Death will bring us together | Sebaek
pairing: Sebaek, pobocznie Sekai
gatunek: fluff, delikatnie angstowe momenty
typ: miniaturka
liczba słów: 1050
perspektywa: Baekhyun
__________________________
Kiedy pierwszy raz cię widzę, wyglądasz jak jakiś grecki bóg, siedząc przy tym barze i popijając szkocką z lodem. Wszystkie panie (i niektórzy panowie też) oglądają się za tobą i próbują zwrócić twą uwagę. Z początku myślę, że jesteś nieczuły na ich wdzięki, lecz wkrótce zdaję sobie sprawę, że ty po prostu masz już kogoś konkretnego na oku. Kogoś, kogo śledzisz wzrokiem cały wieczór i kto próbuje ukryć rumieńce za przydługą grzywką.
- Wyskoczysz ze mną na drinka po pracy? - pytasz w końcu tym swoim seksownym głosem, przez który moje nogi zamieniają się w watę
- Zależy - próbuję grać niedostępnego, chociaż nawet w półmroku panującym w barze ciężko mi ukryć pąsowe policzki
Posyłasz mi ten swój denerwujący uśmiech i już wiem, że niczego ci nie odmówię.
Przez następne dwa tygodnie kochamy się bezustannie w twoim wielkim łóżku. Co ja mówię - pieprzymy się jak dwa króliki. Znasz już wszystkie moje czułe punkty i potrafisz mnie doprowadzić do szaleństwa nawet bez ściągania ze mnie ubrań. Uwielbiam, kiedy trzymasz mnie w swoich ramionach, szepcząc słodkie słówka wprost do mojego ucha. Wiem, że poszedłbym za tobą na koniec świata.
Ale te dwa cudowne tygodnie mijają. A wtedy pojawia się on. Nazywa się Kim Jongin i wygląda jak jakiś supermodel. Przychodzi za tobą do baru, w którym pracuję. Przynosi ci kwiaty i całuje w usta na moich oczach. Widzę twoje spanikowane spojrzenie i słyszę fragment waszej rozmowy, która doprowadza mnie do łez.
- Dlaczego nie nosisz pierścionka, Hunnie? Nie podoba ci się?
- Oczywiście, że mi się podoba. Po prostu... nie chcę się z tym zbytnio afiszować.
- Afiszować? Jesteś taki zabawny, skarbie. Według mnie wszyscy powinni wiedzieć, że już wkrótce będziesz należał tylko do mnie.
Próbujesz się do mnie dodzwonić przez trzy następne dni. Mam wrażenie, że twoje imię przylgnęło do wyświetlacza mojego telefonu, stając się jego nową tapetą. Mimo to ja wciąż uparcie cię ignoruję, zabarykadowany we własnym łóżku z butelką wódki i zapasem chusteczek. Nie chcę słuchać twojego tłumaczenia. Nie chcę cię widzieć. Nie chcę cię znać.
Do pracy wracam po tygodniu. Zamieniłem się z koleżanką godzinami pracy, żebyś nie mógł mnie znaleźć. Ty jednak jesteś zbyt uparty i w końcu spotykamy się pod moim mieszkaniem. Nie jest to przyjemna rozmowa.
- Naprawdę, Baek, nie chciałem, żeby tak wyszło - usiłujesz mi tłumaczyć - Nic nie poradzę na to, że kocham was obu!
Mogłeś sobie oszczędzić tego zdania. Moje serce pęka i wylewa się z niego cała wściekłość i rozpacz. Wrzeszczę na ciebie tak długo, aż moje gardło odmawia mi posłuszeństwa. Ty też krzyczysz. Znów doprowadzasz mnie do łez i drżenia. Potem zostawiasz mnie samego na tym brudnym korytarzu, a ja patrzę, jak odchodzisz i przeklinam ciebie i twoje uczucia.
Kilka dni później wizytę składa mi twój narzeczony. Kiedy przychodzę do pracy, on już na mnie czeka. Po jego minie domyślam się, że wie o wszystkim. Nie krzyczy na mnie, jak się tego spodziewałem, ale jego wzrok i głos są zimne jak lód. Każe mi zostawić cię w spokoju i choć tłumaczę mu, że nie zamierzam mieć z tobą nic wspólnego, on nie wygląda na przekonanego. W końcu jednak odchodzi, nie omieszkawszy zamachać mi przed nosem pięknym pierścionkiem zaręczynowym. Tę noc znów spędzam na wypłakiwaniu się w poduszkę.
