❋ capítulo ochenta y ocho ❋

Szatynka pierwsze, co zrobiła po dotarciu do swojego pokoju, to zostawiła swoją walizkę gdzieś w kąt i rzuciła się na duże łóżka znajdujące się w samym centrum. Odetchnęła głęboko starając się pozbierać myśli i nabrać odwagi na ruszenie się dalej. Mozolnie sięgnęła do tylnej kieszeni swoich dżinsów i wyciągnęła z niej swój skarb. Jednym ruchem odblokowała ekran i uśmiechnęła się pod nosem widząc multum wiadomości od Włocha na Twitterze. Z trudem powstrzymywała się od odpisywania mu cały dzień i nie przekonywały jej nawey groźby, których chłopak zdążył już wymyśleć z tysiąc. Wiedziała, że spotkanie z nim będzie warte czekania i tego braku kontaktu.

Wreszcie zebrała się na to, aby wstać i skierować swoje kroki w stronę wyższych pięter. Ostatni raz przeleciała wzrokiem po swoim ciele i doszła do wniosku, że czarna bluza i starte spodnie nie są wcale najgorszym ubiorem. Poprawiła opadające na oczy włosy i uprzednio zamykając za sobą drzwi na klucz, ruszyła prosto do windy, która zawiezie ją dwa piętra wyżej. W myślach cieszyła się, że przebędzie tę podróż samotnie i nie będzie skazana na niezręczną ciszę w tym małym pomieszczeniu oraz będzie miała czas na jeszcze kilka przemyśleń i mentalne przygotowanie się na spotkanie. Stwierdziła, że podejdzie do właściwych drzwi i po prostu zapuka. Nie widziała sensu w wymyślaniu czegokolwiek innego, bo ślepo wierzyła w to, że sam jej widok będzie niemałym (i przede wszystkim miłym) zaskoczeniem dla szatyna.

Zdenerwowana kręciła głową przemierzając kolejne metry korytarza, chcąc jak najszybciej odnaleźć te właściwe drzwi. Pragnęła, błagała o to, aby Włoch kolejny ze swoich wolnych dni spędzał na odpoczynku w hotelu, a nie szwędał się po mieście, bo wtedy jej cały miesterny plan wezmą diabli, a ona w końcu będzie zmuszona się do niego odezwać.

Gdy w końcu stanęła przed właściwym numerem jej organizm zaczął ogarniać stres. Ręce zaczęły się pocić, a serce kołatało w klatce piersiowej. A co jeśli tak naprawdę mu się to nie spodoba? Co jeśli będzie zawiedziony, a ona będzie musiała się zadowolić udawaną serdecznością?

Pod wpływem impulsu po prostu zacisnęła dłoń i zapukała w drewnianą powierzchnię, mocno przy tym przygryzając wargę i wstrzymując swój oddech. Słyszała za drzwiami jakiś szmer, a następnie ciężkie kroki i już była pewna, że Pasquarelli jest w pokoju, co sprawiło, że zaczęła denerwować się jeszcze bardziej. Nie chciała się zawieść. Czuła, jak czas ciągnie się niemiłosiernie, a moment, w którym klamka opada trwał co najmniej pięć minut, a nie sekundę. Po chwili drzwi otworzyły się z rozmachem, a przed jej oczami stanął największy idol.

— Słucham? — warknął poddenerwowany, nie podnosząc nawet wzroku znad ekranu swojego telefonu.

— Um, cześć Ruggi? — szepnęła niepewnie, bawiąc się nerwowo swoimi palcami i oczy zatrzymując na jego twarzy, której wyraz po usłyszeniu tych słów zmienił się diametralnie.

W jednej milisekundzie, wystraszony i zaskoczony uniósł swoje spojrzenie, nie będąc jeszcze do końca pewnym, czy aby na pewno dobrze usłyszał. Ale gdy ujrzał przed sobą swoją małą, lekko zestresowaną i niepewną Cnotkę, nie miał żadnych wątpliwości. Jego oczy momentalnie się powiększyły, a myśli zaczęły szaleć. Nie mógł uwierzyć, że to się dzieje.

— Mój Boże, co ty tu robisz? — spytała dalej zaskoczony i osłupiały tym, co się dzieje.

Dziewczyna, może się myląc, odebrała to pytanie jako zarzut i cała jej odwaga, jaką jeszcze w sobie miała, natychmiast wyparowała. Czuła, jak ulatuje z niej powietrze, a potrzeba wycofania się brała nad nią górę. Wiedziała, że nie będzie zadowolony z tej niespodzianki. Wiedziała, że wolałby aby przed tymi drzwiami stał ktoś kompletnie inny.

On natomiast dalej stał w tym samym miejscu sparaliżowany zaskoczeniem. Jego wzrok mimowolnie zjechał z jej niewinnej twarzy nieco niżej, a do jego głowy powróciły obrazy, których od dobrej doby próbował pozbyć się z głowy. Głośno przełknął śline i starał się ostudzić swój umysł i ciało. Była tu. Stała sobie tak po prostu, jak gdyby nigdy nic przed nim i uśmiechała się do niego niepewnie.

— Przep... — zaczęła dziewczyna chcąc przeprosić za swoje lekkomyślne zachowanie, jednak nie było dane jej dokończyć nawet słowa, ponieważ chłopak chwycił jej dłoń i niezgrabnie wciągnął ją do wnętrza, zamykając za nią drzwi z trzaskiem.

Stali naprzeciw siebie, nie odzywając się słowem i spoglądali w swoje tęczówki, które z emocji pokrywały źrenice. Szatyn nieznacznie zmniejszył odległość między nimi, a nastolatka pewna tego, że chce wziąć ją w swoje ramiona również przysunęła się bliżej, swoje dłonie umieszczając na jego talii. I gdy już wspięła się na palce, aby wtulić swoją twarz w jego szyję, on niespodziewanie dla niej zaatakował jej usta swoimi nie dając jej wykonać kolejnego kroku. Łapczywie kąsał jej wargi nie myśląc o niczym innym, jak tylko o tym, jak pragnął ponownie ich skosztować.

Karol całkowicie sparaliżowana tym posunięciem, cała się spięła i nieświadomie zacisnęła palce na jego koszulce. Sama nie wiedząc dlaczego i nie potrafiąc tego wytłumaczyć, nie wykonała żadnego kroku w tył, a wręcz przeciwnie. Również zaczęła napierać na jego spragnione pocałunków wargi, kompletnie zaskakując go tym czynem.

Oboje nie chcąc tego przerywać, przysunęli się jeszcze bliżej, a on owinął swoje ramiona wokół jej talii, mimowolnie unosząc ją do góry. Szatynka zaskoczona tym posunięciem, uchyliła lekko swoje powieki, nie wiedząc jak powinna się zachować.

— No zrób to, Śliczna — sapnął wprost w jej usta i jedną ze swoich dłoni przesunął wzdłuż jej ciała ja udo, które lekko ścisnął i uniósł do góry.

Sevilla intruowana przez niego, uniosła również swoją drugą nogę, oplatając je wokół jego bioder i nie odkrywając się od niego. Czuła jak jej ciało zaczyna ogarniać fala nieopisanego gorąca, a coś (cokolwiek to było) nie pozwalało jej przerwać tej sytuacji. Pragnęła czuć więcej, dlatego nie potrafiąc się wytłumaczyć nawet przed samą sobą, uchyliła swoje wargi dając mu nieme pozwolenie na więcej, co Włoch od razu wykorzystał. Natychmiast dołączył do pocałunku swój język, którym zaczął pieścić jej i ponownie starając się nią kierować, aby im obojgu było dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top