✹ capítulo doce ✹
Nie będę przepraszać za tą przerwę, bo to już nudne i każdy wie o co chodzi...
Ale napiszę jedynie, że podoba mi się to co tu powstało i mam nadzieję, że Wam również się spodoba!
Liczę na Waszą DUŻĄ AKTYWNOŚĆ i wiele szczerych opinii!
Przyszły rozdział w niedalekiej przyszłości, bo powróciła moja wena!
PS ostatnie dni na składanie zamówień świątecznych!
Zapraszam do zamawiania, bo póki co jest ich za mało, aby konkurs mógł się odbyć...
Liczę na Was w obu sprawach!
Love ❤️
✹
— Za-zapraszam do kuchni. — Nastolatka odchrząknęła, czując suchość w gardle, swój wzrok ciągle wbijając w białe płytki i nie mając odwagi unieść ich na chłopaka stojącego krok dalej.
Nieświadomie ściskała dłonie w pięści, tym samym wbijając sobie paznokcie w ich wnętrze. Łudziła się, że to pozwoli jej powrócić do rzeczywistości i choć trochę otrzeźwić umysł, jednak nie była ona w stanie odczuć żadnego bólu, przez szalejące emocje, co niemiłosiernie ją frustrowało. Czuła, jakby miajne sekundy trwały godziny, a nie widząc żadnego ruchu ze strony chłopaka, pierwsza ruszyła do pomieszczenia nie oglądając się nawet, czy szatyn za nią podąża.
Na wiotkich nogach stanęła tuż przy kuchennym blacie, przodem do ściany i wzięła głęboki wdech z nadzieją, że razem z nim nadejdzie też odwaga, aby się odwrócić. Czuła rosnącą gulę w przełyku, która sprawiała, że nie była w stanie wydusić słowa. Wiedziała, że chłopak stoi w niewielkiej odległości za nią, lecz nie wiedząc, jak poprowadzić dalej te sytuację, czekała jedynie na jego ruch.
Czas mijał, jakby w zwolnionym tempie, a kuchnie wypełniał jedynie jej głośny i ciężki oddech. Nawet nie była w stanie zweryfikować, czy mieszał się on z jego, ponieważ jedyne co słyszała w uszach, to walenie swojego serca. Stresowała ją ta sytuacja, niemiłosiernie. Wiedząc, że chłopak nie kwapi się do rozpoczęcia rozmowy i czując jak niewiele brakuje, aby przebiła się swoimi paznokciami przez skórę, wzięła głęboki wdech i pomimo tego całego popaprania, postanowiła zachować się, jak na gospodarza przystało.
— Chcesz coś do picia? — zapytała słabym głosem, po czym ścisnęła mocno powieki, karcąc się za okazaną słabość.
— Whisky. — Szatyn zaśmiał się w odpowiedzi i nieco rozluźnił, gdy wreszcie usłyszał jej głos.
Jego to wszystko równie stresowało. Szczególnie, że miał świadomość, że w większości to co dzieje się obecnie, to jego wina.
Karol słysząc jego odpowiedź, natychmiast się odwróciła obdarowując go zaszokowanym i lekko karcącym spojrzeniem.
— Żartowałem — rzucił zdziwiony i uniósł ręce w geście obronnym, na co nastolatka wywróciła oczami.
— Nie mam whisky, ale mogę zaproponować melisę. Zadziała w podobny sposób — mruknęła pod nosem i w tym samym czasie sięgnęła do szafki przed nią, skąd wyciągnęła swoją ulubioną herbatę earl grey.
— Rozluźni mnie? — zapytał cicho i zmniejszył odległość między nimi w tym samym czasie gdy dziewczyna nastawiała wodę, opierając się biodrem o kuchenną wyspę, tym samym mając idealny widok na jej profil.
— Jeśli się postarasz — prychnęła, nie odwracając spojrzenia od kubka, który przed chwilą postawiła przed sobą.
— Na razie podziękuję — sapnął, wypuszczając przy tym powietrze, w tym samym momencie, gdy czajnik zaczął gwizdać.
— Na razie? — powtórzyła, unosząc brew i mocno zaciskając wargi, coraz bardziej irytując się tą rozmową bez celu.
— Karol... — jęknął zrezygnowany i rozluźnił swoje spięte ramiona, tym samym tracąc swoją pewną postawę. Był gotowy do skruchy.
— Słucham? — Chwyciła w dłoń ucho naczynia i nie unosząc wzroku z nad parującej cieczy, odwróciła się wreszcie w jego stronę.
Rozpaczliwie pragnęła teraz odwagi i pewności siebie, która pozwoliła by jej z dumą unieść głowę i bez żadnych emocji spojrzeć w jego tęczówki. Chciała pokazać, że wcale nie jest z nią tak źle, jednak nie potrafiła. Jej cholera nieśmiałość i brak umiejętności skrywania uczuć, sprawiały, że można było czytać z niej, jak z otwartej księgi.
— Przepraszam — szepnął ledwo słyszalnie i spuścił wzrok na swoje dłonie, zaciśnięte na brzegu blatu.
Jedyne czego najbardziej obawiał się w tej chwili, to odrzucenie. Myśl, że ona nie chciała go już w swoim życiu, a on sobie swojego bez niej już nie wyobrażał. Nie mógł do tego dopuścić.
— Okej — mruknęła, opuszkiem palca przejeżdżając po obwodzie kubka.
—To tyle? — Zaskoczony, natychmiast uniósł swoją głowę, patrząc na nią niezrozumiale.
