❋ capítulo ochenta y tres ❋

— Karol! — Szatynka usłyszała z dołu przeraźliwy krzyk ojca, który najprawdopodobniej dopiero wszedł do domu. Leniwie podniosła się ze swojego łóżka, nie przykładając wagi do nawoływań ojca. Wydawało się jej, że nic co powie nie może być aż tak pilnego. — KAROL, DO CHOLERY! GDZIE JESTEŚ LENIU?!

— Idę, ojcze! — odkrzyknęła podirytowana będąc na szycie schodów, smętnie po nich sunąc, nie mając sił do dalszej egzystencji.

— TRZY SEKUNDY I JESTEŚ W KUCHNI, BO PRZEPADNIE TWOJA SZANSA!

— Jaka szansa? — burknęła, gdy przekroczyła próg pomieszczenia i zatrzymała się w miejscu, patrząc na ojca, który szczęśliwy jak nigdy stał na jego środku.

— OJ, cześć tatusiu! Jak miło cię widzieć! Co u Ciebie? — Zaczął przedrzeźniać nastolatkę, robiąc przy tym niestworzone miny, na co ona jedynie wywróciła oczami. — O Boże, jak miło, że pytasz córciu! Jesteś taka kochana! A wiesz w pracy ostatnio trochę ciężko, znowu muszę wyjechać.

— Co?! Znowu? Dlaczego? — spytała wyraźnie ożywiona i jednocześnie zawiedziona tym, że ojciec znowu ją zostawia.

— Finalizujemy pewien projekt, ale nie o tym teraz mowa, promyczku!

— To o czym? — rzuciła, nie mogąc już znieść podekscytowania ojca, sama nie wiedząc o chodzi, i oparła się ramieniem o jedną ze ścian.

— Jako, że w przyszłym tygodniu są Twoje urodziny...

— Nie przypominaj mi!

— Daj mi dokończyć! — krzyknął oburzony, ale sekundę później ponownie na jego ustach zagościł uśmiech. — A ja jadę w poniedziałek do Cordoby na kilka dni, gdzie odbędzie się pewien koncert...

— Nieeee... — powiedziała zaskoczona, powoli domyślając się, co jej ojciec ma na myśli.

— Ty natomiast nie mogłaś się wybrać na koncert swojego idola tutaj, to pomyślałem, że pojedziesz ze mną i to właśnie tam, pójdziesz na ten koncert — dokończył zadowolony z siebie i posłał jej promienny uśmiech, patrząc na nią wyczekująco.

— NIEEE — krzyknęła niedowierzająco i oderwała się od ściany również już podekscytowana tym, co ma się wydarzyć.

— TAAAAK. — Przedrzeźniał ją i energicznie machał swoją głową, szczęśliwy, że mógł doprowadzić swoją córkę do radości. — Taki mały prezent na urodziny.

— O mój Boże, tato! — pisnęła i gdy wreszcie dotarły do niej te słowa, rzuciła się przeszczęśliwa mężczyźnie na szyję. — Dziękuję tak bardzo — szepnęła przez łzy i mocniej ścisnęła jego szyję. Jej ojciec jedynie cicho się zaśmiał i również mocno ją objął.

— Wszystko dla mojej małej córeczki.

— Kocham cię! — krzyknęła i wreszcie się od niego oderwała nie mogąc poradzić sobie ze swoim podekscytowaniem.

Czuła jak jej serce i rozum szaleje. Ledwo łapała porządne oddechy, a jej dłonie i kolana drżały niemiłosiernie.

— Leć się pochwal. Wiem, że tego chcesz. — Zaśmiał się na reakcję dziewczyny i wreszcie wziął się za rozbieranie ze swojego roboczego stroju.

— Dziękuję raz jeszcze! — pisnęła i już jej nie było w pomieszczeniu, ponownie wywołując śmiech mężczyzny.

Sprintem wbiegła po schodach, omal nie wywalając się na ostatnich stopniach i zmachana wpadła do swojego pokoju. Rozbieganym wzrokiem przebiegła po jego powierzchni szukając swojego telefonu, a gdy go wreszcie znalazła dopadła do niego, natychmiast odpalając aplikację Twittera.

Już miała zabrać się za pisanie tej świetnej nowiny na swojej tablicy, już miała napisać do chłopaka, ale wtedy jej dłonie zatrzymały się w miejscu.

Przez jej głowę zaczęły przewijać się wizje tego, co może się zdarzyć właśnie tam, w Cordobie i widocznie ochłonęła. Wzięła głęboki wdech względnie się uspokajając. I pomimo tego, że na wszystkie jej szalejące myśli, robiło jej się coraz bardziej gorąco, a na poliki wkradały się rumieńce, postanowiła zachować to w tajemnicy przed chłopakiem.

Chciała mu zrobić niespodziankę i po cichu liczyła, że ucieszy on się, choć w połowie, tak mocno jak ona.

Z trudem zmusiła się do wyłączenia aplikacji i dalej drżącymi palcami weszła w aplikację muzyczną, gdzie od razu odpaliła specjalnie przygotowaną playliste złożoną z piosenek młodego Włocha.

Rzuciła telefon gdzieś w kąt, a sama położyła się na plecach, wzrok zatrzymując na gładkim suficie, myślami uciekając już do miasta, gdzie ponownie się zobaczą.

Wreszcie ponownie się zobaczą i naprawdę trudno było jej wytrzymać to podekscytowanie, ale też lekki stres i obawy.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top