Rozdział pierwszy

 Opowiem wam pewną historię,która przydarzyła mi się wiele lat temu.

A raczej katastrofę,która zmieniła wszystko co było,jest i będzie.

Usiądźcie wygodnie i posłuchajcie(czytajcie) uważnie, bo nie powtórzę tego drugi raz.

Bez przedłużania zacznę.

Jesteśmy jak najmądrzejszy pies przy głupim człowieku ,tak bardzo zaawansowani.

Nie mamy jak z nimi rywalizować.

Oni są potęgą,my karaluchami.

(Tak samo jak porównać Hunter x Hunter oraz Naruto Shippuuden dop.autorki)

Wiecie lub nie ale karaluch też może mieć plan powstrzymania przed butem, ale prawda jest taka ,że jakby nas znaleźli ,to by nas nie było.

Myślę często czy jestem ostatnia na świecie.

Wiem ze to złe myślnie ,ale przecież nie mogli pozabijać wszystkich.

Te myśli nawiedzają mnie codziennie przed snem i często z tego powodu nie mogę usnąć.

Myśli sprawiają ze zwijam się w ciasny kłębek ,nie potrafię otworzyć oczu i tonę w strachu tak głęboki ze zapominam ze potrafię oddychać .

Wredny mój mózg zacina się i mówi : Sama ,sama ,sama, zupełnie sama

Zapomniałam się wam przedstawić nazywam się Marisa Cover i tyle powinno wam wystarczyć na razie wiedzieć.

Po co macie wiedzieć te nieistotne informacje takie jak adres domu, szkoły ,szpital w,którym się urodziłam .

Nigdy więcej nie zobaczę tych miejsc.

Tęsknie za wcześniejszym życiem ,przed najazdem obcych, ale jedna rzecz się nie zmieniła tak samo nienawidzę zdrobnień mojego imienia.

Melisa(co ja herbata?), Meliska, Melisia, Mela, Melunia, Melusia, Melka, Melcia, Meli, Meleczka, Lisa

Mam ochotę wymiotować słodyczą przez ten cukier.

Śmieszny też jest ten przypadek moje imię numerologiczne mam liczbę 5.

Po prostu śmieszny kawał (dop. aut. to imię wybierałam przypadkiem ,ciekawy zbieg nie prawdaż?)

Nigdy ludzie nie mówili do mnie Marisa.

Zawsze melisa ,lis lub mela.

Mój ojciec gdy,się ze mną drażnił mówił melisa.

Akcentując to dziwnie.

Doprowadzają mnie do białej gorączki.

W końcu to imię znienawidziłam.

-Nazywam się Marisa!-krzyczę na niego -po prostu Marisa!

Cztery lata temu, przed najazdem obcych w dniu moich trzynastu lat dostałam teleskop.

Pewnej ciepłej jesiennej nocy ojciec ustawił na podwórku go i pokazywał mi różne konstelacje.

Ten wieczór był wyjątkowy ,niebo było zapełnione pięknymi gwiazdami .

Często przy tym mi opowiadał wiele swoich historii z przeszłości.

Mama zawsze powtarzała , ze uśmiech to jest największy atut a , tata od kąt zaczął łysieć ,uśmiechał się często .

Po to by rozmówca koncentrował się na dolnej części twarzy.

Dziś gwiazdy były mi o wiele, bliższe tak ja by nie dzieliło nas miliardy kilometrów.

Wiem to chore i szalone co poradzę.

Może jestem szalona ,może postradałam zmysły.

Dość tego ... to faktycznie brzmię jak wariatka.

szaleństwo to nowa normalność ,co z tym poradzimy .

Jedyne porównanie ze jestem szalona to przed lądowaniem obcych a teraz tęsknie za Marisą przed lądowania .

Nastoletniej mnie ,kiedy największym problemami było w co się ubrać, szkoła, oceny, imprezy , rude włosy ,które były niemożliwe do wyczesania i widziany każdego dnia chłopak niemający o moim istnieniu.

Radziłam sobie średnio z tym bólem, ale przyjaciele pocieszali mnie, ale Peter zawsze w dziwny sposób,ciekawe dlaczego?( Może się zakochał? dop. aut.)

Ciekawie czy żyją?

Wyglądałam zwyczajnie(według mnie)przyjaciele mówi, że jestem piękna ale im nie wierzyłam ,nauka szła mi przeciętnie oprócz język dodatkowy (dzięki mojej mamie),w sporcie szło mi nie najgorzej .

Jedyną rzeczą jaka mnie wyróżniała było moje imię -Marisa, które znali wszyscy przez mojego brata Dylana.

On umiała zainteresować innych ,a ja jak miałam poradzić wtedy ,miałam zaledwie dwanaście lat.

Mogłam zawsze zainteresować ich umiejętnością dotknięcia koniuszka nosa językiem, to jednak przestało imponować innym na początku gimnazjum.

W ich oczach wyszła bym na wariatkę , ale w moich już nią jestem.

Często wrzeszczę na dwunastoletnią Marisę.

Nabijając się z jej włosów i głupiego imienia albo z tego ,że jest tylko ,,w porządku''

- Co robisz?! - krzyczę wtedy wściekle. - Nie wiesz , co tu się będzie działo?!

Może to nieuczciwie.

Niczego nie była świadoma i nie miała szans ,by to przewidzieć.

Było to dla niej prawdziwym błogosławieństwem i dlatego tak bardzo za nią tęsknie.

Bardziej niż przedtem , jeśli mam być szczera.

Kiedy płacze to zawsze za dwunastoletnią Marisą, a nie za tą Marisą

I zastanawiam się, co bym ona pomyślała o mnie.

O Marisie, która zabija.

Przepraszam ,że tak długo czekaliście na tą część ,ale niedługo koniec roku i w maju często będzie mi się to zdarzało.

W czerwcu i wakacje nadrobię.

Czy może chcielibyście, abym napisała 2 czy 3 rozdziału o normalnym życiu bohaterki przed najazdem obcych?

Napiszcie czy wam się podobało i jak znajdziecie to błędy.

Na razie tyle .

Bajeczka 😍














Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top