❋ capítulo sesenta y seis ❋
— Nie wiem, czy to jest dobry pomysł — powiedziała cicho dziewczyna, gdy razem z szatynem wchodzili już do bloku, gdzie mieszkał jego najlepszy przyjaciel.
— Już teraz nie masz wyjścia, Słońce — odpowiedział jej zaczepnie, po czym uśmiechnął się figlarnie w jej kierunku.
— Trochę mnie to stresuje — przyznała szczerze i szybko spuściła swój wzrok, gdy oboje przekroczyli próg windy.
— Dlaczego? Agusa już znasz. Poznasz jeszcze tylko Maxi'ego, Mike'a, Lucasa i Sebastiana — powiedział jak gdyby nigdy nic i wzruszył ramionami.
Automatycznie wcisnął odpowiedni numer piętra, po czym stanął tuż za dziewczyną. Swój wzrok utkwił w odbiciu lustrzanym nastolatki, które znajdowało się na przeciwko.
— To faktycznie nic wielkiego — fuknęła podirytowana i uniosła głowę do góry, natychmiast napotykając w odbiciu, spojrzenie czekoladowych tęczówek. — To miał być raczej wasz wieczór. Myślę, że moja obecność jest tu zb...
— Daj spokój, Karol — rzucił pewnym głosem i nagle objął ją swoimi ramionami od tyłu. — Idziesz tam ze mną i już nie masz szans na odwrót — szepnął, po czym pocałował ją w czubek głowy, akurat gdy winda zatrzymała się na właściwym piętrze. — Chodź marudo.
Mocno chwycił jej dłoń i nie czekając na odpowiedź pociągnął ją za sobą prosto pod drzwi numer trzydzieści siedem.
— Gotowa?
— Nie. — sapnęła cicho przerażona, czując jak jej oddech, coraz bardziej się urywa, a oczy powiększają się z każdą sekundą.
— To wchodzimy — odpowiedział rozbawiony i nie fatygując się o jakiekolwiek pukanie, pociągnął za klamkę i wszedł do środka. — Jesteśmy! — krzyknął, ponieważ z salonu dobiegała naprawdę głośna muzyka, co oznaczało, że impreza już trwa w najlepsze.
— Karol!!! — Udało im się usłyszeć głośny, przeraźliwy pisk, zanim zdążyli cokolwiek zobaczyć.
Jednak już po dosłownie trzech sekundach zza rogu wybiegł Agustin i rozpędzony rzucił się w ramiona drobnej dziewczynie, wywołując najpierw jej zaskoczenie, a następnie cichy śmiech. Szatyn stojący obok, pokręcił jedynie niedowierzająco głową i prędko puścił dłoń dziewczyny, lecz równie prędko, ona zbyt przerażona, ponownie ją chwyciła, czując się znacznie pewniej z nim przy boku.
— Całe szczęście przyszłaś — rzucił blondyn, gdy wreszcie oderwał się od dziewczyny i stanął wyprostowany przed ich dwójką. — Już myślałem, że ten debil zwany moim przyjacielem, coś zwalił i nie zaszczycisz nas swoją obecnością albo też w ogóle nic ci nie powie.
Podczas jego krótkiego monologu, parze stojącej przed nim udało się wyczuć i zaobserwować, że chłopak już jest nieźle podchmielony, co wywołało ich rozbawienie.
— Coś tam zwalił, ale to nie jest temat na teraz — powiedziała nadzwyczaj pewnie i posłała w stronę Ruggero perfidny, dwuznaczny uśmieszek, który sprawił, że oczy chłopaka powiększyły się do wielkości pięciozłotówki, a on sam niedowierzał dość odważnej postawie dziewczyny.
Po jej słowach na jego poliki, wkradły się dwa małe rumieńce, co dało jej niemałą satysfakcję.
— Chodźmy. Imprezę czas zacząć! — krzyknął blondyn i nie czekając na resztę, ruszył tam skąd przybył.
❋
Dziewczynie w miarę sprawnie udało się zapoznać z resztą chłopaków, jak i też panującą tutaj atmosferą. Okazało się, że blondyn nie był sam jedyny w swoim upojeniu, a kroku dotrzymywali mu wszyscy pozostali. Gdy tylko razem z Włochem znalazła się w pokoju, został on porwany w wir ciągu alkoholowego ze swoimi przyjaciółmi, którzy pragnęli, aby im dorównał. Szatynka natomiast przez cały wieczór sączyła sobie jednego drinka zrobionego przez Bernasconi'ego i z boku obserwowała wszystkie te poczynania dużych dzieci, którymi byli. Na jej ustach gościł naprawdę duży i szczery uśmiech. Cieszyła się całym sercem, że Ruggero ma w swoim życiu takich przyjaciół, jakimi byli mężczyźni.
