy, przecież...
- Przyszedłeś tu tylko się odstresować, pamiętasz.
- I tak sprawy zaszły za daleko - chcesz wstać, ale ci nie pozwalam.
Patrzymy sobie przez chwilę w oczy, wiem, że chcesz coś jeszcze powiedzieć, ale po co? Ta noc minie, nie będzie kolejnej. Pochylam się, ale ty się odwracasz. Upadam na łóżko obok ciebie.
- Przyszedłeś do mnie w nocy, no nie oszukujmy się, nie po to, aby porozmawiać - mówię, a ty prychasz, wiesz jak tego nie znoszę, przecież o to też się kłóciliśmy.
- Nie no kontynuuj - dajesz mi kuksańca w bok, kiedy nie odzywam się przez dłuższą chwilę.
- Po prostu chodzi o to, że odejdziesz i znowu będę sam, więc to też wiem tylko ja. Tak musi być - urywam, a ty marszczysz brwi.
- Będziemy przyjaciółmi.
- Wiem, ale - nie wiem jak to wytłumaczyć. Najchętniej bym wstał i wyszedł, ale nie mogę, bo to nigdy się nie powtórzy.
Całuje go. Tym razem mnie nie odpycha. Oddaje się. Słyszę ciche westchnięcie, ale temat jest zakończeny. Powinienem się cieszyć, ale...
Kiedy kogoś się kocha, to się o niego dba. Myśli się o nim, troszczy. Krzyczy, kiedy jest to potrzebne. Rozmawia. Nie ulega tak łatwo, a przede wszystkim się walczy. On tego nie zrobił. Pieprzy się ze mną, bo powiedziałem mu, że to tego chcę i jako przyjaciel zachowuje się w tym momencie w porządku. Udowadnia, że nie kocha...
A mi to sprawia ból. Każda pieszczota nagle parzy. Staje się karą, bólem, bo to ostatni raz. Prawie jego wieczór panieński, przynajmniej zdjął pierścionek.
Pozwalam mu na wszystko. On powoli zapomina o rozmowie. Gdybym chociaż na chwilę oczyścił umysł... Ale nie jestem w stanie. Jesteśmy tak blisko ciałem, ale duszą, jak zwykle za daleko.
Patrzę na ciebie. W twoje oczy. Dlaczego tym razem nie mogę zatonąć? Zatracić się w tobie. Przecież tego chciałem. Od początku ich związku. Gdy widziałem uśmiech na twarzy Andiego, widziałem, odtwarzałem w pamięci wszystkich naszych razów, Kamil. A mało ich nie było, a teraz kiedy się to spełniło, to z kolei myślę, że to jest początek naszego końca, Kamil. Już nie będzie kolejnych razów.
Opadamy na poduszki. Nasze włosy się plączą. Twoje oczy błyszczą dzikim blaskiem, pewnie moje też. Twoja klatka piersiowa unosi się miarowo. Kładę dłoń na twoim sercu, uśmiechasz się. Nie dziwię ci się. Normalnie też bym był szczęśliwy.
Przysuwasz się bliżej, twoje usta lądują na moim policzku.
- Idę na papierosa - mruczysz, a ja cię łapię za przegub.
- Nie, będziesz śmierdział - odpowiadam i układam się na tobie.
- Od kiedy ci to przeszkadza? Rzuciłeś? - przytula mnie mocniej.
- Nie - kłamię. Niech jeszcze coś nas łączy.
- To o co chodzi?
Uśmiecham się. Nie odpowiadam. Powód jest dziecinnie prosty. Nie chcę, abyś wstał, zostawił mnie samego tutaj. Z pościelą pachnącą tobą, ale bez ciebie. Z głową pełną wspomnień dzisiejszej nocy. Z rozdartym sercem. Nie chcę tracić czasu. Chcę się tobą cieszyć. Twoim dotykiem, spojrzeniem.
Nie chciałem ci tego mówić, kiedy przyszedłeś, ale ta noc byłaby najpiękniejsza nawet gdybyś się ze mną nie kochał, a tylko, po prostu leżał przy mnie, tylko trzymając za ręce.
Nadal nie wierzę w to, co dałeś mi tej nocy. Chociaż nie jesteś mój. Nie jestem ciebie wart, Kamil. Sam zostawiłem ciebie, wiedząc co stracę, bo beze mnie będziesz szczęśliwszy, ale to nie zmienia faktu, że cholernie boli fakt, że ma ciebie ktoś inny, ktoś kto się nie boi. Zawsze jest przy tobie. Nie licząc tej nocy. A może...
Przysypiasz. Twoja ręka mocniej zaciska się na moim ramieniu. Tak bardzo żałuję, że on tego nie widzi, chociaż... Całuję twoje włosy, nie wiem czy tym razem mógłbym zostać, więc uciekaj, Kamil, uciekaj ode mnie.
To będzie pierwszy wieloczęściowy shot. Zobaczę co z tego wyjdzie. A jak część 1?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top