III Dzień 1 cz.2
- Opowiedz mi coś o swoim rodzeństwie. – Keith poprosił po długiej chwili wspólnego milczenia, doszczętnie dziwiąc tym latynosa.
Chłopak zmarszczył lekko brwi i potarł kark dłonią, jakby myśląc o tym, iż najzwyczajniej w świecie mógł się przesłyszeć. Koreańczyk jednak wciąż wpatrywał się w niego widocznie zaciekawiony, po czym wzruszył ramionami i opadł na łóżko, przeciągając się.
Materiał jego koszulki podwinął się nieco, ukazując bladą skórę jego delikatnego ciała.
- Sam rozumiesz, spędzę tu aż dwa tygodnie. Wolę wiedzieć, na co właśnie się skazałem.
Lance pokręcił jedynie głową z niedowierzaniem i usiadł obok niego na łóżku, powolnie rozwiązując buty, po czym zastanowił się przez chwilę.
- W sumie, widziałeś się już ze wszystkimi, nie wliczając Sophie. Nie widujemy się.
- Oh? Myślałem, że całe twoje rodzeństwo cię uwielbia. – Nie mógł się powstrzymać przed nutą kpiny wdzierającą się do jego wypowiedzi.
- Więc nic nie wiesz, Mullet. Całe dzieciństwo przekomarzałem się z Danielem, jednak teraz zwyczajnie dojrzał, znalazł żonę i mają syna. A Cleo? Cholera, byłem dla niej straszny, gdy byliśmy dziećmi. Gdy była zaledwie noworodkiem, ugryzłem ją w stopę, bo byłem zazdrosny o uwagę mojej mamy.
Koreańczyk nie mógł się powstrzymać od śmiechu, gdy starał się wyobrazić ów scenę. To zdecydowanie brzmiało jak rzecz, do której był zdolny.
- Jednak nie nienawidzi cię za to. – Mruknął nieco rozbawiony.
- To oczywiste; oboje dorośliśmy i od tamtej głupoty minął szmat czasu. Nie ma powodu, by mnie nienawidzić.
- A Sophia ma? – Zapytał, bawiąc się sznureczkiem swoich dresowych spodni, które nosił przez czas długiej jazdy.
Po tych słowach twarz Lance'a zbladła, a on przygryzł wargę i westchnął ciężko, z widocznym smutkiem.
- Ja nie wiem... - Szepnął, jednak zaraz otrząsnął się i zmarszczył brwi, spoglądając na chłopaka. – Dlaczego o tym mówimy?
- Bo mamy swój moment? – Wzruszył ramionami, wywołując u latynosa pomruk niezadowolenia.
- Nieważne. Ta chwila właśnie skończyła. – Latynos mruknął nieprzyjemnie i wstał z łóżka, sięgając swoją walizkę i tym samym sygnalizując, iż rozmowa naprawdę się zakończyła.
W tej chwili koreańczyk zaczął się zastanawiać czy jego przyjaciel właśnie otwierał się na niego, a raczej czy próbował to zrobić. Oh nie, to złe sformowanie; w końcu Lance był aż za bardzo otwartą osobą. Jednak... Czy naprawdę musiał mówić mu o tych wszystkich rzeczach? Przecież ich cała relacja składała się jedynie z udawania. Ich związek był iluzją, a sam Keith uważał się jedynie za dalekiego znajomego Lance'a, o ile chociaż tym dla siebie byli.
A to oznaczało, że wszelkie sekrety mogli zachować wyłącznie dla siebie, nie mieli obowiązku mówić sobie o czymkolwiek.
W końcu koreańczyk obrócił się na bok, leżąc teraz twarzą ku ścianie.
- Prześpię się chwilę. – Poinformował cicho Lance'owi, który odpowiedział mu jedynie pomrukiem. Tak zapadła pomiędzy nimi cisza, a powieki koreańczyka stawały się coraz to bardziej ciężkie, aż w końcu zasnął spokojnie.
Dzień 1
15:18
Coś trąciło jego szyję, poczuł język przesuwający się po jego skórze i zatrzymujący się dopiero przy linii jego włosów. Niezwykle ciepłe i przyjemne uczucie rozlało się po jego ciele, a sam chłopak powolnie zaczął się przebudzać. Niski jęk wyrwał się z jego ust, gdy wilgotny język ponownie przesunął się po jego ciele.
