Eighteen
Wszystkich uwaga skupiła się na naszej dwójce.
Właśnie tego obawiałam się najbardziej, gdy przystawałam na ten cholerny układ.
W moich oczach zapewne gościł strach, a na ustach nie było już uśmiechu. Gdy spojrzałam na Zayna, zauważyłam, że on również się zestresował.
-No dawaj braciszku- krzyczy Jane.
Mężczyzna przybliża się do mnie i patrzę mu się prosto w oczy z ogromnym przerażeniem. Cała odwaga niemal całkowicie ze mnie uleciała. Czuję się taka bezbronna.
Łapie mnie za policzek, który delikatnie głaszcze. Chce mnie tym uspokoić. Bada wzrokiem moją twarz i niemo pyta o pozwolenie. Następnie pochyla się powoli w moją stronę, a ja zamykam oczy i po chwili czuję jak nasze usta się stykają. Całuje mnie bardzo delikatnie. Nie wiem co dzieje się wokół. Jest tylko on.
Gdy chcę się już odsunąć, on przysuwa mnie bardziej do siebie i obejmuje ramieniem. Pogłębia pocałunek. Rozchylam lekko usta i od razu wpycha tam swój język. Nasz pocałunek nie jest już niewinny, jest on pełen namiętności. Nawet powiedziałabym, że tęsknoty.
Zupełnie zapomnieliśmy o tym, że mamy widownię.
Głupio mi to przyznać, ale najchętniej znalazłabym się z nim teraz w sypialni.
Walić to, że jest moim szefem.
Walić to, że ja jestem jego asystenką.
Pragnę go. I zapewne gdyby nie było tu jego rodziny, już dawno pieprzylibyśmy się jak króliki.
Słyszymy gwizd. Okazało się, że to Jane. A kto inny.
-Ale się rozkręcili.
Przerywamy pocałunek i patrzymy sobie prosto w twarz mocno zaskoczeni.
Ja pierdole! Kurwa jebana mać! Lauren Cambell, coś ty do cholery jasnej zrobiła?!
Ciężko oddychamy i w dalszym ciągu nie zwracamy uwagi na resztę. Na moją twarz wypływają piekące rumieńce.
Nadal to do mnie nie dociera. Nie mogę uwierzyć.
-Ey! Jakbym chciała darmowe porno, to bym was o tym powiadomiła, więc przestańcie już się ślinić, bo robicie nam z Dylanem konkurencję.
-Jane! Nie przerywaj im! Zobacz jacy oni są słodcy- karci ją matka.
Zayn przyciąga mnie do siebie, ale w dalszym ciągu jesteśmy cicho. Natomiast pozostali obgadują nas jacy my to jesteśmy uroczy.
-Hey wszystkim! Wróciłem!
Czuję jak Malik przybliża mnie bardziej do siebie, co jest niemal niemożliwe.
-Żałuj Will, że tego nie widziałeś! Zayn i Lauren dali nam całkiem niezłe przedstawienie- śmieje się Jane.
Na twarzy Camille i Willa przebiega lekki grymas.
-Nie wydaje mi się, abym coś stracił- odpowiada chłodno.
Mam wrażenie, że jego entuzjazm opadł. Patrzy się prosto w oczy Zayna.
-Robi się już chłodno. Może wrócimy do środka?- pyta Violet.
-To całkiem niezły pomysł.
Idziemy z Zaynem na końcu.
-Zimno ci?- pyta.
-Trochę, ale jest dobrze.
Zatrzymuje się i zdejmuje swoją skórzaną kurtkę. Następnie narzuca mi ją na ramiona.
Cały czas nie odrywam od niego wzroku. Zauważa to i delikatnie gładzi mój policzek.
Na dworze jest już ciemno. Zapaliły się światełka w ogrodzie, nadając romantyczny nastrój.
Po chwili jego twarz zbliża się do mojej i czekam aż nasze wargi wreszcie się połączą.
-Ey! No chodźcie już!
Momentalnie się odsuwamy.
Zayn przeczesuje nerwowo włosy.
-Czy ona zawsze musi się wtrącać, kiedy nie potrzeba?
Ku mojemu i jego zdziwieniu, cicho chichoczę.
-Chodźmy już lepiej, bo na nas czekają.
Obejmuje mnie ramieniem i mocno przyciska do siebie, po czym kierujemy się w stronę domu.
_______________________________________
Rozdział taki sobie, ale wreszcie mamy ich pocałunek ^-^
Jak mi się już nic nie chce to masakra ;-;
Myślami jestem już w piątek, kiedy zaczynają się ferie :c
Przede mną jeszcze tyle sprawdzianów :"""c
A u was jak?
Miłej niedzieli i do jutra, kochani ♡♡♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top