Fourty three
Lauren
W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi. Ja w tym czasie relaksowałam się w salonie na kanapie, czytając bardzo wciągający kryminał. Moja mama nie chcąc mi przerywać, poszła sprawdzić kto to.
Gdy już jakiś czas jej nie było, postanowiłam oderwać się od lektury i przysłuchać rozmowie. Ten głos był znajomy. Już po chwili wiedziałam do kogo on należy.
Do największego idioty na tym cholernym świecie!
W moim wnętrzu przebiegło stado różnych emocji. Od tych pozytywnych do negatywnych. Skończyło się na nienawiści. Musiałam się uspokoić i pokazać obojętność, a przede wszystkim to, że jestem twarda.
Usłyszałam kroki i zauważyłam mamę z niepewnym uśmiechem.
-Lusiu, ktoś do...
-Wiem- przerwałam jej i posłałam uspokajające spojrzenie.
-Może ja się przejdę w tym czasie na spacer.
Byłam jej naprawdę wdzięczna za ten pomysł.
Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę wejścia, gdzie czekał na mnie Malik.
-Lauren...
-Czego chcesz?- walnęłam prosto z mostu.
Podrapał się nerwowo po brodzie.
-Chciałem sprawdzić co u ciebie. Od dwóch dni nie ma cię w pracy i zacząłem się martwić.
Prycham. Jego odpowiedź jest żałosna jak on sam.
-Doprawdy? Martwisz się? Myślę, że nie miałeś po prostu kogo pieprzyć.
Zakładam ręce na klatce piersiowej.
Próbuję się uspokoić, żeby nie wybuchnąć.
-Przestań, Lauren.
-Nie to ty przestań mnie nachodzić!
-Nadal jesteś wściekła o to co się zdarzyło kilka dni temu. Przecież my nawet kurwa razem nie byliśmy!- wrzeszczy, a mnie zatyka.
Ucichłam. Nie wiedziałam co powiedzieć. Zabolało mnie to. Mimo wszystko to nie było w porządku. Czuję się wykorzystana. Skoro "był" w tym czasie ze mną, nie powinien lecieć do innej.
W moim gardle uformowała się ogromna gula.
Bądź silna, Lauren. Nie pokazuj swojej słabości.
-Masz rację, Zayn. Nigdy nie byliśmy razem i nigdy nie będziemy. Przepraszam za moje niedorzeczne i nieodpowiednie zachowanie. Jutro już przyjdę do pracy.
-Lauren, to nie tak- wzdycha.
-Do widzenia, panie Malik.
Chce coś powiedzieć, ale ja zamykam drzwi.
Nie mam ochoty słuchać jego beznadziejnych wyjaśnień, które nic nie zmienią. Trzeba wrócić do profesjonalizmu o którym niestety zapomniałam. W końcu każdy popełnia błędy.
Wracam do salonu i ponownie zaczynam czytać, lecz po chwili przestaję. Gwałtownie wybucham płaczem.
Nie potrafię.
To jest teraz takie trudne. Bycie silną jest strasznie ciężkie. Nie wiem jak ludzie sobie z tym radzą. Po prostu nie mogę przeboleć mojej głupoty. Jak mogłam się tak perfidnie omotać?
Słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Zapewne mama wróciła.
Staram się zakryć ślady mojej słabości. Ścieram łzy, ale moje pociąganie nosem mnie zdradza.
-Kochanie, wszystko w porządku?- pyta troskliwie.
-Tak, ale muszę się iść spakować. Jutro wracam do pracy.
-Tak szybko?- pyta zaskoczona.
-Mój urlop już się skończył, a ja dostanę podwyżkę- uśmiecham się, lecz jest to wymuszony uśmiech.
Pieniądze szczęścia mi nie dadzą. Tak naprawdę to chciałam tylko zezłościć Malika, albo zniechęcić go do tego głupiego pomysłu.
Jednak dzięki temu, pomogę może trochę mamie.
Kieruję się do mojego starego pokoju i wkładam rzeczy do walizki. Wprawdzie nie wyjmowałam ich dużo, no ale trochę tego jest. Następnie dzwonię po taksówkę i powoli wynoszę walizki.
Po dwudziestu minutach kierowca był już pod moim domem.
-Pamiętaj, skarbie. Faceci to dupki, ale bez nich niestety nie da się żyć. Może jeszcze nic nie jest stracone. Zależy mu na tobie. Widziałam to. Ale przede wszystkim bądź silna, słoneczko. Kocham cię i zadzwoń jak będziesz już na miejscu- ściska mnie i całuje.
-Ja ciebie też i dziękuję za wszystko.
Wsiadam do środka i macham na pożegnanie.
Po chwili czuję wibracje telefonu i widzę imię, które przypomina mi o tych dwóch tygodniach.
_______________________________________
Stwierdziłam, że zrobię sobie przerwę z pisaniem po zakończeniu "Difficult choices" na jakiś czas :)
Do jutra ♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top