✹ capitulo veintiocho ✹
Nie wiem co tu się odwalilo, ale coś się odwalilo więc możecie pokomentowac
Enjoy kochani
•
Bała się.
Cholernie się bała.
Bała się samej siebie oraz tego co obecnie działo się w jej życiu, tylko i wyłącznie za sprawką jej samej i tego do czego dopuszczała. Spanikowana krążyła po przestronnej, oświetlonej porannym słońcem sypialni, co rusz przygryzając paznokcie i całkowicie zapominając o tym, jak fatalnie się czuła wskutek jej wczorajszych poczynań. Była w stanie kompletnie zapomnieć o tym, że dosłownie całe ciało rwało ją z bólu, przemęczenia oraz torsji, które wstrząsały jej organizmem.
Bo jedyne o czym była w stanie myśleć w tej właśnie chwili było jedynie to, jaką zrobiła z siebie kretynkę. Nie wczoraj gdy zachowała się jak beznadziejna, atencyjna gówniara, która zażyła narkotyki, bo on ją olał. A jednak chodziło jej o dzisiejszą sytuację, gdy bezmyślnie rozebrała się przed zajętym mężczyzną robiąc z siebie, w jej mniemaniu, puszczalską dziewuchę, mimo tego, że nie było to pierwsze z ich intymnych zbliżeń. To wszystko przybierało dla niej na sile przez telefon Candelarii, która osobiście, lecz niedosłownie przerwała im to zbliżenie, umiejętnie przypominając im o swojej obecności i o tym, jak niemoralne i bezczelne było ich zachowanie. Jakby podświadomie przeczuwała, że właśnie w tej chwili może potoczyć się to znacznie dalej niż miało to miejsce do tej pory. Że to już mogło się nie skończyć na kilku buziakach i kilku dotknięciach.
I właśnie to uderzało w Karol jeszcze mocniej. Wiedziała, że właśnie w tamtej chwili wszelkie jej bariery i zahamowania gdzieś zniknęły i była tym wręcz przerażona. Bo to nie była ona. A jednak wiedziała, że gdyby mogła – w tamtej chwili posunęłaby się znacznie dalej. Jedynym logicznym wytłumaczeniem jej zachowania dla niej było to, że mogła być wciąż otumaniona przez narkotyk, lecz to wszystko jednak wciąż było skutkami i konsekwencjami jej skończonej głupoty. Narkotyk działał na nią do tego stopnia, że czuła w sobie tą odwagę, a przede wszystkim napięciem kierujące się na postać mężczyzny, który opuścił ją kilka chwil temu. Nie była w stanie dopuścić do siebie myśli, że być może po prostu tego chciała. Tak najzwyczajniej w świecie chciała się do niego zbliżyć i poczuć to coś. Coś co krążyło między nimi od kilku miesięcy i do tej pory nie potrafiło znaleźć swojego ujścia. Po tym wszystkim co przeszli w ciągu ostatnich dwóch tygodni, kłótniiach, wątpliwościach, scenach zazdrości, a przede wszystkim po burzących się powoli i stopniowo barierach. Wczorajszego wieczoru zrobiła i jednocześnie oboje zrobili ogromny krok. Przekroczyli kolejny etap, na którym się zbliżyli do siebie jeszcze bardziej niż w ten przyjacielski sposób. A jednak wciąż nie mogła być pewna. Dlaczego? Bo wciąż była ona. Była non stop nieprzerwanie od ponad trzech lat w jego życiu i nie zanosiło się to, aby z niego zniknęła. Jak mogła być tak okrutna? Przecież była tylko nic nieznaczącą gówniarą w jego życiu, z którą nie był w stanie wiązać jakichś poważniejszych planów. No bo jakim cudem? Nie znała życia, dorosłości i odpowiedzialności wciąż żyjąc na garnuszku tatusia i pod opieką ciepłych ramion swojego brata. On potrzebował stabilności, którą miał, a ona była tylko małą odskocznią od nużącej codzienności.
