✹ capítulo diecinueve ✹









— Karol, a ty co o tym myślisz?

Z zadumy wyrwał ją dźwięk jej imienia, który sprawił, że nieznacznie się wzdrygnęła i zaprzestała nerwowo zagryzać różową słomkę, która była na skraju swojej wytrzymałości.

— Hm? — Szybko przeniosła swoje spojrzenie z Włocha i przerzucała je z Agusa na Juliana na przemian, którzy patrzyli na nią pytająco. — Ym, tak. Myślę, że to świetny pomysł — odpowiedziała pierwsze co przyszło jej do głowy i w duchu modliła się, aby słowa wpasowały się w odpowiedź i na powrót odwróciła głowę w stronę szatyna, który całkiem niedaleko rozmawiał z jakimś mężczyzną i głośno się z czegoś śmiał, czym sprawił ledwo widoczny uśmiech na jej twarzy.

— Czyli mamy zaprosić Cande na wyjazd, który planujemy zorganizować w niespodziance Ruggero, gdy będzie podróżował po Argentynie i na który planujemy zabrać również ciebie? — prychnął blondyn, doskonale wiedząc, że szatynka nie słucha ich nawet w jednej milionowej procenta i rzucił jej kpiące spojrzenie.

— Yhmm... — mruknęła pod nosem natychmiast, lecz gdy z każdą sekundą sens wypowiedzi chłopka zaczął do niej docierać jej oczy się powiększały, a przerażenie obezwładniało ciało. — Zaraz, co?! Stop! Nie! — krzyknęła spanikowana, przy czym z hukiem odstawiła pustą szklankę na stolik i wreszcie skupiła na swoich towarzyszach uwagę.

Mężczyźni widząc jej reakcję, wybuchnęli głośnym śmiechem, co rusz rzucając kąśliwe uwagi w jej kierunku, czym jeszcze bardziej ją podburzali.

— Więc jak będzie Karolcia? — spytał zaczepnie Serrano, a w dłoń chwycił szkło wypełnione złocistym trunkiem i pociągnął porządnego łyka, nie spuszczając wzroku z postaci szatynki.

Spojrzała na niego pytająco, czując występujące na poliki wypieki, gdy patrzył na nią tak przeszywająco i niekontrolowanie przygryzła swoją wargę, w momencie gdy Agustin zerwał się na proste nogi i złapał w dłoń ich puste naczynia.

— Pójdę po coś do picia — rzucił i nie oglądając się na ich dwójkę, ruszył do przepełnionego baru.

— Ja już nic nie chcę! — krzyknęła za nim zanim zdążył się oddalić, na co on ponownie się odwrócił i posłał jej pełne politowania spojrzenie.

— Uwierz mi, że chcesz, bella — zarechotał głośno i puścił jej oczko, po czym można było widzieć tylko czubek jego głowy, gdy przeciskał się w tłumie.

Sevilla jedynie pokręciła zrezygnowana głową na jego dziecinne zachowanie i ponownie wróciła spojrzeniem do bruneta, który dalej bacznie ją obserwował i uśmiechał się pod nosem, przez co poprawiła się na swoim miejscu i na powrót uniosła delikatnie kąciki ust.

— Myślę, że macie naprawdę dobry pomysł, lecz będzie on jeszcze lepszy, gdy wykluczycie z niego Cande — prychnęła rozżalona i niczym naburmuszone dziecko, oparła się o oparcie, założyła ręce na klatce piersiowej i wydęła dolną wargę, wywołując tym wszystkim głośny śmiech Julka.

— Agus dodał tę część jedynie po to, byś wreszcie zwróciła na nas uwagę. Nie było niczego takiego w planach. — Zaśmiał się cicho i sam pokręcił głową, znowu upijając trunku.

Karol słysząc te słowa, automatycznie się rozluźniła, a z jej ciała uleciały negatywne emocje, bo nawet nie wiedząc i nie panując nad tym, cała się spięła, a jej twarz aż poczerwieniała ze złości na samą myśl takiego wyjazdu. Chciałaby spotkać się z Ruggero, ale nie chciała uczestniczyć w takiej maskaradzie, która byłaby dla niej niewyobrażalną męczarnią. Wystarczy jej, że musi patrzeć na tę parę codziennie w mediach, do tego jeszcze dzisiejszego wieczoru, więc na samą myśl spędzenia z nimi kilku dni, aż skręcało ją od środka. Na jej wargi powrócił uśmiech, spowodowany tą dobrą nowiną i ponownie wyprostowała swoje plecy, chcąc wyglądać jak najlepiej.