- Lance. – Wymamrotał cicho w poduszkę, wciąż nie otwierając zaspanych oczu. Oblizał wargi, z których wyrywały się nieskładne słowa i leżał tak spokojnie, do momentu, gdy szorstkie łuski nie spotkały się z jego ciałem. Wtedy wręcz natychmiastowo się obudził, będąc w kompletnym szoku.
Co tak właściwie znajdowało się w jego łóżku?! Obrócił się prędko i mimowolnie wrzasnął, napotykając iguanę leżącą na jego łóżku. Gad jednak nie przebywał na nim zbyt długo, gdyż zsunął się na podłogę i powędrował w stronę Mateo.
Koreańczyk aż usiadł na materacu, ocierając pot z czoła i próbując uspokoić swój oddech.
- Co to było? – Zapytał, chrypiąc z ogarniających go emocji.
- To był Greedo! Greedo to iguana. – Odparł dumnie i pogłaskał zwierzę po pysku. – Przyniosłem go do pokoju, bo chciałem by się z tobą przywitał, ale spałeś i nie chcieliśmy cię budzić.
Mateo po tych słowach śmiało wdrapał się na łóżko, niechcący pociągnął za koc, który się na nim znajdował. Od kiedy miał koc? Nie pamiętał by pod nim zasypiał.
Gdy chłopiec ułożył się wygodnie, Greedo uciekł mu z rąk, a sam Keith wrzasnął gorączkowo, przeskakując ku rogu łóżka, możliwie jak najdalej od gada.
- Dlaczego jest tak ogromny? – Zapytał, przyglądając się paskudnej jaszczurce.
Boże, dlaczego rodzina Sanchez ma tak wiele zwierząt? Lance twierdził, iż nie mieszkają w gospodarstwie, jednak jak do tej pory czuł się jak w cholernym zoo. Kurczaki, koza, pies, a teraz jeszcze iguana. Co będzie następne? Tygrysy?
- Lubi cię! – Mateo pisnął radośnie, jednak ta informacja niezbyt ucieszyła Keitha. Pisnął jedynie i błagał chłopca, by zabrał od niego ów stworzenie. Mateo w końcu wziął iguanę na kolana, tak jakby stwór był, co najmniej jedynie małym kotkiem. Choć warto podkreślić fakt, iż jaszczur był o połowę większy od samego chłopca.
- To nic, Greedo. Keith jedynie się wystraszył, bo nie zna cię za dobrze, ale nie smuć się, jesteś bardzo wyjątkowy. – Chłopiec szeptał, głaszcząc zwierzę z zaskakującą czułością. – Mama tak zawsze do mnie mówi. „Niepowtarzalny". – Mruknął i uśmiechnął się niemal dumnie. – Keith też będzie tak myślał, gdy cię lepiej pozna.
Mateo wydał mu się być naprawdę niezwykły; był miły i był on osobą o naprawdę ogromnym, złotym sercu. Rozczulał go sposób, w jaki mówił do swojego pupila. Miał nadzieję, że rodzice również mówią do niego w ten sposób.
Westchnął ciężko i w końcu normalnie usiadł na materacu, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze, które wisiało na jednej ze ścian. Zaklął pod nosem, widząc swoje sterczące włosy i starał się je w jakikolwiek sposób naprawić, przeczesując je palcami.
- Mówisz przez sen. – Mateo oświadczył niedbale, przerywając tym ciszę i zwracając na siebie całą uwagę bruneta. - Ciągle mówiłeś imię wujka Lance'a!
Ta informacja wywołała u niego dreszcz. W porządku, może śnił mu się latynos, jednak oczywistym było to, iż był to jedynie przypadkowy i nic nieznaczący sen. Często o kimś śnił i nie było to zbyt istotne. Jednak, bez względu na wymówki, Keith czuł jak lęk trawił jego wnętrzności i przyczyniał się do lekkiego zawrotu głowy.
- Śnisz o wujku? – Mateo zapytał dość głośno i przysiadł przy nim. – Kochasz go?
- Mateo? – Keith szepnął nagle i pochylił się ku niemu, by spojrzeć młodszemu w oczy. Był nawet w stanie ignorować iguanę, która przeczołgała się obok. – Możesz zachować to w tajemnicy?
- Jestem w tym naprawdę dobry! – Odparł poważnie, jednak zaraz pisnął cicho. Keith pokiwał jedynie głową i delikatnie uścisnął dłoń chłopca, a wtedy stało się coś dziwnego.
