ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Walki Gladiatorów część II
Torsję nie ustępowały. Jimin wypluwał całe jedzenie, które nie zostało jeszcze dostatecznie przetrawione, a dźwięk ten rozprzestrzeniał się echem po wąskim korytarzu. Z poczucia własnej bezsilności Kochanek Wody osunął się na podłogę, we własne wymiociny. Zaczął pluć żółcią, ponieważ już nic więcej nie miał na żołądku.
— Słyszałeś to? — Głos Tzuyu dobył do Jimina w nikłej podświadomości. Kobieta zdawała się być jednocześnie tak daleko, jak i przerażająco blisko. W duchu Jimin zamarł, bojąc się, że zostanie odkryty.
— Chodź do środka — nakazał Jungkook zaraz potem, niemal warcząc. — Jeśli Cesarz nas zobaczy, nie będzie wesoło.
W tle rozbrzmiał trzask otwierania i zamykania drzwi. Chwilę później przywitała go kojąca cisza. Wcześniej myślał ze strachem, że książę odwrócił się na tyle, by móc zobaczyć jego sylwetkę, wychylającą się zza ściany. Widocznie jednak musiało mu się to tylko wydawać, za co był wdzięczny bogom.
Ulga, że nie został przyłapany, nie trwała jednak długo. Echo czyiś kroków znowu przeraziło Jimina. Niemniej udało mu się unieść nieco głowę, by dostrzec nadchodzącą z naprzeciwka służkę. Szła spokojnie z tacą w dłoniach, póki jej wzrok nie spoczął na Jiminie. Właśnie wtedy porcelana z brzękiem uderzyła o podłogę, a następnie roztrzaskała się w drobny mak. Służka spanikowana podbiegła do księcia. A raczej zamierzała, ale nagle piątka asasynów zagrodziła jej drogę, nie dopuszczając do Kochanka Wody. Pojawili się nieoczekiwanie, jakby uformowani z samych cieni. Byli też przyczyną krzyku dziewczyny. Jimin tym razem miał ochotę ich za to przekląć.
— Amnes...tia, przepuść... — nie zdołał uformować poprawnego zdania, mimo że naprawdę mu na tym zależało. Na całe szczęście okazało się, że właściwie nie musiał. Asasyni łatwo zrozumieli przesłanie i odsunęli się mechanicznie dwa, równe kroki, aby zrobić miejsce.
— Wasza Wysokość! — Służka opadła obok niego, jednak nie dotknęła blondyna. Powstrzymała się w ostatniej chwili. Bała się, że utną jej ręce, jeśli chociaż musnęłaby szaty Kochanka Wody. Zamiast tego więc swoją sukienką zaczęła wycierać, w gwałtownych ruchach, podłogę.
— Co tu się dzieje?
Cesarz stanął w przejściu z kapłanką oraz swoim oddanym wartownikiem. Zmarszczył brwi, przyglądając się nieporuszonym asasynom oraz klęczącemu księciu, który dalej wypluwał żółć z gardła. Potem zerknął uważnie na służkę. Ta nadal ścierała rzygi z płytek. Pod ciężkim spojrzeniem Namjoona dziewczyna zastygła, w widocznym na twarzy strachu.
— Królu, pozwól. — Towarzysząca Namjonowi Jisoo wyminęła i jego, i strażnika. Szła płynnie, bez wahania. Nie było po niej widać ani zdziwienia, ani zmieszania.
Assadyni odsunęli się o jeszcze jeden krok.
— Tak mu nie pomożesz — szepnęła kapłanka do ucha dziewczyny, kładąc dłoń na jej odkrytym ramieniu. — Zbieraj się, Oro i nikomu nie mów, co widziałaś. Rozumiesz?
Oro nikle skinęła głową. W pośpiechu wstała, ukłoniła się nerwowo, a potem ruszyła w drugą stronę.
Jimin wciąż miał drgawki, ponadto ręce mu się trzęsły i z każdą kolejną sekundą czuł się coraz słabszy. Kapłanka zdawała się to rozumieć, na co wskazywał jej zmartwiony wzrok, kiedy przyklęknęła. Ściągnęła z głowy białą chustę, a potem otarła nimi spoconą twarz Jimina.