— Kurwa! — syknęła wściekła na samą siebie i zaprzestała krążenia w kółko po pokoju.
Uderzyło ją to ze zdwojoną siłą. Jak mogła być tak samolubna i ograniczona? To nigdy by nie wyszło poza to co obecnie mają. Dotarło do niej, że to wszystko nigdy nie powinno wyjść poza stopę internetową jaka była na samym początku. Niewinne, rozluźniające rozmowy, dobre żarty i życzenie sobie dobrej nocy. On miałby swoją odskocznię, a ona spełnione marzenie rozmów ze swoim idolem.
Uderzyło ją to z jaką mocą dotarło do niej to, że zaczęło jej zależeć bardziej niż kurwa powinno. To nigdy nie będzie ONA i kompletnie o tym zapomniała, robiąc z siebie skończoną kretynkę.
Przerażona ze łzami w oczach zaczęła rozglądać się po pokoju i gdy dostrzegła jej ubrania złożone na jednym z foteli, jak poparzona ruszyła w ich stronę z ulgą narzucając na siebie spodnie oraz bluzkę. Pragnęła jak najszybciej opuścić to przeklęte mieszkanie, które boleśnie sprowadziło ją na ziemie. Dlaczego ona na to wszystko pozwoliła?
Była po prostu niedoświadczona i naiwna.
Ból stopniowo zaczął ściskać jej klatkę piersiową do tego stopnia, że z każdą mijaną sekundą coraz trudniej było złapać jej oddech. Prędko złapała w dłonie swoje botki oraz telefon schowała do tylnej kieszeni swoich spodni, po czym na palcach skierowała się w stronę białych drzwi prowadzących do dalszej części mieszkania. Najciszej jak tylko mogła uchyliła ich białą powierzchnie i rozejrzała się po długim korytarzu. Z nieopisaną ulgą dostrzegła czarne drzwi wejściowe na samym jego końcu, oświetlane przez łunę świata wpadającą przez otwartą przestrzeń znajdująca się tuż po ich prawej stronie. Zza ściany słyszała dobiegający do niej przytłumiony głos Ruggero, jednak nie była w stanie określić słów padających z jego ust. Na palcach skierowała się powoli w stronę drzwi, błagając w myślach wszelkie niebiosa, żeby nie wydać żadnego niepożądanego dźwięku. Gdy dotarła do końca ściany zatrzymała się w miejscu, ponieważ głos mężczyzny stał się znacznie wyraźniejszy, więc znajdował się tuż za ścianą w czymś co skrywała ukryta przestrzeń. Przywarła plecami do ściany i przycisnęła buty do klatki piersiowej mocno zaciskając powieki i usilnie próbując unormować swój płytki oddech.
— Rozumiem, Cande. — Wyraźnie dotarł do niej jego głos, który sprawił, że jeszcze mocniej spróbowała się wtopić w beton.
Naprawdę nie chciała tego słuchać. Pragnęła i musiała jak najszybciej się stąd wydostać, dlatego w pośpiechu zaczęła zakładać buty na swoje stopy, lecz wciąż pamiętała o tym żeby zachować maksimum ciszy, aby on się nie zorientował. Nie mógł jej zatrzymać. Nie w tej chwili i już nigdy. Z przeogromnym bólem serca wiedziała, że musi to zakończyć. To stało się zbyt toksyczne dla nich obojga i właśnie tego słonecznego ranka to do niej dotarło. Po tym jak zrobiła z siebie totalną kretynkę, a on ryzykował pokazując się z nią w klubie. Miał swój świat, w którym nie było dla niej miejsca.
Z ogromnym żalem i trudnością przełknęła gorycz porażki, która zaświtała w jej umyśle. Co ona sobie myślała? Dlaczego musiała być taka głupia? Myśli tak ją bombardowały, że z bólu coraz ciężej było jej ustać na nogach. Musiała się stąd wydostać i to już.