Uśmiechnął się. Keith najzwyczajniej w świecie rozciągnął swe usta w uśmiechu. Nie uśmiechał się raz na jakiś czas, by było to aż tak dziwnym zjawiskiem, jednak ten grymas był całkowicie inny od wszelkich innych. Był niezwykle czuły i opiekuńczy, a nigdy nie przybierał takiej ekspresji, również nigdy względem dziecka. Nienawidził ich... Jednak uwielbiał Mateo, miał ochotę przytulić go i nigdy nie puścić. Był niepowtarzalny.
Dzień 1
15:49
Po finalnym złapaniu Greedo I schowaniu go do jego klatki, zarówno Mateo jak i Keith zdecydowali, że naszedł czas powrócenia do rodziny.
Zaśnięcie zaledwie godzinę po przyjeździe nie było najlepszym sposobem na wywarcie dobrego wrażenia i przez to chłopak wewnętrznie żałował, że w ogólne miał czelność odpocząć po długiej jeździe. Jednakże dopiero po długim czasie panikowania, dowiedział się, iż rodzina Sanchez kompletnie nie dba o takie rzeczy jak dobre pierwsze ważenie. To jednak nie zmieniało faktu, iż chłopak zwyczajnie chciał się im przypodobać i martwiła go ów sytuacja i to, co mogli o nim pomyśleć.
- Przykro mi, że nie mogłam cię powitać obiadem. – Kobieta mruknęła dość głośno, wałęsając się pospiesznie po kuchni, po czym chwyciła swoje kluczyki do samochodu.
Wisiały one na rodzinnym haku z kluczami, tuż obok lodówki oraz zwisającego breloczka z głową Yody.
Dom był aktualnie jednym wielkim chaosem.
Benji przebiegł kuchnię z gitarą w ręku, Josie przebierała się i jednocześnie próbowała zawiązać swoje sznurowadła.
- Mamoo, musimy już iść! – Benji uniósł brwi, tupiąc niecierpliwie i wskazał na drzwi frontowe. Zaczynie się za dziesięć minut!
- Jeszcze raz cię przepraszam, słonko. – Rosa powtórzyła czule, jednocześnie ignorując swojego syna, który prawie szalał w przedpokoju. – Daniel i Rachel powinni niedługo przyjść, ale Rachel prawdopodobnie zabierze Mateo na świąteczne zakupy.
Lance tylko uśmiechnął się, delikatnie układając dłoń na ramieniu swojej matki, chcąc ją choć odrobinę uspokoić.
- Nie przejmuj się, mamo. – Odparł z czułym grymasem i cofnął się nieco, wracając do swojego przyjaciela.
- Zwyczajnie... - Rosa kontynuowała, nie robiąc ani chwili przerwy na oddech czy zatrzymywanie się. – Benji o czwartej ma naukę gry na gitarze, Josie spotkanie zuchów, a Cleo..
- Mamuś.. – Lance uspokoił ją, ponownie układając dłonie na jej ramionach i ucałował ją we włosy. – Wszystko jest okej. Keith i ja możemy zjeść mrożoną pizzę i naprawdę nie musisz się o nas martwić.
Kobieta westchnęła, jakby godziła się właśnie ze swoją wychowawczą porażką i pozostała w ramionach syna, nie poruszając się, jedynie obejmując go mocno.
- Jesteś pewien?
- Mhm, ale za to musisz kupić mi pączka, gdy będziecie wracać. – Zachichotał uroczo. Zaraz do ich uszu dobiegł głośny jęk Benjamina, który prawie łamał gryf gitary z rosnącej irytacji. Pani Sanchez nie wyglądała na zbyt zadowoloną z tego powodu, przez co krzyknęła na syna, każąc mu iść do samochodu i po raz ostatni przytuliła Lance'a, który śmiało opierał brodę o czubek jej głowy.
Koreańczyk w tej chwili czuł się wręcz absurdalnie, był dla nich zupełnie obcy, jednakże jednocześnie obserwował przejawy czułych relacji między synem a matką. Wydało mu się to zbyt zuchwałe i nieodpowiednie, w końcu nie należał do części rodziny. Był nikim, jedynie nic nieznaczącą sierotą.
Te sceny, cała ta czułość, to było tak nieznane dla niego, nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni ktoś trzymał go w ramionach w ten sposób... lub czy kiedykolwiek coś takiego miało miejsce.
- W każdym bądź razie. – Rosa odezwała się po raz kolejny, odsuwając się od syna i gnając do kuchni po swoją torebkę. – I tak przygotuję dla ciebie specjalny posiłek na powitanie. Czy ci się to podoba czy nie, słonko. - Powiedziała, zwracając się do syna oraz po części do jego chłopaka. - Wszystko, co zechcę?