— Czujecie to? — zapytał Wonho na głos, rozglądając się na boki z niepewnością. Podłoga pod nimi zaczęła dziwnie wibrować. — Co to, cholera, jest? Stado konnych się zbliża, czy jaki czort?
— Wody są niespokojne — orzekł sucho Namjoon. I rzeczywiście, kiedy zerknęli w pobliskie okno, zastali nieprzyjemny widok. Pomimo ciemności dojrzeli wzburzone fale. Wydawało się, że coś potężnego uderza w wodę.
Jimin próbował się naprawdę uspokoić, ale ucisk w piersi nie odchodził. Może dlatego kapłanka przysunęła się jeszcze bliżej niego i w końcu przyłożyła chłodny palec do jego zmarszczonego w bólu czoła. Jimin niemal od razu ujrzał ciemność. Czerń ta niemniej nie była przerażająca, a przyniosła cudowne ukojenie. Nie było w tym mroku bowiem nic, oprócz pustki. I przywitała go cisza, tak cudowna cisza.
W końcu jednak znowu usłyszał nachodzące na siebie głosy.
— Co to było, książę? — dopytywał Wonho. Jimin rozwarł powieki i zrozumiał, że już stoi, podtrzymywany przez Amnestię. A pytanie jest skierowane do niego. Możliwe, że wcale w tym wszystkim jednak nie stracił przytomności.
— Zjadłem coś nieświeżego — mruknął Jimin nieśmiało. Nie miał ochoty patrzeć nikomu teraz w oczy. Czuł wstyd, że widzieli go w takim stanie.
Kłamiesz.
Nienaturalnie zimny ton uniósł się echem w jego głowie, brzmiąc prawie jak warkot. Niewątpliwie należał do kapłanki, bo pomimo że jej usta trwały nieporuszone, gdy tylko na nią zerknął, natychmiast odparła przenikliwe spojrzenie. A słowa znów uformowały się na dnie jego umysłu.
Twoje serce krwawi.
***
— Jisoo, wszystko w porządku? — Namjoon zmarszczył brwi. Po tym jak opuścili komnaty Jimina, upewniając się, że nic mu nie jest, kapłanka niemal natychmiast ruszyła żwawym krokiem do wyjścia. Cesarz czuł, że jest jakaś nieswoja. I dopiero, kiedy przystanęła gwałtownie na korytarzu — w miejscu, gdzie niedaleko kreciła się służba, nadal sprzątająca cały bałagan w postaci szkła oraz wymiotów — zrozumiał o co chodzi.
Jucha oszpecała jej podbródek, szyję oraz lała się przez usta, prosto z nosa. W kącikach przekrwionych oczu również dostrzegł kilka szkarłatnych kropel.
— Nic mi nie jest, panie. Po prostu Kochanek Wody jest potężny, a ciemność nie na tyle wystarczająca, aby złagodzić jego ból — wyznała Kapłanka, wycierając krew dłonią. Biel sukni już wcale nie była czysta i zadbana. Teraz wyglądała po prostu brudno.
— Wonho, przynieść jakąś szmatę — polecił Namjoon, kiedy wznowili kroku.
— Tak jest, panie. — Wonho skinął głową. Już zamierzał skręcić w lewo, by przejść się do kuchni, ale kapłanka go zatrzymała swoimi następnymi słowami.
— Nie trzeba. Już przestałam krwawić, a i tak zaraz się rozchodzimy — zapewniła Jisoo.
— Czy naprawdę strute jedzenie by tak bardzo mu zaszkodziło? — zaciekawił się Namjoon, ignorując poprzednią wymianę zdań pomiędzy kapłanką a wartownikiem. Szczerze mówiąc, jego ton pozostawał ostentacyjnie spokojny, jakby znał już odpowiedź na swoje pytanie. — Pomijając oczywiście fakt, że nic nieświeżego nie leżało na stole.
Kapłanka słabo się uśmiechnęła.
— Znasz odpowiedź, królu — odparła Jisoo.
— Przeraża mnie fakt, że tak na niego to wpływa — westchnął Namjoon, zaplatając dłonie z tyłu pleców. Znów zerknął w stronę oka, gdzie wody znacznie się uspokoiły. — Czy to przez magię? Czy...?
