Rozdział II
Nie mógł być ode mnie dużo starszy. osiemnaście , może nawet dziewiętnaście tak , choć jak dla mnie mógł mieć sto dziewiętnaście.
Chociaż minęło zaledwie pięć miesięcy , ale wciąż nie byłam pewna, czy czwarta fala to ludzie , czy jakaś dziwna hybryda , czy przybysze w swojej prawdziwej osobie, leczy nie podejrzewam ze przybysz by mieli wyglądać jak my , mówić i krwawić tak jak my .(wtedy nie wiedziałam że to kłamstwo).
Lubię często wyobrażając ,że przybysze są no... cóż ,obcy.
Nadszedł czas mojej cotygodniowej wyprawie po wodę.
Niedaleko mojego obozu znajduje się strumyk ,ale martwię się czy nie jest skażone przez jakieś chemikalia , czy ściekami ,czy ciałami rozkładających się niedaleko ludzi.
Jest taka też możliwość ze została zatruta .
Odcięcie ludzkości od wody było doskonałym metodą na błyskawicznym tempie zniszczę jej.
Tak więc jak co tydzień zarzucam na ramię mój nie zawody Karabin Barrett M82 i na wypadek jeszcze biorę dwa Gracze(mój dziadek kiedyś dał je mojemu ojcu),potem przedzieram się przez lad do autostrady
Trzy kilometry dalej , na południu , tuż przy zjeździe numer sto siedemdziesiąt pięć znajdowało się kilka stacji benzynowych i sklepików.
Zbieram tyle butelek ile mogę unieść , resztę chowam do plecaka i szybko jak to możliwe .
Wracam szybko autostradą do bezpiecznego lasu, starając zdążyć przed nadchodzącym zmrokiem.
Wieczór to najlepsza pora na takie wyprawy ,ponieważ nigdy nie zobaczyłam żadnego latającego statku o zmierzchu.
W ciągu mogę zauważyć cztery czy nawet czasem pięć, nocą jeszcze więcej ,ale wieczorem nigdy nie latały.
Przeciskając się przez zniszczone drzwi na stacji benzynowej ,moja podświadomość mówiła mi ze zaraz zdarzy się coś tragicznego.
Sklep nie zmienił się za wiele przez tydzień Z: ścian pomazane graffiti ,poprzewracane regały , podłoga pokryta kurem , pustymi kartonami i szczurzymi odchodami ,puste kasy i wyburzone lodówki.
Od miesiąca raz w tygodniu musiałam przechodzić przez ten śmierdzący bajzel ,żeby dostać się do magazynu znajdujący się za ladą chłodniczą.
Dlaczego ludzie po ograbieniu sklepu z piwa, napojów , pieniędzy z kas i sejfu oraz losów na loterie nie zabrali dwóch palet wody pitnej?
Nie mam zielonego pojęcia , co oni myśleli wtedy? nadciągają przybysze!
Apokalipsa! Szybko ,pakuj piwo na grilla!
W powietrzy był wyczuwalny smród gnijącego jedzenia , rozlanych napojów i odór szczurów ,kurz wirował w ledwo rozświetlonym pomieszczeniu, które oświetlało brudne okno ,a każda rzecz, jak się wydawało , leżała na niewłaściwym miejscu ,nienaruszona.
Ale...
Coś było nie tak.
Stanęłam na okruchach szkła zalegających na podłodze tuż za drzwiami.
Niczego nie zauważyłam .niczego nie usłyszałam .niczego nie poczułam. ale wiedziałam ze jest tam.
Ale i tak było coś nie tak.
Minęło mnóstwo czasu ,od kiedy po raz ostatni byli zwierzyną łowną.
Chyba mi się wydaje że to było jakieś sto tysięcy lat temu lub jeszcze lepiej ,kto wie?
W naszych genach wciąż jednak tkwi pamięć tych czasów, czujność gazeli, instynkt antylopy.
Wiatr szumiących traw ,cień przemykających między drzewami.
Wiele razy słyszałam w mojej głowie cichutki szept ,który mówił ,,Cii ... Jest coraz bliżej , Marisa''.
Nie pamiętam kiedy zdjęłam broń.
W jednej chwili miałam ją na ramionach ,a w następnej w ręku , opuszczając broń w dół i odciągając bezpiecznik.
Coraz bliżej
Nigdy nie strzelałam do niczego większego od królika ,a to i tak był eksperyment czy dała bym rade.
Kiedyś tez strzelałam do psów by je nastraszyć.
Po eksperymencie z królikiem - kula go rozerwała go , zmieniając go pulchne zwierzę w nieznaną masę flaków i kości.
Jednak przestałam polować na zwierzęta.