— Nie lubisz jej? — spytał zaciekawiony muzyk i posłał jej zaczepne oraz prowokujące spojrzenie.

— A ty ją lubisz? — odbiła piłeczkę i spojrzała na niego równie pewnie, uśmiechając się nieco cynicznie.

Serrano widząc jej zachowanie, jedynie głośno się zaśmiał i uniósł ręce w geście obronnym, w tym samym czasie, gdy do stolika powrócił Bernasconi z hukiem stawiając pełne naczynia, po czym rzucił się na kanapę tuż przy boku nastolatki.

— O czym mówimy? — zapytał nieco zdyszany i uśmiechnął się do nich niewyobrażalnie zadowolony.

— O niczym ważnym. — Brunet wyprzedził szatynkę z odpowiedzią, gdy ta już otwierała usta, aby wyjaśnić sytuację, przez co spojrzała na niego oburzona.

— Jakieś tajemnice? Bo poczuję się zazdrosny! — pisnął i teatralnie złapał się za serce, czym spowodował wywrócenie oczami pozostałej dwójki. Chwycił w dłoń swoją whisky i posłał Karol tajemniczy uśmiech. — Pij.

— Nie chcę. Czuję jak mnie pieką policzki i nieco bolą oczy — powiedziała pewnie i posłała mu stanowcze spojrzenie, na co tym razem on przewrócił oczami, a żeby podkreślić swoje słowa, szybkimi ruchami dłoni wachlowała twarz, chcąc trochę ostudzić swoją skórę.

— Na początku zawsze tak jest, Słońce — tłumaczył spokojnym głosem, jakby właśnie rozmawiał z pięcioletnim dzieckiem, a nie dziewiętnastolatką. — Uwierz mi, że na pewno ci się przyda — rzucił szybko, po czym się wyprostował, a jego wzrok na milisekundę uciekł gdzieś w bok.

Karol na ten widok oraz jego słowa, zmarszczyła swoje brwi i niczego nieświadoma, odwróciła głowę w tamtą stronę, czego niemal natychmiast pożałowała. Czuła jak gula znajdująca się w jej gardle rośnie do niebotycznych rozmiarów, a gdy spróbowała ją przełknąć, głośny dźwięk rozniósł się echem w jej głowie.

— No hej wam! — pisnęła uradowana brunetka, gdy tylko znalazła się przy ich stoliku, ciągnąc za sobą już znacznie mniej zadowolonego szatyna.

Nastolatka widząc ich dwójkę, w ekspresowym tempie chwyciła alkohol przed którym się tak wzbraniała i przystawiła szklankę do buzi, ciągnąc soczystego łyka, po czym posłała im nerwowy uśmiech, próbując jak najbardziej się zasłonić. Od razu poczuła jak jej barki się spinają i momentalnie zaczynają aż piec, a uda się zaciskają w geście zdenerwowania. Posłała dwóm chłopakom przerażone spojrzenie, gdy tylko nowoprzybyła para zajęła ostatnią wolną kanapę przy ich stoliku.

— Witaj, Cande. — Bernasconi, jak zwykle w swoim żywiole, posłał jej czarujący uśmiech, po czym podał sobie dłoń z cichym do tej pory szatynem. — Ruggero.

— Hej — mruknął pod nosem Julian, obdarzając ich nawet spojrzeniem, bo rozbawiony ciągle obserwował reakcję Sevilli na to wszystko i nie był w stanie tego ukryć.

— Mówiłam, że się dziś napijemy — powiedziała przesadnie wesoła i wystawiła w kierunku szatynki swoją dłoń z trunkiem w ręku.

Karol przytknęła głową zdecydowanie zbyt energicznie i chcąc to zamaskować, szybko stuknęła swoim naczyniem o jej i na powrót przyssała się do słomki, biorąc łapczywe łyki.