— Nie — zaprzeczyła. — To nie magia, to po prostu ludzkie uczucia. Biedny chłopiec.
— Szkoda, że jest Kochankiem Wody. Może w innym przypadku nie byłoby tak źle — wyjawił swe myśli Wonho, przysłuchujący się z boku.
— Tak, możliwe — przyznała kobieta cicho. — Tradycje są w nim mocno zakorzenione, więc tym bardziej nie powinien oglądać takich rzeczy.
— Takich rzeczy? — podchwycił Wonho. — Co masz na myśli, kapłanko?
— Nie bądź głupi, żołnierzu. Jęki słychać było nawet przy bramach — rzuciła ostro. — A wasz plan, królu, żeby trzymać Kochanka Wody z dala od księcia Ognia, jak widać, niezbyt się udał.
Lico Namjoona zalało poczucie winy.
— Okazuje się, że to nie takie proste, jak sądziliśmy — przyznał Cesarza. — Postaram się następnym razem nie dopuścić do takich sytuacji.
— Nie — przerwała mu gwałtownie Jisoo. Zatrzymała się, a jej twarz zdrętwiała. Gałki przewróciły się na drugą stronę, a ciało nieznacznie się pochyliło. Przemówiła głębokim, niemal męskim głosem. — Jeśli żar przez wody nie zostanie ugaszony... Ogień będzie się tlił i spalał każde najmniejsze istnienie, a fale trupy zabiorą. Kruki zakrakają. To będzie ich ostatnie ostrzeżenie.
***
Biały gołąb wleciał przez uchyloną kotarę do środka. Jimin pomimo głębokiego znużenia, nie potrafił usnąć. Przekręcał się z boku na bok, aż ostatecznie stanął nagimi stopami na zimnej podłodze, po czym podszedł do parapetu. Zwinnie wdrapał się na niego i usiadł, patrząc w niknącą powoli ciemność. Właśnie wtedy to małe stworzenie wsunęło się do jego sypialni. Gdy przysiadło na jego lewej dłoni, Jimin sprawnie odwiązał list od nóżki. Gołąb przechylił łepek, a potem odleciał z powrotem, jakby wcale go tutaj przed chwilą nie było.
Pieczęć z symbolem wody była mu aż nazbyt znana. Jimin wiedział, co zostało zawarte na pergaminie, nim przełamał symbol i rozwinął list.
Mój Władco,
nie pozwól bratu zginąć na Arenie,
Twoja Oddana Matka
Jimin nie miał czasu na żadne przemyślenia, ponieważ po przeczytaniu ostatnich liter, rozległ się cichy syk. Jimin uniósł spojrzenie znad listu i natychmiast napotkał bystre, pionowe źrenice, wpatrujące się prosto w niego. Wąż zwisał z okna, a jego długi język niemal dotykał spierzchniętych warg chłopaka.
Drugi wąż oplótł nogę Kochanka Wody, wolno wsuwając się pod przezroczystą szatę i zagnieżdżając wokół uda. Jimin był tak tym zszokowany, że wystarczyło dmuchnięcie wiatru, a kartka wysunęła się z jego drżących palców. A potem została śmiało złapana przez Jungkooka, który z nonszalancją opierał się o zamknięte drzwi.
Jakimś cudem asasyni się nie pojawili. Albo więc nie wyczuli zagrożenia, albo nie zdawali sobie sprawy z obecności Wojownika Ognia. Jimin zastygł, kątem oka widząc drugie otwarte okno. Zapewne tamtędy wsunął się do wnętrza.
Potem znowu zerknął na młodego mężczyznę, który przelotnie zerknął na atrament, formujący się w słowa. Uniósł przy tym brew, z wyraźną kpiną w tym geście.
— To zabawne — skwitował. Następnie zgniótł list i ostentacyjnie rzucił go w stronę dzbanka na szafce. Plusk wody wcale Jimina nie rozbawił. Chwilę później ich oczy ponownie się spotkały.
— Wiem, że tam byłeś — powiedział Jungkook.
Puls Jimina przyspieszył.