- Wszystko, co zechcesz. – Skinęła głową i opuściła mieszkanie, spiesząc się niemiłosiernie.
Zaraz po niej Josie wybiegła z domu w swoim stroju zucha i tak obaj chłopcy zostali sami. Jedynymi osobami w domu zostali jedynie oni, Greedo, Daniel, – który aktualnie leżał ze słodko śpiącym dwuletnim dzieckiem na piersi. – Oraz pies Terminator.
Keith nigdy nie był zbyt wielkim fanem psów, nie przepadał za nimi. Jeśli już dłużej się nad tym zastanowić, zdecydowanie wolał koty. Puszyste stworzenia, które uwielbiają ocierać się o czyjekolwiek nogi i przymilać się, mrucząc przy tym. Psy zaś były dla niego wręcz straszne. Śliniły się, nie pachniały zbyt dobrze i potrafiły wskakiwać na ludzi bez powodu.
Dlatego też nie przepadał za Terminatorem i wszystkimi rzeczami, które były z nim związane. Był również zaskoczony jak bardzo Lance uwielbiał te stworzenie. Niepojętym było dla niego to, jak chłopak mógł znosić wszystkie te „całusy" psa, którymi go obdarzał, śliniąc przy tym całą jego twarz.
Rozmyślał nad tym, opierając się o blat i ugryzł jabłko, które porwał z koszyka z owocami. Jednocześnie obserwował latynosa, który wyciągnął pizzę z lodówki i przygotowywał się do podgrzania jej.
- Lance.... Twoja mama nie boi się, że będziemy uprawiać seks podczas jej nieobecności? W końcu jesteśmy sami w domu. – Mruknął w pełnym zamyśleniu, zwracając na siebie tym zdaniem całą uwagę bruneta. Chłopak aż skrzywił się z obrzydzeniem, przez co koreańczyk jedynie przewrócił oczami.
- Pomyśl tylko. Jesteśmy dwójką studentów, podobno ze sobą randkujemy, a ona tak zwyczajnie zostawiła nas samych w domu!
- Nie jesteśmy sami. Dany i Isabella również tu są. – Mruknął z pobłażaniem i wskazał przez kuchenne drzwi na pokój, w którym ojciec i maluch zasnęli, leżąc na kanapie.
- Obaj wiemy, że wiele razy uprawiałeś seks, gdy inni znajdowali się w tym samym budynku, co ty.
- Nie prawda! – Chłopak wręcz pisnął z oburzeniem.
- Pamiętasz Rolo? – Keith nie mógł się powstrzymać cichego parsknięcia, które jedynie wywołało soczyste rumieńce na policzkach latynosa. Powoli zamknął drzwi piekarnika i jednocześnie unikał wzroku swojego koreańskiego przyjaciela.
- To było jednorazowe. – Mruknął, wciąż starając się jakkolwiek wybronić z ów sytuacji.
- Taaa, tak jednorazowe, że Hunk słyszał cię aż trzy razy.
Po tych słowach, Lance zaklął pod nosem, nazywając Hunka "zdrajcą" i wyżywając się na pudełku od pizzy, które ostatecznie wyrzucił do kosza. Niższy chłopak nie mógł się powstrzymać przed cichym śmiechem, nawet, jeśli zasłaniał usta dłonią. Miękki chichot i tak opuścił jego wargi, gdy skończył swoje jabłko i wyrzucił ogryzek do śmieci, odwracając się do przyjaciela.
- Więc, chciałem zapytać... Co jeśli twój mama o to zapyta? Co powinniśmy jej powiedzieć?
- Nie jest ciekawa mojego życia seksualnego, serio. Więc moja mama nigdy nas o to nie zapyta, to byłoby dziwne. – Wzruszył ramionami, jednak widząc uważne spojrzenie bruneta, westchnął ciężko i przeczesał włosy palcami, krocząc po kuchni. – Jednak, jeśli to zrobi, to nie będziemy mieli wyboru; trzeba będzie skłamać.
- Co wtedy powiemy? – Keith zapytał nieśmiało i zaczął bawić się palcami swoich dłoni, wodząc za nim wzrokiem.
- Wtedy powiemy, że się kochamy. To normalne, że pary uprawiają seks, Keith. – Chłopak wzruszył ramionami, wywołując purpurowe rumieńce na policzkach koreańczyka. Szczerość słów latynosa sprawiała, że nie potrafił wydobyć z siebie ani jednego dźwięku, choć nie miał nic przeciwko kłamaniu o ich stosunkach.