Czuła na sobie wzrok szatyna siedzącego naprzeciwko, który sprawiał, że nie potrafiła spokojnie usiedzieć w miejscu. Wypalał on w jej ciele parzące dziury, przez co czuła jak robi jej się coraz bardziej gorąco i nie była wcale pewna, czy to przez niego, czy przez gwałtownie wypity alkohol. Błądziła spojrzeniem po wszystkich osobach zebranych przy stoliku, czy nawet po całym pomieszczeniu byleby tylko nie spojrzeć w jego tęczówki, co dobrze wiedziała, byłoby dla niej niewyobrażalnie zgubne. Jedynie kątem oka widziała, jak przyjął pozornie wyluzowaną pozę i oparł się ciałem o oparcie sofy, przerzucając przez nie ramię w miejscu, gdzie siedziała jego rozgadana dziewczyna na samym jej krańcu.

Brunetka zaabsorbowana rozmową ze znajomymi, nawet nie zauważyła napięcia, jakie wytworzyło się po ich przybyciu. Nie widziała swojego milczącego chłopaka, czy niemożliwie spiętej nastolatki, która nie miała pojęcia co zrobić ze swoim spojrzeniem i ciałem, by wyglądać jak najbardziej naturalnie. W końcu poddała się, przyznając przed samą sobą, jaka jest słaba i niepewnie przeniosła oczy na Włocha siedzącego naprzeciwko.

Pierwsze co zwróciło jej uwagę były usta, na które wkradł się leniwy, pełen zadowolenia uśmiech, gdy w końcu udało mu się dopiąć swego i zmusić ją do zwrócenia wzroku na niego. Następnie swoją uwagę skupiła na jego języku, którym w wolnym tempie przejechał po dolnej wardze, oblizując ją i sprawiając, że dreszcz przebiegł w dół jej kręgosłupa, a palce mocno zcisnęły się na szkle. Nie przejmując się pomadką zdobiącą jej usta, z ogromną siłą wbiła zęby w dolną wargę, usilnie starając się ukryć reakcje jej organizmu, który z każdą sekundą stawał się coraz bardziej rozpalony.

Już całkowicie wyłączyła się z toczącej się obecnie rozmowy i całkiem niepewnie sunęła spojrzeniem po jego przystojnej twarzy. Od ust, przez nos, aż w końcu dotarła do elektryzujących, wlepionych w nią oczu, które sprawiły, że jej nogi straciły czucie, niekontrolowanie drętwiejąc i zaciskając się.

— Ohh — jęknęła głośno, lecz nieświadomie, całkowicie tracąc połączenie ze swoim mózgiem. Fakt ten dotarł do niej dopiero w momencie, w którym wszystkie pary oczu z pytaniem zwróciły się w jej stronę, a na usta Włocha wkradł się dumny uśmiech, lecz wzrok wyrażał lekkie politowanie.

— Co się stało, Kar? — spytał skonsternowany blondyn, który czuł się nieco przerażony zaistniałą sytuacją, w momencie, w którym próbował zagadać Candelarię.

Totalnie zawstydzona nastolatka, szybko spuściła głowę w dół, włosami starając się zakryć swoją poczerwieniałą twarz i usilnie starając się ukryć łzy zażenowania gromadzące się w kącikach jej oczu.

— Ja-ja muszę iść się przewietrzyć — sapnęła wściekła na samą siebie i nie unosząc spojrzenia, chwyciła mocno torebkę w dłonie, aż pobielały jej knykcie i zerwała się z miejsca, prosto w stronę wyjścia.

Pragnęła opuścić to miejsce, jak najszybciej, zaczerpnąć świeżego powietrza i w samotności utonąć w fali swojego zażenowania. Niemiłosiernie trudno było jej iść, gdy jednocześnie zaciskała co chwile powieki, aby odgonić słone krople, które chciały wypłynąć na jej policzki zbyt wcześnie. Czuła się tak koszmarnie źle.

— Karol. — Pewny głos oraz mocne szarpnięcie za ramię, zmusiło ją do nagłego zatrzymania, przez co uniosła wzrok ku niebu i w myślach na milion sposobów zabijała chłopaka. — Pójść z tobą? — zapytał zatroskany Agustin i uważnie skanował jej twarz, chcąc odgadnąć jej emocje.