— I wiem, że nas widziałeś — mruknął, ruszając w jego stronę. Jimin poczuł się słabo, kiedy znaleźli się tak blisko siebie. Jungkook oparł dłoń na górnej krawędzi okna, nachylając się nad Kochankiem Wody. Wąż w tym czasie zsunął się całkowicie na ramię Jimina i pomknął po jego szyi oraz obojczyku. — Podobało ci się?
Jimin nic nie powiedział. Supeł w żołądku znowu się pojawił. Miał wrażenie, że nie może oddychać. I chociaż bardzo się starał i tak mokra łza naznaczyła polik Jimina. Niemniej trwał nieporuszony, tak beznamiętny, jak tylko mógł być.
— Przestań — syknął w furii Jungkook, gwałtownie przysuwając jeszcze bardziej twarzą do Jimina. Ich nosy się o siebie otarły. — Nie zachowuj się tak, jakbyś mnie kochał. Nie znasz mnie, do cholery. Nie wiesz, kim jestem. Nie wiesz i nie dowiesz się, rozumiesz?
Jimin zdecydował się na odwagę. Nie spuścił wzroku. Już raz odbył podobną rozmowę.
— Nienawidzę cię kochać — wyznał. — Nienawidzę tego, kim jesteś. Nienawidzę, że chłopiec z portretu nie jest prawdziwy. Problem w tym, że nie mogę nic na to poradzić.
Nie mogę nic poradzić, że moje serce tak mocno bije, gdy cię widzi. Nic nie mogę poradzić na ból, który mnie rozrywa od środka. Na to, że chciałbym cofnąć czas i cię nigdy nie zobaczyć.
Jimin nigdy nie wypowiedział swych myśli na głos. Jungkook nie powinien tego słyszeć. Już i tak był przed nim za bardzo odsłonięty.
— Niczego od ciebie jednak nie oczekuję. Może jedynie więcej bólu, bo tylko to potrafisz mi dać — orzekł spokojnie Jimin. Kolejna łza naznaczyła polik, ale mimo to słowa nie drżały. A spojrzenie było pełne spokoju. Jimin już dawno się z tym wszystkim pogodził.
— Żyjesz w urojeniach, kochanie — zaszydził Jungkook z wciąż gniewem. — Uświadom sobie to w końcu. Nie kochasz mnie.
— Jak to działa? — zapytał Taehyung, gdy trwali na balkonie, opierając się o barierki i spoglądając na błękitne niebo. — Spojrzałeś na jego portret i się od razu zakochałeś?
— Nie wiem — mruknął Jimin. — Nie rozumiem tego, bo Kochankowie Wody, mimo że kochają raz i do końca... to jeszcze nikt dotychczas nie pokochał nikogo przez jedno spojrzenie. Zanim uczucie szczerze wykiełkuje, musimy doświadczyć z tą osobą wszystkich gamy uczuć. Szczęścia, radości, smutku, gniewu.
— Dlatego matka też mnie o to pytała — dodał Jimin. — Też próbowała zrozumieć, co się wydarzyło. Chociaż byłem zauroczony jako dziecko przez piękny portret, to uczucie powinno zgasnąć w momencie, gdy się spotkaliśmy. A mimo to... nie zniknęło. Pokochałem go.
Taehyung westchnął.
— Mimo że jestem też przyjacielem Jungkooka, on nie jest... on nie jest odpowiednią osobą do kochania — przypomniał mu Tae.
— Wiem — mruknął Jimin.
— On cię zniszczy — dodał.
— Wiem — odparł ponownie Jimin. — Dlatego nienawidzę go kochać.
— Jesteś tu tylko po to, aby powiedzieć mi, co mam czuć? — zapytał z powagą Jimin. — Bo jeśli tak, możesz stąd już wyjść.
Jungkook prychnął, aczkolwiek nagła furia zdawała się na chwilę opuścić wojownika. Wyglądał również na spokojniejszego, niż wcześniej. I trochę odsunął się, już nie parząc swoim oddechem twarzy Jimina.
— Nie — zaprzeczył. — Przyszedłem, żeby cię powiadomić, iż jutro staję do Walki Gladiatorów. A to oznacza, że będę walczył z twoim bratem.
Dlatego to powiedział — uświadomił sobie nagle Jimin. — Dlatego powiedział "zabawne". Bo to on go zabije na Arenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top