— Co chcesz jeszcze usłyszeć, Ruggero?
— Nie wiem. Jakieś zarzuty, argumenty, pytania. Cokolwiek, Karol! — Zdezorientowany, nieświadomie uniósł swój głos i odbił się od blatu, od razu się prostując.
— Mam kłócić się z tym co o mnie myślisz? — spytała retorycznie i cynicznie uśmiechnęła się pod nosem.
Sama nie wiedziała skąd u niej taka postawa. Była nastawiona na wszystko, na rozmowy, na wyjaśnienia... a jednak w ostatniej chwili postanowiła zmienić swoją taktykę działania. Chociaż raz chciała zachować się jak dorosły człowiek.
— Wybaczyłam ci jedno, bo jeśli chcę być dojrzała, to muszę pogodzić się z tym, że ludzie mogą myśleć o mnie różne rzeczy i często może się to nie zgadzać z tym, jak chcę żeby mnie postrzegano — mówiła cicho w obawie, że gdy podniesie odrobinę ton, pewność jej słów gdzieś wyparuje.
— Ale to wcale nie jest tak! — jęknął rozżalony i nieświadomie wplątał dłonie w swoje loki.
— A niby jak? — Wreszcie uniosła na niego spojrzenie, wiedząc, że stoi on do niej bokiem i nie spotka się ono z tym jego.
Patrząc teraz na niego, dostrzegła jego drżące ramiona, jak i palce. Jak z bezradności mocno zaciskał usta, a na jego twarzy tańczyło zagubienie. I może nie powinna, ale cieszyła się, że nie tylko ona czuję się tak obco w tej sytuacji. Cieszyła się, że jego to wszystko rusza równie mocno, co ją.
— Po prostu... — sapnął rozżalony i opuścił ramiona wzdłuż ciała, nie wiedząc co chciałby powiedzieć dalej.
— Po prostu ludzie w emocjach mówią sobie prawdę, na którą nie mają odwagi zdobyć się wcześniej?
— Nie! — krzyknął na skraju wytrzymania tej bezradności i gwałtownie odwrócił się w jej kierunku, przez co nie zdążyła ona opuścić swojej głowy, a ich spojrzenia wreszcie się spotkały.
Nastolatka tak po prostu zastygła w bezruchu z lekko uchylonymi wargami, a on patrzył na nią z blaganiem o szansę.
— Po prostu byłem zły, okej? — Na powrót się wyprostował, a pewność wróciła do jego głosu. — Rozżalony, zraniony, oszukany. Nie radziłem sobie z tymi emocjami i chciałem, abyś też poczuła się zraniona.
— Ruggero... — jęknęła zrezygnowana i odstawiła kubek na blat, tym samym przerywając ich kontakt.
— Chciałem, żebyś poczuła się tak samo źle, jak ja, nie myśląc o tym, jaki sens mają moje słowa, Karol... — Na koniec prawie szeptał czując już całkowitą bezsilność w tym wszystkim. Pragnął cofnąć czas i oddałby wiele o ile byłaby taka możliwość.
— Czy ty słyszysz, jak dziecinnie i niedojrzale to brzmi? — Skierowała swoje spojrzenie na ścianę tuż za nim, chcąc obserwować go kątem oka, ale nie chcąc patrzeć w jego tęczówki.
— Wiem! Może zachowałem się, jak gnojek i pomimo tych swoich lat na karku, bardzo niedojrzale, ale zrozum... Dziewczyna, która pojawiła się w moim życiu nagle, zaczęła odgrywać w nim jakąś rolę, potajemnie spotykała się z moim najlepszym przyjacielem! Ja wtedy mogłem myśleć sobie wszystko! — Postawił na szczerość. Chciał powiedzieć wszystko co czuł i jak się czuł. Każda emocja jaka zagościła w jego umyśle miała być też dla niej. Pragnął, aby postawiła się w jego sytuacji i również jego próbowała zrozumieć.
— Jakby nie patrzeć, to też twoja wina — szepnęła spuszczając swój wzrok na płytki i owijając ramiona wokół klatki piersiowej.
— Co? — Stanął zaszokowany i spojrzał na nią niedowierzająco.
— Myślałeś, że Agus nie powie mi dlaczego mamy to wszystko utrzymać w tajemnicy? Że zakazałeś mu spotykania się ze mną? — Odważnie podniosła swoją głowę, czując, że wreszcie ma nad nim pewną przewagę i tym razem już spojrzała prosto w jego oczy. — Nie byłam i nie jestem twoją własnością Ruggero, abyś mógł decydować o tym z kim powinnam się spotykać.
— Kurwa — syknął zły i ukrył swoją twarz w dłoniach, czując jak wszystko powoli go przytłacza, a to był dopiero początek syfu, jakiego narobił. — Spieprzyłem, Karol. Zapomnij — rzucił rozwalony emocjonalnie i psychicznie, po czym, nawet już nie patrząc na jej postać, skierował swoje kroki w kierunku wyjścia.
Ona jedynie obserwowała go z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć, że to już.
— To tyle?! — rzuciła wściekła, ledwo utrzymując swoją złość w sobie, ponownie mocno zaciskając pięści. — Zamierzasz odpuścić, poddać się, zostawić to?! — krzyknęła nie mogąc uwierzyć w to, jakim Włoch okazał się tchórzem.
— A co mam zrobić? — mruknął bez sił, ostatni raz odwracając się w jej stronę i dokładnie skanując każdy milimetr jej zmęczonej, ale nadal pięknej, twarzy.
— Walcz o to, kretynie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top