Karol energicznie machnęła głową na nie i cofnęła się o krok, nie chcąc rozkleić się przy przyjacielu.

— Jak wolisz. Przejdź się do palarni za budynkiem. W ten sposób unikniesz kolejki przy powrocie — powiedział z troską w głosie, a następnie wskazał jej gdzie powinna się udać.

Szatynka posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie i w momencie, w którym miała już odejść, jej wzrok ostatni raz padł na ich lożę, gdzie brunetka pochylała się właśnie nad Ruggero i składała mokry pocałunek na jego policzku, a następnie pewnym krokiem udała się w stronę toalet.

— Niedługo wrócę, Agus. Chyba po prostu za dużo i za szybko wypiłam. Wiesz, jak to jest — odpowiedziała zmarkotniała, po czym posłała mu niemrawy uśmiech i niemalże biegiem ruszyła we wskazane miejsce.

Zbiegła po schodach z ciężkim oddechem, omalże nie zabijając się o własne nogi i jak w amoku przepychała się między ludźmi do wyjścia, aby dotrzeć do dużych drzwi oznaczonych na górze neonowym znakiem papierosa. Utkwiła w nim wzrok, w duchu modląc się o jak najszybsze dojście do nich i wyjście na świeże powietrze. Czuła, jak coraz trudniej jej się oddychało, a nieopisana siła zaciskała jej klatkę piersiową, sprawiając jej coraz większe problemy. Z ulgą stanęła przed metalową powierzchnią i drżącą dłonią chwyciła klamkę, popychając ją z małym oporem.

Jakby uwolniona z męczarni stanęła twardo na ziemi obiema stopami i wzięła głęboki wdech, od razu czując jak ulga wypełnia jej ciało. Miała serdecznie dość tego zaduchu oraz odoru alkoholu, który unosił się wewnątrz. Przymknęła powieki i łapczywie łapała powietrze w swoje płuca, a uśmiech mimowolnie wkradł się na jej usta. Czuła, jak jej ciało z każdą sekundą odzyskuje spokój, lecz wraz z tym rozluźnieniem, pierwsza łza spłynęła po jej twarzy, tworząc mokrą ścieżkę przez policzek i wolno spływając wzdłuż szyi.

Westchnęła głośno i wreszcie uchyliła powieki, obojętnie rozglądając się dookoła. Znajdowała się na dość dużym, ogrodzonym tarasie, z którego był widok na prywatny parking. W jednym z jego rogów stała paląca grupka nastolatków, która właśnie głośno się z czegoś śmiała. Co kilka metrów stała też jakaś pojedyncza osoba, czy para. Jednak jej uwagę przykuło zaciszne miejsce oddalone od wszystkich ludzi, w którym będzie mogła się wyciszyć, pomyśleć oraz uspokoić, dlatego też od razu ruszyła tam żwawym krokiem, nie chcąc aby dotarł tam ktoś przed nią.

Oparła się plecami o zimną powierzchnię ściany budynku, a spojrzenie utkwiła w nieokreślonym punkcie w przestrzeni. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa, gdy poczuła chłód na swojej nagiej skórze, jednak nie odsunęła się nawet na milimetr, mając nadzieję, że to ostudzi rozgrzaną temperaturę jej ciała. Założyła ręce na klatce piersiowej i mimowolnie dłońmi pocierała swoje ramiona.

Rozmyślała o tym wszystkim co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku minut, przez co spłynęła na nią kolejna fala zażenowania. Uśmiechnęła się żałośnie sama do siebie i niedowierzająco pokręciła głową, czując kolejną łzę, która wypłynęła.

— Czy mogę dotrzymać pani towarzystwa?

Zachrypnięty, ale znajomy głos dobiegł z jej lewej strony, przez co szybko się wyprostowała i odwróciła głowę w drugą stronę, nerwowo wycierając łzy oraz ich pozostałości, nie odzywając się jednak słowem.

— To znaczy nie? — spytał ponownie mężczyzna, znacznie zmniejszając odległość między nimi i zatrzymując się niecały metr od dziewczyny.

