✹ capítulo uno ✹

Lecimy z tym koksem, kochani

Love


Szatyn powoli przetarł oczy, przy czym głośno jęcząc, leniwie przekręcił się na bok. Mozolnie otworzył powieki, nie dostrzegając nic, przez ciemność panującą w pokoju. Czuł, jak mu niewygodnie, dlatego nie do końca świadomie, przebiegł wzrokiem po swoim ciele i zauważył, że dalej znajduje się w tym samym ubraniu. Jego umysł powoli wybudzał się z sennego otępienia, a gdy niespiesznie zaczęły docierać do niego fakty, ekspresowo zerwał się do pozycji siedzącej, rozszerzając przy tym oczu. Nie miał pojęcia, kiedy zasnął.

Czuł, jak jego głowa niemiłosiernie pulsuje, a ciało jest całe odrętwiałe przez co mimowolnie jęknął. Miał wrażenie, jakby dalej śnił, co sprawiało, że nie potrafił odróżnić jawy od snu. Jego ciało oblały zimne poty, gdy przypomniał sobie minione wydarzenia i już nie zwracając uwagi na brak czucia w kończynach, zerwał się na proste nogi i chwiejnym krokiem podszedł do szafki nocnej, gdzie wcześniej rzucił swój telefon. Niechętnie po niego sięgnął i czując narastającą bezsilność, zrezygnowany ponownie upadł na miękki materac. Drżącą dłonią bawił się telefonem, zatrzymując na nim swój pusty wzrok. Czy to naprawdę się stało?

Z każdą sekundą czuł, jak do jego oczu napływa coraz więcej łez, a wargi mimowolnie się zaciskają i choć mogło go to zabić, musiał się upewnić. Szybko odblokował ekran smartfona, przez co zmrużył oczy, ponieważ poraziła go jego jasność, a gdy jego wzrok wreszcie się przyzwyczaił, nie zwlekając długo, ledwo utrzymując urządzenie w dłoni, odpalił aplikacje Twittera.

Pragnął ujrzeć tam kolejne tysiące postów dziewczyny, skierowane do niego albo chociaż te, gdzie żali się na jego ignorancję, bądź beznadziejne życie. Głośno wciągnął powietrze i zatrzymał je w swoich płucach, gdy niepewnie klikał jej nazwę chcąc wejść w jej profil. Głośny jęk zawodu wypełnił całe pomieszczenie, gdy nie zauważył żadnej jej aktywności od dnia poprzedniego, przez co coraz trudniej było mu powstrzymać swoje emocje. Pragnął rzucić mocno telefonem o ścianę, chcąc choć odrobinę je wyładować, schować się w pościeli i spróbować jakoś sobie to wszystko przyswoić. Dla niego wciąż nie mogła to być prawda.

Z trudem powstrzymał się przed pochopnym ruchem rozwalenia urządzenia i gdy tylko względnie udało mu się uspokoić niemiłosiernie trzęsące ręce, jednym ruchem wyszedł z aplikacji od razu odpalając przeglądarkę. Pragnął ostatecznego potwierdzenia, które zburzyłoby jego świat.

Niepewnie wpisywał poszczególne literki, czując jak coraz większa gula formuje się w jego gardle, jak oddech przyspiesza wraz z biciem serca. Nie chciał widzieć tam tego, czego spodziewał się zobaczyć. Nie wiedział, czy byłby w stanie to znieść. Na oślep wchodził w poszczególne linki, wzrokiem szukając tylko jednego istotnego artykułu. Z każdą odwiedzoną stroną, czuł jak krew coraz bardziej odpływa z jego twarzy i jak coraz trudniej wziąć mu oddech. Przytłoczony tym wszystkim nie był w stanie nawet przypomnieć sobie, jak się oddycha. Nigdzie nie mógł znalazł nic na temat katastrofy, przez co stresował się jeszcze bardziej. Ile czasu minęło od momentu, kiedy zasnął?