Huk wystrzału po czwartej fali wydawał się głośniejszy od eksplozji bomby atomowej.
Uznawałam mój karabin Barrett M82 i noże za moich przyjaciół. jedynych w tych czasach.
Zawsze mi towarzyszył obok śpiwora ,wierny i prawdomówny (co z tego ,że nie był martwy
Przecież to rzeczy nie żyje, ah dobra nic już nie mówię.)
Po czwartej fali nie wierze ludziom ,że są ludźmi .zawsze mogą być to kosmici.
Mogę wierzyć tylko sobie i broni.
Cii ... on lub ona coraz bliżej, Marisa
Bliżej niż wcześniej
Mogłam dać nogę ,tak jak podpowiada mi cichy głos w głowie.
Głosowi ,który jest starszy ode mnie i od wszystkich ludzi, jacy mogli istnieć.
Mogłam ulec ,ale zamiast tego nadsłuchiwałam w cisze panującą w opuszczonym sklepie.
Coś się zbliżało.
Odsunęłam się trochę od drzwi i nagle rozległ się cichutki trzask pękającego szkła pod moimi nogami.
Potem usłyszałam głośny kaszel i jęk, który wydobywał się z magazynu.
Nie wahałam się ani trochę i poszłam tam.
Pierwsza zasada ,,Nie ufaj nikomu oprócz sobie''
Nie zależnie od sytuacji.
Pod tym względem Przybysze okazali się bardzo sprytni -podobnie na wszystko inne.
To w końcu nie o to chodzi ,że wyglądają jak powinni, myślą, mówią i zachowują się tak jak się spodziewaliśmy po nich.
Śmierć mojego ojca to uwodniła skutecznie bez dwóch zdań.
Nawet jeśli obca osoba jest sympatyczna jak twoja najukochańsza ciocia Tilly miłej staruszce ,która przytula bezbronnego kota , to nigdy nie wiadomo czy ta przemiła staruszka nie jest jedną z nich.
Wcale to nieprawdopodobne ,ale gdyby tak dłużej się zastanawiać ,tym łatwiej możesz sobie to wyobrazić.
Nie ufaj staruszce.
To jest najtrudniejsze często mam ochotę nie wychodzić ze śpiwora i powoli tam umierać z głodu.
Jeśli nikomu nie możesz wierzyć , to po prostu nie ufasz.
Lepiej przyjąć ,że twoi przyjaciele są jednymi z nich, niż łudzić się ,że przeżyli i trafili do ocalałych.
Często za nimi tęsknie i nie tylko za nimi .
Potworne diabelstwo
Ludzkość się rozproszyła ,dużo łatwiej było nas wytropić i wyłapać.
Czwarta fala przyniosła samotność ,nie mogliśmy wykorzystać przewagi liczebności ,z wolna traciliśmy rozum nękani samotnością, przerażeniem i oczekiwaniem na nieunikniony koniec.
Dlatego nie uciekłam jak ostatni tchórz.
Nie zależnie czy by byli to rodzice ,czy też jeden z nich – musiałam bronić swojego terenu.
Samotność to jedyne przetrwanie.
Tak brzmi druga zasada.
Słysząc płacz wymieszony z kaszlem i szczek zwierzęcia , dotrwałam do drzwi .
Zatrzymałam się by wziąć głęboki wdech i cichutko stanęłam w uchylonych drzwiach.
Tuż przed sobą miałam metalową półkę przymocowaną do ściany , a po prawej ciągną się długi ,wąski korytarz wypełniony lodówkami.
W pomieszczeniu było małe okno, która dawało małe światło ,ale tak intensywne tak bym mogła zobaczyć cień na podłodze.
Przykucnęłam i cień znikł.
Jedna z lodówek zasłaniała mi widok.
Co znaczy że ktoś co kaszlał był na drugim krańcu pokoju.
Mógł być poważnie ranny lub udawał.
Mogła być to pułapka.
Tak wygląda życie na Ziemi od czasu lądowania ,albo to jeden z nich i doskonale wie ,że tu jestem albo to ktoś inny i potrzebuje pomocy.
Tak czy siak, musiałam wstać i ujrzeć za róg korytarza.
Wstałam i zamarłam.
Przepraszam za takie opóźnienie ,niedługo koniec roku.
Po za tym problemy rodzinne i remont jeszcze zostało 3/5 do zrobienia.
Jeszcze moja ciocia przyjeżdża z Anglii i zrozumcie.
Spokojnie nadrobię to w wakacje.
A czy kiedy skończę tą książkę to będziecie chcieli jeszcze dwie pozostałe?
Zdradzę wam ,że w kolejnej części lub w następnej zobaczycie kogoś lub coś znajomego naszej Marisie.
Bez odbioru
Bajo*-*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top