Karol wiedząc, że jej drżący głos zdradzi jej wszystkie emocje, jedynie pokiwała głową, dalej unikając spojrzenia z jego oczami. Głośno wciągnęła powietrze, gdy do jej uszu dotarł dźwięk zapalanej zapalniczki i dłużej przytrzymała je w swoich płucach.

— Dasz mi zapalić? — odezwała się niepewnie, po czym cicho odkalsznęła przeklinając swój zdradliwy głos.

— Pod jednym warunkiem — odpowiedział pewnie i znowu zmniejszył odległość, tym razem wypuszczając dym tak, aby owiał on twarz nastolatki.

— Jakim? — spytała ledwo słyszalne, głowę dalej mając zwróconą w przeciwnym kierunku.

— Wreszcie na mnie spojrzysz, Cnotko — sapnął niezadowolony, jak i również już lekko poirytowany jej zachowaniem i schował wolną dłoń do kieszeni swoich spodni.

Szatynka na dźwięk ukochanego przezwiska, poczuła ciepło rozlewające się po jej ciele, a na jej usta, mimowolnie wkradł się uśmiech, który usilnie próbowała powstrzymać zaciskaniem warg, lecz zdawało się to na nic. I choć chciała walczyć nieskończenie długo, chciała wrócić do normalnego stanu zanim mu się pokaże, to natychmiast się poddała i zwróciła twarz ku niemu.

Ruggero jedynie czekał na ten gest, a gdy to się stało, szczęście dosięgło jego oczu. Uważnie przyglądał się jej twarzy, nie będąc w stanie nacieszyć się jej widokiem, lecz gdy jego wzrok sięgnął jej oczu, na jego buzi zatańczyła konsternacja, co nastolatka od razu zauważyła i ponownie cała się spięła, palce mocno zaciskając na swoich ramionach.

— Co się dzieje, Karol? Twoje oczy są czerwone — sapnął, starając się ukryć swoje zdenerwowanie, lecz nie wychodziło mu to najlepiej, ponieważ jego szczęka od razu się zacisnęła.

— Może po prostu za dużo wypiłam. Jestem tylko głupią nastolatką — rzuciła kpiąco, z takim samym uśmiechem i odbiła się od ściany, robiąc krok w jego stronę.

— Gdybyśmy się nie znali już jakiś czas, to może bym ci uwierzył — prychnął rozżalony jej kłamstwem i mocno zaciągnął się fajką, na co ona jedynie wywróciła oczami.

— Spełniłam twój warunek. Daj mi zapalić — powiedziała twardo, wbijając w niego swoje spojrzenie, a w myślach jedynie pragnąc zapomnieć o sytuacji, jaka miała miejsce wcześniej.

Chłopak patrzył na nią z wahaniem przez kilka dobrych sekund i intensywnie nad czymś rozmyślał, o czym mogły świadczyć jego lekko zmarszczone brwi.

— Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, abyś teraz zapaliła przy tym alkoholu, ale zbliż się. Przecież muszę dotrzymać słowa — mruknął lekko niezadowolony, czego również nie udało mu się ukryć.

Sevilla nie chcąc stracić okazji, szybko zrobiła dwa kroki w jego stronę, tym samym niwelując odległość między nimi do centymetrów. Posłała mu lekki, pełen zadowolenia uśmiech i spojrzała na niego z wyczekiwaniem. Opuściła swoje ramiona wzdłuż ciała, tak naprawdę nie wiedząc, co z nimi zrobić i czekała.

Szatyn odwzajemnił jej gest, unosząc kąciki ust do góry i ponownie wziął dużą porcję dymu do płuc. Przytrzymał go tam trochę, zmieniając uśmiech na nieco kpiący, ale i zadowolony. Wyjął wolną dłoń z kieszeni i umieścił ją na jej boku, wprowadzając ją w lekkie zaskoczenie oraz zmieszanie. Spojrzała na niego pytającą, lecz nie zdążyła nawet zadać żadnego pytania, ponieważ gdy uchyliła swoje wargi, przyciągnął on ją sprawnie do siebie, sprawiając, że musiała się oprzeć rękami o jego ramiona.

Korzystając z okazji, nachylił się nad nią i złączył ich usta w delikatnym połączeniu, przekazując zebrany dym w płucach do jej buzi, którym zaskoczona nastolatka, od razu się zaciągnęła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top