To był jedynie udawany związek, a to wymagało karmienia jego rodziny kłamstwami. Kłamanie na temat fałszywych relacji nie było niczym złym, można by rzec, iż było to nawet w porządku. Jedynym, co mu nie odpowiadało, był fakt, iż to Lance musiał okłamywać swoich bliskich.
Chłopak często go denerwował. Często zachodził mu za skórę i wyprowadzał go z równowagi. Cudem było to, iż jakoś udało im się przeżyć ich podróż, która trwała zdecydowanie zbyt długo. Do cudów zaliczał się również fakt, iż zdecydował się pomóc mu i uczestniczyć w tym durnym przedstawieniu.
Pomijając wszelkie jego wady, przykrości i wszelkie nieprzyjemności, które uczynił Keith'owi, Lance bywał całkiem zabawną i przyjacielską osobą. Gdy nie marnowali czasu na bezsensowne kłótnie, potrafili naprawdę dobrze się ze sobą dogadywać, a nawet miło spędzać czas; czy to grając w gry, oglądając filmy, czy też dokuczając swoim wspólnym znajomym. Oczywistym było to, iż obaj wiecznie się ze sobą sprzeczali, ale co z tego? Potrafili razem się śmiać i być może nie byli najlepszymi przyjaciółmi, jednak łączyły ich naprawdę dziwaczne i przyjazne relacje.
- Więc.. – Keith odchrząknął, chcąc drastycznie zmienić temat. – Jaki film chcesz zobaczyć?
Dzień 1
17:57
- Nie mogę uwierzyć w tę rozmowę. – Keith szepnął, pocierając skronie z widoczną irytacją. – To kolejna kłótnia. Ale za to nasza pierwsza kłótnia, jako para!
Lance w tym czasie siedział na podłodze piwnicy, otoczony różnymi płytami, które spoczywały również na jego kolanach. Głównie w centrum uwagi znajdowały się teraz opakowania zawierające Gwiezdne Wojny, ustawione od najlepszej do najgorszej części. Początkowo myśleli nad znalezieniem lekkiego filmu i włączeniu go, jednak jak zwykle coś musiało pójść nie tak.
- Nie dramatyzuj, to nie jest nasza pierwsza kłótnia. – Lance wymamrotał, ciągle przesuwając płyty z miejsca na miejsce. – To, że się nie zgadzamy, co do rankingów, nie oznacza, że się kłócimy. Nie musisz więc zachowywać się aż tak teatralnie.
Keith aż jęknął teatralnie i przeciągnął się na kanapie.
- Ale to nie jest na tym samym poziomie. – Mruknął, krytykując wybór chłopaka. – Przebudzenie mocy to majstersztyk! To definitywnie powinno się znaleźć obok Imperium Kontratakuje!
Lance aż zatrzymał rękę w powietrzu, tym samym prawie upuszczając płytę i zaklął pod nosem.
- Pieprzysz, to Imperium jest najlepszym filmem, i tak, wciąż będę się o to kłócił. – Pogroził mu pudełkiem, robiąc przy tym minę pełną dramatyzmu.
- Nie powiedziałem, że nie jest najlepszy, to oczywiste, że jest. Jedynie sądzę, że Przebudzenie jest równie dobre, okej? – Koreańczyk żachnął się i usiadł wygodniej na czerwonym meblu.
- Nie jest, Finn był tam cholernie irytujący. – Lance jęknął męczeńsko i odłoży ów płytę na bok, dużo dalej od siebie.
- Przestań, to mój chłopak! – Keith sapnął ze złością, czym wywołał zdziwiony grymas u latynosa.
- Myślałem, że to ja jestem twoim chłopakiem. – Ów zdanie spowodowało, iż koreańczyk znów wydał z siebie dźwięk pełen frustracji i wyprostował się na kanapie, pozwalając by jego stopy gładko zsunęły się na podłogę.
- Jedynie udawanym chłopakiem. – Odgryzł się i skrzyżował ręce na piersi. – Przestań w końcu krytykować moją ulubioną część, okej?
Po kolejnej chwili przekomarzania się, Keith wstał i szarpnął drzwiczkami szafy, odsłaniając tym półki wyłożone kolorowymi opakowaniami. Przesunął dłonią po ich grzbietach i nie zatrzymał się, dopóki nie znalazł jednego zadowalającego filmu. Bez kłopotania się opinią latynosa, wyjął płytę i od razu wsunął ją do odtwarzacza, po czym pochwycił pilot.