Nie myśląc już o tym, że on ją zauważy, że będzie próbował ją zatrzymać, całkowicie ogłuszona przez krew szumiącą w uszach podeszła do wieszaka znajdującego się po lewej stronie drzwi, na którym wcześniej zauważyła swoją kurtkę. Sparaliżowana zaczęła się z nią szarpać, skupiając się jedynie na tym, aby nie dopuścić do tego, aby jakiekolwiek łzy opuściły jej oczy zbyt wcześnie. Z niewielką ulgą odetchnęła, gdy udało jej się ściągnąć kurtkę razem z torebką i skupiona na celu po prostu ruszyła do drzwi, za którymi miała nadzieję spotkać spokój. Zbyt daleko się posunęli.
Huk echem rozniósł się po klatce schodowej, gdy męska dłoń pojawiła się tuż nad jej głową i z powrotem zamknęła drzwi, które ledwo udało się jej uchylić. Nastolatka wzdrygnęła się na ten nagły ruch i odgłos. Kompletnie się tego nie spodziewała, dlatego stała sparaliżowana czując za sobą jak jego klatka piersiowa szybko unosiła się i opadła oraz słysząc jego ciężki, szwiszczący oddech, który z siebie wypuszczał.
— Co robisz? — mruknął przez zaciśnięte zęby, a w jego głosie wyraźnie dało się wyczuć kiełkującą złość.
Karol przymknęła powieki i rozdygotana próbowała wziął głęboki oddech, aby choć w małym stopniu się uspokoić i nie rozpłakać. Miał jej nie zauważyć!
— Karol, co robisz? — powtórzył swoje pytanie, tylko tym razem głośniej i dosadniej, a jego dłoń dalej znajdująca się na drewnianej powierzchni drzwi teraz zacisnęła się w pięść.
Dziewczynie brakowało niewiele do tego, aby całkowicie się przed nim rozłożyć, a jednak gorączkowo pragnęła, aby do tego nie doszło. Czuła jego coraz wyraźniejszą złość i sama nie wiedziała jak powinna do tego podejść. Po prostu chciała stąd już wyjść. Dać mu spokój, aby ponownie mógł żyć swoim życiem bez problemów, niedomówień, akcji i rozwydrzonej nastolatki.
Dygocząc na swoich nogach odwróciła się plecami do drzwi o które niepewnie się oparła, wciąż nie uchylając swoich powiek. Czuła się całkowicie bezradna.
— Znów uciekasz? — spytał zrezygnowany, załamany, smutny? Sam nie był w stanie określić jak w tej chwili się czuł. Na pewno był totalnie skołowany, jednak nie zmienił pozycji dalej trzymając ją w potrzasku. Nie rozumiał w żadnym stopniu co właśnie się dzieje. Przecież było dobrze. — Ale od czego tym razem? Przecież mnie już znasz.
— Przestań — jęknęła ochryple ledwie wydając z siebie jakikolwiek dźwięk. Czuła, że jest na granic swoich sił. Nie chciała go słuchać, bo wiedziała, że znowu wymięknie, a teraz gdy uświadomiła sobie to wszystko – nie mogła. — Po-po prostu daj mi wyjść.
— Ja mam przestać?! — Uniósł głos całkowicie zdezorientowany jej słowami. — Ja tylko chcę wiedzieć co się znowu dzieję. Dlaczego ode mnie uciekasz?
— Nie-nie mogę — sapnęła ledwo powstrzymując szloch, który chciał opuścił jej ciało. Jeszcze bardziej osunęła się po drzwiach w dłoniach ściskając pasek torebki. Dusiła się.
Przegrała. Teraz to wiedziała.
— Czego nie możesz? Rozmawiaj ze mną! — syknął dalej podniesionym tonem, ponieważ czuł się tak bezradny. Myślał, że wszystko jest okej po ostatnich sytuacjach, że zaczynają układać sobie wszystko na nowo, a jednak był w tak ogromnym błędzie.