Mijają dni i moje serce powoli zaczyna się sklejać. Mam przy sobie moją przyjaciółkę, która wyciąga mnie z domu na poprawiające humor zakupy, a w cięższe noce zajada się ze mną lodami i ogląda łzawe filmy o uczuciu, które zniszczyło mi ponad dwa miesiące. Jestem już prawie pewien, że pewnego dnia po prostu o tobie zapomnę, a na mojej drodze stanie inny grecki bóg, który zabierze mnie na koniec świata - a tam będziemy w spokoju uprawiać słodką miłość.
Jednak tak się nie dzieje. Nic nie może przygotować mnie na to, co ma się zaraz zdarzyć.
Jest środa, początek października, właśnie minęła dziesiąta rano. Idę spokojnie ulicą, w rękach niosąc siatki z zakupami. Nagle słyszę za sobą pisk opon i czyjś krzyk. Odwracam się i przed sobą widzę miejsce wypadku. Na ziemi leży człowiek, którego właśnie potrącił samochód. Krew jest praktycznie wszędzie i ludzie są zbyt przerażeni, by zrobić cokolwiek.
Instynktownie rzucam zakupy na ziemię i podbiegam do rannego. Jest przytomny, ale jego brzuch został rozpłatany przez ostre pręty, które ten cholerny kierowca przyczepił sobie do maski samochodu jako ozdoby. Nie wygląda to dobrze i martwię się, że nawet wezwanie karetki nic nie da, dlatego postanawiam chociaż zapewnić rannemu jakikolwiek komfort psychiczny, zanim... cóż, zanim umrze.
Przenoszę wzrok na przerażoną twarz mężczyzny i już otwieram usta, by coś powiedzieć, gdy nagle zastygam w miejscu. Spomiędzy plam krwi pomieszanej z potem spoglądają na mnie znajome, czekoladowe oczy.
Widzę, że twój chłopak także mnie rozpoznał. Przełyka z trudem ślinę.
- Ty... ty zawsze byłeś tym pierwszym - mówi głosem, który zdradza, jak wielki ból odczuwa - Ja mogłem się tylko zadowolić marnym drugim miejscem - oddycha coraz ciężej i widzę, że ledwo udaje mu się powiedzieć te słowa
- Bałem się, że odbierzesz mi go już na zawsze. Tak bardzo się bałem - jego głos przechodzi w szept; po policzkach spływają mu łzy, mieszając się z krwią - T-tak chyba m-musiało być - mówi z coraz większym trudem, oddychając coraz szybciej - D-dbaj o niego - przełyka ślinę - Nie pozwól mu być s-smutnym.
Przez cały czas patrzę na niego jak sparaliżowany, teraz jednak zdobywam się na lekkie skinienie głową. Jongin uśmiecha się do mnie blado, po czym jego ciało zastyga całkowicie.
Wokół zbiera się coraz więcej ludzi i ktoś w końcu wzywa karetkę. Ratownicy zabierają ciało zmarłego i dopiero wtedy decyduję się stamtąd odejść. Odwracam się i wtedy dostrzegam ciebie. Stoisz tam, wzrokiem podążając za czarnym workiem, w którym schowali ciało twojego chłopaka. Widzę, że jesteś bliski płaczu i nie mam pojęcia, co zrobić. Wtedy jednak dostrzegasz mnie i nasze spojrzenia się spotykają. Wiem, że powinienem być smutny, współczuć ci... ale kiedy tak na ciebie patrzę, czuję, jak z mojego serca spada ogromny ciężar. Wreszcie, po tych dwóch koszmarnych miesiącach, czuję się wolny i... szczęśliwy.
Może to niezbyt stosowne, ponieważ teoretycznie nadal trwa żałoba po Jonginie, ale wszystko zostało już zaaranżowane i głupio byłoby to zmarnować. Dlatego też niecałe trzy miesiące później, w Sylwestra, odbywa się nasz ślub. Niektórzy, na przykład ja, są zdania, że to trochę za szybko. Jednak ty niczym się nie przejmujesz i uśmiechasz się do mnie w ten swój rozbrajający sposób za każdym razem, kiedy usiłuję narzekać. Cóż, ten papier i złote kółko na palcu to przecież tylko formalność, skoro i tak poszedłbym za tobą na koniec świata.
~~~~~~
Wstawiam wcześniej, bo mam już sprawdzony, a potem pewnie zapomnę 😉
Ten smutek, kiedy publikujesz drugi w swoim życiu ficzek ze swoim drugim największym OTP. Dopiero drugi, rozumiecie?
:')
Wasza Niepocieszona Kluseczka
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top