- Co to jest? – Lance zapytał, jednak Keith jedynie wzruszył ramionami.
- Nie powiem ci, bo zaczniesz narzekać, że źle wybrałem. Chcę jedynie obejrzeć film i mieć z tego minimalną przyjemność, okej? – Keith opadł na kanapę i pochwycił poduszkę, którą przytulił do piersi i pozwolił sobie na zatopienie nosa w jej delikatnym materiale.
Gdy tytuł pojawił się na ekranie, żywiołowy jęk wydarł się z ust chłopaka, który aż drgnął na kanapie.
- Powrót do przyszłości? Żartujesz sobie?
- Cicho. – Keith szepnął, układając palec na wargach latynosa i spojrzał na niego uważnie. – Żadnych rozmów i niepotrzebnego paplania. Obejrzymy razem ten film i miło spędzimy czas, jasne?
Dopiero, gdy seans się zaczął, koreańczyk dostrzegł jak bardzo zmęczony był Lance. Najwidoczniej Sanchez starał się wcześniej tego nie okazywać, by nie martwić nikogo z rodziny i jednocześnie był zbyt zajęty przedstawianiem im swojego chłopaka, by choć przez chwilę pomyśleć o odpoczynku.
Teraz jednak, panowała przyjemna cisza, obaj milczeli, leżąc pod jednym kocem, na kanapie znajdującej się w piwnicy. Było to naprawdę spokojne miejsce, a i atmosfera była niezaprzeczalnie przyjemna, przez co obaj mogli się zrelaksować.
- Nic się nie stanie, jeśli zaśniesz. – Keith szepnął, obserwując jak Lance starał się walczyć z ciężkimi powiekami, które co moment samoistnie opadały. – Potem mogę ci opowiedzieć, co się działo w filmie.
- Nie musisz, ja już... Ja już... Go widziałem. – Wymamrotał sennie, przez co brunet ledwo mógł go zrozumieć.
- Zwyczajnie idź już spać. – Keith uśmiechnął się delikatnie i pociągnął lekko za koniec koca, szczelniej przykrywając latynosa.
Koreańczyk nie musiał powtarzać, w końcu oczy chłopaka szczelnie się zamknęły, a usta chłopaka rozchyliły się mimowolnie. Z pomiędzy jego warg zaczęły wydobywać się senne posapywania, co według Keitha było zwyczajnie urocze. Wrócił on do oglądania filmu, jednak nie trwało to zbyt długo, gdyż po kilku minutach poczuł jak głowa latynosa opada na jego ramię. Chłopak przysunął się do jego boku, nieświadomie chowając głowę w zagłębieniu szyi Keitha.
Mimowolnie zarumienił się soczyście, czując jak zażenowanie zalewa jego ciało, nawet, jeśli był jedyną osobą w pokoju. Nie był w stanie się ruszyć, Lance trzymał go mocno i zdecydowanie nie miał zamiaru go puścić.
Co miał zrobić? Odepchnąć go? Oh nie, tym mógłby go obudzić i nie ważne jak bardzo chciał uwolnić ramię z uścisku latynosa, niewinny wygląd Lance'a wystarczył by chłopak zrezygnował z pomysłu brutalnej pobudki.
Być może powinien zwyczajnie zamknąć oczy i również odpocząć? Ten pomysł był, co najmniej intrygujący – w końcu również był wymęczony całonocną jazdą.
Tak w końcu ustąpił i przymknął powieki, tak samo jak wcześniej zrobił to jego przyjaciel.
Nawet nie kłopotał się już z wyłączeniem filmu, nie miał już na to siły; w końcu zaczął powolnie zasypiać, przyciskając policzek do ciała bruneta i pozwalając by jego włosy delikatnie muskały jego bladą skórę.
----------
Heeej, słoneczka! Przychodzę do was z kolejnym przetłumaczonym rozdziałem i muszę przyznać - naprawdę go lubię. Powód jest dziecinnie prosty; coraz częściej możemy zobaczyć tego czułego i kochanego Lance'a, którego zwyczajnie uwielbiam. Kocham też malutkiego Mateo i przysięgam, że moment pobudki Keitha (choć było to niezwykle okrutne, biedaczek pewnie miał bardzo ładne sny *wink*) pisałam z szerokim uśmiechem.
A jak tam wasze przeżycia? Macie swoje ulubione sceny?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top