— Nie mogę... dalej tu być — szepnęła wycieńczona wszelkimi emocjami i wydarzeniami, wciąż nie będąc w stanie na niego patrzeć, bo wtedy by się złamała — z tobą.
— Co masz na myśli? — Włoch wyprostował się jak struna słysząc jej słowa, które niespodziewanie i bez jego zgody uderzyły w niego od środka. Jak to nie może?
— Ruggero — mruknęła jego imię i również się wyprostowała, czując większą odległość między ich ciałami. Uchyliła wreszcie powieki, lecz wzrok miała utkwiony w podłodze. — Nie możemy dalej kontynuować tego co robimy — dokończyła na jednym wdechu niemiłosiernie bojąc się jego reakcji.
— Co? — spytał otępiały i z oniemiałym wyrazem twarzy przyglądał się jej drobnej sylwetce. — Co ty pieprzysz?
— Ja-ja nie jestem w stanie dalej tego ciągnąć.
— Nie chcę tego słuchać!
— Musisz mnie zrozumieć, Ruggero — jęknęła będąc bezsilną. — To nigdy nie powinno wyjść poza internet.
— Czemu nagle tak uważasz? Przecież było dobrze... słońce — powiedział równie bezsilnie co ona, nic z tego nie rozumiał.
— Ty jesteś sławny, dorosły, poważny, na skraju ustatkowania, a ja... — rzuciła na jednym wdechu, poprzez ścisk serca na dźwięk tego przezwiska, które padło z jego ust. — Ja jestem nastolatką, która jest twoją fanką.
— Przecież wiesz, że ja tego tak nie postrzegam — mruknął coraz bardziej przerażony tym, do czego zmierza ta rozmowa. Ten dzień miał potoczyć się kompletnie inaczej.
Zrezygnowana pokręciła głową na jego słowa, czując ciecz niebezpiecznie zbierającą się pod powiekami.
— Ja się wycofuję, tak będzie lepiej dla ciebie... i dla mnie — szepnęła i nawet nie patrząc na niego przez milisekundę ponownie odwróciła się przodem do drzwi i chwyciła za klamkę.
— Pamiętasz naszą rozmowę sprzed miesiąca w mojej garderobie po drugim koncercie? — zapytał tak bezbarwnym i pustym głosem, że dziewczyna dosłownie poczuła sztylet przeszywający jej ciało, jednak nie mogła się temu poddać. Po prostu nie mogła. Dlatego ledwo zauważalnie jedynie kiwnęła głową.
— Powiedziałem ci wtedy, że damy szansę temu, aby to wszystko potoczyło się własnym torem.
Ból, jedynie co wtedy mogła opisać to ból, jaki czuła, gdy wypowiedział te słowa. Ten tor właśnie dobiegał końca.
— A pamiętasz naszą rozmowę sprzed trzech tygodni? — spytał ponownie, tylko pewniejszym siebie tonem, lecz szatynka już nie odpowiedziała. — Napisałem ci wtedy, że na wszystko przyjdzie czas.
— Spytałam się kiedy ten czas nastąpi... — szepnęła przerażona, lecz jedynie mocniej zacisnęła dłoń na klamce.
— Odpisałem ci, że nastąpi szybciej niż się tego spodziewasz — również szepnął, uważnie przyglądając się jej reakcji na te słowa, jednak oprócz wciąż trząsącego się ciała nie był w stanie niż zauważyć.
A ona wyła. Wewnętrznie wyła z bólu, jaki zadawała sobie sama i jaki zadawał jej on. Nie chciała podejmować tej decyzji, nie chciała tego słuchać. Jednak ktoś musiał...
Bez dalszych namysłów zamaszyście otworzyła drzwi wejściowe, czując że oddech który ugrzęzł jej w gardle sprawi, że zaraz udusi się z emocji.
— Daj nam ten czas — zdążył powiedzieć, zanim na dobre zamknęła za sobą drzwi, uwolnione łzy zaczęły zalewać jej policzki, a emocje stopniowo ją niszczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top