W jednej sekundzie serce podskoczyło mu niemal do gardła, a sam lekko się wzdrygnął, gdy po pokoju rozniósł się dźwięk nowego powiadomienia, tym samym wyrywając go z letargu. Jak oczarowany wpatrywał się w ikonkę Twittera, mając ogromne obawy przed rozwinięciem treści. W jego sercu rosła nadzieja, która szybko mogła zostać zgaszona, czego nie chciał najbardziej na świecie. Miał wrażenie, że nigdy w życiu nie czuł się bardziej bezsilny niż w tamtej chwili. Pod wpływem małego impulsu, krótkiej sekundy, nic nie myśląc, po prostu wszedł w to powiadomienie, bojąc zerknąć się na ekran.







1 nowe powiadomienie od Twitter.

@prudelovesruggerito opublikował/a nowy post ze zdjęciem.






@prudelovesruggerito: Witaj, moje piękne Buenos Aires 🇦🇷 Tęskniłam... Liczę, że przywrócisz mój spokój.




Czyli to naprawdę nie miało miejsca, a wszystko to był mój popieprzony sen, który wtrącił mnie z rzeczywistości...







A TUTAJ WERSJA (KTÓRA NAPRAWDĘ MIAŁA WEJŚĆ W ŻYCIE ZAMIAST TEJ WYŻEJ I POWAŻNIE SIĘ NAD TYM ZASTANAWIAŁAM) DLA LUDZI, KTÓRZY UWAŻAJĄ, ŻE NIE DA SIĘ PISAĆ DRUGIEJ CZĘŚCI KSIĄŻKI, JEŚLI UŚMIERCI SIĘ JEDNEGO Z BOHATERÓW!

UWAGA, MOI MILI! Obalę ten mit i powiem Wam: oczywiście, że się da!

STRESZCZENIE INNEJ WERSJI DRUGIEJ CZĘŚCI: Karol zginęła w katastrofie i Ruggero nie może poradzić sobie z tym faktem. Brakuje mu jej, ma wrażenie, że zaczyna wariować. Chciałby z nią ponownie pisać dniem i nocą, rozmawiać, chciałby ją zobaczyć. Czuję, jak coraz bardziej traci kontakt z rzeczywistością, aż w pewnym momencie, jednej nocy Karol nawiedza go we śnie. Udaje mu się z nią porozmawiać. Gdy się wybudza ma wrażenie, że ciągle jest w tym świecie z nią. Sytuacja powtarza się kilkukrotnie, aż zaczyna on tworzyć swoją alternatywną rzeczywistość we śnie. Pragnie ciągle spać, aby móc spotykać się z Cnotką. Coraz bardziej zaniedbuje swoje obowiązki i najbliższych, nie chcąc wstawać z łóżka. Rozmawiają tam, spotykają się, śmieją się i spędzają miło czas, są jakby razem. Stwarza sobie oddzielny, idealny świat z Karol. Zapomina o jedzeniu o piciu, nic innego się dla niego nie liczy. W końcu jego przyjaciel nie wytrzymuje, nie mogąc znieść tego, że wygląda on jak wrak człowieka. Próbuję rozmawiać, zapisuje go na terapie, jednak Ruggero wariuje coraz bardziej, już nawet na jawie żyjąc w świecie z Cnotką. Nie kontaktuje, nie rozmawia z nikim. W końcu dochodzi do niego, że jest tylko jeden sposób, aby być już na zawsze z nastolatką – popełnić samobójstwo. Robi to. Nikomu nie udaje się go uratować. I wreszcie czuję, że jest w pełni szczęśliwy, gdy ponownie spotyka swoją małą Cnotkę i razem mogą żyć w świecie, gdzie nie istnieje ból, kłamstwo, czy zazdrość.

PS. zastanawiam się poważnie, czy tego również nie napisać. To oznaczałoby, że byłyby dwie wersje drugiej części, ponieważ ten pomysł naprawdę mi się spodobał, ale postanowiłam pisać to w tej wersji, co jest wyżej, ponieważ wiem, że Wam nie spodobałby się tak mocno, jak mi 🤷🏻

Piszcie, co sądzicie!

Love vol2


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top