Rozdział III

Leżał jakieś sześć metrów dalej ,był oparty plecami o ścianę z wyciągniętymi przed sobą nogami jedną ręką obejmował brzuch.

Miał na sobie mundur oraz ciężkie sznurowane buty wojskowe ,wszystko było pokryte brudem i lśniącą krwią.

Krew była wszędzie na ścianie , podłodze na jego włosach.

Panujący w korytarzu półmrok sprawiał ,że lśniła jak smoła.

W drugiej ręce trzymał pistolet który był wymierzony prosto we mnie a dokładniej w głowę.

Odpowiedziałam mu tym samym.

Jego pistolet przeciw mojemu karabinowi barrett M82.

Palce drżące na spustach :jego, moje.

To ze wycelował we mnie to nic nie znaczy.

Może być to ranny żołnierz lub jeden z nich.

-Rzuć bron-wypowiedział w moją stronę cicho.

-Nigdy-odpowiedziałam w moich myślach.

-Rzuć broń-powtórzył głośno, próbował głośno, ale było to prędzej nie wyraźne i stłumione słowa

Stłumione przez krew wylewająca się z jego ust.

Jego zęby był cale we krwi.

Pokręciłam głową na nie.

Na szczęście stałam tyłem do światła, mógł przez to zobaczyć przerażenie w moich oczach i to ze się trzęsę.

Tym razem nie miałam do czynienia z jakimś cholernym królikiem a z człowiekiem ,który był głupi wszedł na mój teren.

Tym razem przede mną był prawdziwy najprawdziwszy człowiek a nawet jeśli nie to sprawiał wrażenie prawdziwego.

Z zabijaniem tak jest.

Dopóki nie zabijesz nigdy nie będziesz mieć pewności czy jest do tego zdolny.

-Rzuć bron-powtórzył po raz trzeci , zdecydowanie ciszej niż wcześniej.

Mówił to jakby była to prośba.

Pistolet zadrżał w jego dłoni a lufa powoli stawała się coraz bardziej krwista.

Nagle pistolet nieznacznie upadł głośno na podłogę miedzy nogami mężczyzny.

Mężczyzna uniósł dłoń do góry która kierowała się na moje ramie.

-W porządku –powiedział.

Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

-Twoja kolej-oznajmił.

Pokręciłam głowę na nie.

-Pokaz druga rękę -zażądałam ,miałam nadzieje ze mój glos brzmiał pewniej niż się wydawał.

-Nie mogę-powiedział.

-Druga rękę- powtórzyłam.

-Jeśli ja ruszę , może mi wypaść żołądek-wyznał.

Poprawiłam karabin i próbowałam pomyśleć czy mu pomóc czy nie.

-Umieram –oznajmił słabym głosem.

-Możesz mnie wykończyć albo mi pomóc .Wiem ze jesteś człowiekiem ...-powiedział z lekkim uśmiechem.

-Skąd wiesz?-oznajmiłam natychmiast pytaniem.

Jeśli naprawdę był żołnierzem, to może faktycznie wiedział, jak rozpoznać różnicę.

Taka informacja może być niezwykle potrzebna.

-W przeciwnym razie już byś dawno mnie zastrzeliła-uśmiechną się i dopiero wtedy zobaczyłam jego dołki, uświadomiłam sobie ze był młody nawet w podobnym do mnie wieku.

Może ma dziewiętnaście lun dwadzieścia cztery? kto wie?

-Widzisz-szepną.

-Ty mnie rozpoznałaś-.

-Niby co rozpoznałam?-(teraz jak myślę jaka mogłam być nierozumna, mniejsza z tym.)

Czułam ze zaraz dłużej nie wytrzymam i się po płacze.

Jego ciało rozmywało się przed moimi oczami niczym obraz w krzywym zwierciadle.

Nie odważyłam się jednak opuścić strzelbę i po patrzeć w jego oczy.

-Że jesteś człowiekiem, inaczej bym cię zastrzelił-.

To miała w pewien sposób sens.

A może chciałam ,aby miał sens?

Może opuścił bron żebym uczyniła to samo a kiedy to zrobie wyciągnie spod swojej kurtki rewolwer i mnie zastrzeli?

To oni nami zrobili.

Nie możemy stawić swojemu wrogu czoła.

Jak nawet sobie nie ufamy.

W jaki szybko zniszczyć człowieka?

Zabrać mu człowieczeństwo.

-Musze zobaczyć twoja dłoń-powtórzyłam

-Już mówiłem...-.

-Musze ja zobaczyć!-pisnęłam załamującym głosem.

-To mnie zabij, pieprzona suko!-nie wytrzymał.-pociągnij za spust i miejmy to wszystko za sobą!

Oparł się głowa o ścianę, a z jego otwartych ust wydobył się przeraźliwy wrzask, który świdrował moje uszy.

Może to z bólu?

Może dlatego ze mu nie mogę?

-Jeśli ci pokaże...-wyjęczał-to mi pomożesz.

Nie odpowiedziałam.

Podjęłam decyzje.

Z bolesnym grymasem powoli uniósł dłoń.

Jego cała ręka była we krwi.

Wyglądał tak, jakby włożył szarawą rękawice.

Przygaszone światło przesuwało się delikatnie po jego zakrwawionej dłoni i rozświetliło metalicznie na jakimś podłużnym, cienkim przedmiocie, a mój palet automatycznie zacisną się na karabinie i poczułam udręczenie karabinu ,bo siła odrzutu wbiła mi ja w ramie ,gdy opróżniłam magazynek ,słysząc tylko wrzask z oddali.

Okazało się ze to nie jego wrzask ,tylko ja i ci wszyscy ,którzy pozostali jeszcze żywi.

O ile przetrwali.

Najpewniej byli pozbawieni resztek nadziei wrzeszczący ludzie, ponieważ wszystko obróciłam się w ruinie.

A my nie mogliśmy sobie poradzić z tym.

Bo się okazało ze żaden roju obcych spadający z nieba w swoich statkach, prowadzących metalowe transportery prosto z gwiezdnych wojen, nie było tez słodziutkich ,pomarszczonych kosmitów w rodzaju E.T., marzących jedynie o tym, by uszczyknąć parę liści, poczęstować cukierkami i wrócić do domu.

To wyglądało inaczej.

Zupełnie inaczej.

Wyglądało tak, że strzelaliśmy do siebie.

Podeszłam do niego sprawdzić czy na pewno mnie żyje.

Wiedziałam ,zabiłam go.

Chciałam zobaczyć co trzymał w dłoni.

Był to *krucyfiks.

· Krucyfiks- znak symboliczny wśród niektórych wyznań chrześcijańskich. Krzyż łaciński z przybitą do niego postacią Chrystusa. Postać Chrystusa początkowo malowano na krzyżu lub rzeźbiono w formie reliefu- wikipedia

Na razie tyle dziś dodam nowy rozdział lub one-shot.

W kolejnym rozdziale zaczniemy co się wydarzyło przed wszystkim + do tego dodam dwa lub trzy rozdziały mojego pomysłu z wcześniejszego życia.

Nie oszukując może w książce jest tylko jeden lub dwa rozdział tego typu.

Przepraszam ,że nic nie dodaje ,ale wiecie lub nie.

Poprawiam oceny i mam remont w pokoju, który potrwa jeszcze tydzień.

Bajo

Do napisania *_*.

Gdy zobaczycie jakiś błąd poproszę o jego napisanie w komentarzu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top