— Muszę iść się przewietrzyć — odezwał się po dość długim czasie szatyn i zerwał się na równe nogi.
O dziwo, wcale nie był w takim złym stanie, na jaki była nastawiona nastolatka, co nieco ją zaszokowało.
— Chodź ze mną, Śliczna — szepnął jej wprost do ucha, gdy tylko się nad nią nachylił i nie czekając na jej odpowiedź, pociągnął ją za sobą na taras.
Nastolatka czuła, jak automatycznie robi się jej gorąco, tylko nie była już pewna, czy to przez chłopaka, czy wypity alkohol.
— Myślałam, że jesteś w trochę słabszym stanie — sapnęła, po czym wzięła głęboki wdech, gdy znaleźli się na zewnątrz.
— Hamuje się, bo wiem, że jesteś tu ze mną — odpowiedział jej z uśmiechem, po czym puścił jej dłoń i zajął miejsce na tarasowej ławce.
— Nie powinieneś. To twoja impreza pożegnalna, Ruggi... — powiedziała skruszona, czując się winna, że przez nią nie może się bawić.
— Jutro wyjeżdżam. Nie chcę umierać w samolocie i podróży — odpowiedział zrezygnowany i dłońmi przetarł swoje zmęczone oczy.
Karol zrobiła kilka kroków i również zajęła miejsce na ławce, dość blisko chłopaka. Pasquarelli natomiast dłonią sięgnął do kieszeni swojej skórzanej kurtki i wyjął z niej paczkę papierosów.
— Palisz? — spytała ogromnie zdziwiona, nie mogąc uwierzyć w to co widzi.
— Popalam — rzucił przez zaciśnięte zęby, między wargami już trzymając jedną z fajek i odpalając ją. — A ty?
— Lubię ten zapach — szepnęła i oparła swoją głowę o ramię chłopaka, gdy ten położył się na oparciu ławki.
— Dymu papierosowego? — Spojrzał na nią zdziwiony i przerzucił swoją rękę przez jej ramiona, przyciągając ją bliżej.
— Tak — mruknęła cicho, nieco spinając się tą bliskością. — Może to dziwne, ale kojarzy mi się z moją mamą.
— Nigdy nie mówisz o swojej mamie.
— Zmarła, gdy miałam dziesięć lat — szepnęła i na moment przymknęła powieki, gdy do jej głowy powrócił obraz jej rodzicielki. — Nie lubię o tym rozmawiać.
— Nie będziemy — odpowiedział troskliwym głosem, po czym złożył czuły pocałunek na jej skroni.
Nachylił się nad stolikiem i zgasił papierosa w popielniczce, po czym niespodziewanie i szybko chwycił jej obie nogi, i przerzucił przez swoje kolana. Nastolatka nie reagując w żaden sposób, utkwiła swój wzrok w nocnym niebie, czując w tym momencie potrzebę bliskości drugiej osoby.
— Ostatnio robisz się coraz bardziej pewna siebie — powiedział zaczepnie i posłał jej cwany uśmiech spoglądając w jej oczy.
— To źle? — Również się uśmiechnęła i wyzywająco na niego spojrzała.
— Ani trochę — szepnął. — Mi się to podoba.
Po chwili do ich uszu dotarł głośny huk, a następnie wiązanka przekleństw, która padła z ust jednego z chłopaków, co sprawiło, że oboje wybuchnęli cichym śmiechem. W tym samym czasie oślepił ich flesz aparatu, który sprawił, że nagle przestali się śmiać. Spojrzeli w tamtą stronę i ujrzeli zadowolonego z siebie Agsutina, który stał i wpatrywał się w ekran telefonu.
— OMG! Wyglądacie razem tak uroczo, że nie mogłem się powstrzymać! — pisnął i niemalże zaczął podskakiwać w miejscu.
— Ani się waż gdziekolwiek to wstawiać! — rzucił przez zaciśnięte zęby Ruggero, a całe jego ciało się spięło.
— Easy peasy! Wyślę do Karol, żebyście też mogli podziwiać! — krzyknął uradowany, po czym schował telefon do kieszeni spodni i bez słowa ponownie zniknął za drzwiami balkonowymi.
Po sekundzie rozległ się dźwięk powiadomienia z Twittera, dlatego dziewczyna szybko sięgnęła do tylnej kieszeni swoich spodni i wyciągnęła urządzenie, odpalając aplikację.
1 nowe powiadomienie od Twitter.
1 nowa wiadomość.
DM z użytkownikiem @agusbernasconi07:
(dopis: uznajmy, że to Karol i Ruggero)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top