Epilog
Półtora roku później
Zayn
W całym pomieszczeniu słychać nasze jęki. Poruszam się w niej szybko sprawiając nam obojgu niesamowitą rozkosz. Wkrótce oboje osiągamy cudowny orgazm.
Ciężko dyszymy i nabieramy niezbędnego powietrza w płuca.
-To jest jedno z moich ulubionych miejsc na seks- mówię, a ona uśmiecha się do mnie leniwie.
Kocham gdy tak na mnie patrzy.
Jej oczy są zawsze pełne miłości. Mimo, że czasem się kłócimy.
-Ja tam wolę tradycyjnie w łóżku- odpowiada łagodnie.
Przed chwilą ten sam głos krzyczał moje imię.
-Zero oryginalności, panno Cambell.
-Sugerujesz, że jestem sztywna?- burzy się.
-Ależ skąd! To ja tu jestem sztywny za każdym razem na twój widok.
Składam czuły pocałunek na jej ustach, a potem ujmuję jej dłoń. Całuję pierścionek na jej palcu.
-Nie mogę się doczekać.
Wpatruję się w mieniący się diament.
-Już niedługo. Jeszcze tylko miesiąc.
-Raczej aż.
-Masz czas, aby się wycofać, bo obawiam się, że potem nie będziesz miał już szans.
-Mam taką nadzieję- mruczę i gryzę ją w szyję.
Syczy.
-Zayn! Ogarnij się! Mam już wystarczająco sporo malinek! Robisz je cały czas!- beszta mnie, a ja uśmiecham się głupkowato.
-Uwielbiam patrzeć na twoje ciało ze świadomością, że należy tylko i wyłącznie do mnie. A czerwone ślady wskazują na to.
Przewraca oczami.
-Faceci- wzdycha.
Śmieję się po czym delikatnie wysuwam się z jej wnętrza. Na jej twarzy pojawia się grymas.
-Nienawidzę tego uczucia, gdy ze mnie wychodzisz. Jestem wtedy taka pusta- narzeka.
-Rozumiem cię, skarbie. Ale niestety musimy już iść. Mamy zaraz spotkanie w sprawie domu.
Zaczynamy ubierać porozrzucane części garderoby.
-Dołączę do was potem. Mam wizytę u lekarza, pamiętasz? Muszę w końcu zrobić te badania, bo nie mam pojęcia co może mi dolegać.
-Martwię się o ciebie, kochanie. A jak to coś poważnego? Nie przeżyłbym bez ciebie.
-Spokojnie, Zayn. Tak szybko się mnie nie pozbędziesz- śmieje się i całuje mnie w usta, aby odgonić moje zmartwienia.
-Nawet tak nie mów. Kocham cię i bardzo dobrze o tym wiesz.
-Ja też cię kocham, skarbie. Do zobaczenia wkrótce.
Ostatni raz złącza nasze wargi, zanim wychodzi.
Już za nią tęsknię. Czuję niedosyt. Oboje jesteśmy od siebie uzależnieni. Zwłaszcza od seksu. Moglibyśmy to robić cały czas.
Koniec tego. Muszę przestać fantazjować o mojej narzeczonej.
Narzeczona. Piękne słowo. W dniu kiedy zgodziła się za mnie wyjść, był najlepszym w całym moim życiu.
Tak bardzo kocham tę kobietę. Nie mogę się doczekać, kiedy będę przedstawiał ją jako moją żonę. Lauren Malik. Idealnie.
Wychodzę z biura i udaję się do samochodu.
Po dłuższym czasie jestem już na miejscu. Mam jeszcze chwilę zanim architekt się pojawi, więc z powrotem rozmyślam o blondynce.
Od tamtego pamiętnego poniedziałku, oficjalnie jesteśmy razem. Lauren nadal pracuje w moim biurze jako moja asystentka. Wyjaśniliśmy sobie wszystko. Przestała spotykać się z moim bratem. Choć zapewniła mnie, że nic do niego nie czuje, to i tak dostaję zawału serca, gdy widzę ich razem. Mają dobry kontakt ze sobą, nie to co ja. Jakoś nadal nie jestem do niego przekonany.
Natomiast jeśli chodzi o mnie. Skończyłem ze wszystkimi moimi byłymi partnerkami. Jestem z tego dumny, bo nareszcie mam dla kogo żyć.
-Dzień dobry- podaję rękę panu Carterowi.
-Witam.
Oprowadzam go po budynku, który za niedługo stanie się naszym domem. To właśnie ten, który niegdyś pokazywałem Lauren.
Omawiamy pewne kwestie odnośnie remontu.
-Za chwilę pojawi się tu moja narzeczona. Ona jest...yyy...jakby to powiedzieć...- drapę się nerwowo po szyi.
-Potrafi być czasem impulsywna, a nie wiem w jakim może być humorze- wypalam w końcu.
-Spokojnie, panie Malik. Nic się nie dzieje- śmieje się.
Po chwili zjawia się dama mojego życia.
-Dzień dobry. Nazywam się Lauren Cambell.
Gościowi aż się oczy zaświeciły.
Ona.
Jest.
Moja.
Facet.
Przyciągam ją do boku i całuję w usta.
-Mógłby nas pan na chwilkę zostawić?- pyta.
-Oczywiście. Rozejrzę się po budynku.
Mężczyzna odchodzi, a ja wtulam się w ciało blondynki.
-Za miesiąc przeniosę cię przez te drzwi i będziemy się kochać w każdym możliwym miejscu- szepczę jej do ucha.
Odwraca się do mnie z uśmiechem.
-Już nie mogę się doczekać, mój mężu.
Ogarnia mnie podniecenie dzięki tym dwóm słowom.
-Jak było u lekarza? Wiadomo już coś?
Od razu poważnieję.
-Jestem w ciąży.
Otwieram szeroko oczy i usta ze zdziwienia.
-Naprawdę?
Kiwa głową.
-To cudownie! Będę ojcem!
Odwzajemniam jej szeroki uśmiech i obracam ją dookoła.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Umieszczam dłoń na jej płaskim jeszcze brzuchu.
-I naszego małego aniołka również.
KONIEC
_______________________________________
Nie wyszedł mi ten epilog. Przepraszam :/
Nie podziękowałam wam jak do tej pory za to, że tu jesteście/byliście. Tak więc zrobię to teraz. Bardzo dziękuję za wasze komentarze, które przyprawiały mnie o uśmiech na buzi, głosy oraz wyświetlenia. Jesteście niesamowici!!!
Do zobaczenia ♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top