❋ capítulo noventa y ocho ❋



— Czy teraz już możesz mi powiedzieć, gdzie jedziemy? — spytała dziewczyna, gdy tylko powierzchnia pod kołami z asfaltowej zmieniła się na piaszczystą, a oni wjeżdżali w środek jakiejś polany.

— Spędzić czas tylko we dwoje — odpowiedział rozbawiony jej ciekawością, a przede wszystkim brakiem jakiejkolwiek cierpliwości i przy tym, kciukiem połaskotał wnętrze jej dłoni, czym wywołał dreszcze na jej ciele i mały uśmiech.

— To nie jest zabawne, Ruggero — fuknęła rozdrażniona i spojrzała na niego wyczekująco, ale również z prośbą wypisaną na twarzy.

— Znalazłem to miejsce podczas jednego z moich pobytów w tym mieście. — Szatyn zignorował jej wypowiedź z krzywym uśmiechem, tak naprawdę nie mogąc doczekać się, aż wreszcie wybuchnie, bo była wtedy taka urocza. — Dałaś mi naprawdę mało czasu na wymyślenie, czegoś kreatywnego, dlatego pomyślałam, że to będzie dobre mie...

— Nikt nie prosił cię o żadne niespodzianki! — krzyknęła oburzona i wyrwała swoją dłoń z uścisku, odwracając się przodem do okna i zakładając ręce na klatce piersiowej. — Mogliśmy wrócić do hotelu i tam spędzić wspólny czas... — sapnęła zła.

— Spokojnie, Słońce — mruknął cicho z dwuznacznym uśmiechem i ciągle uważając na drogę, nachylił lekko się w jej stronę — i na to starczy nam czasu — dokończył głębokim głosem i przelotnie ugryzł ją w ramię, a następnie szybko się wyprostował.

— O mój Boże! Jesteś, jesteś... — zacięła się, tak naprawdę nie wiedząc, co powinna odpowiedzieć i po prostu siedziała z otwartą buzią, spoglądając na niego niedowierzająco i rozmasowując obolałe miejsce.

— Niezwykły? Najlepszy? Pociągający? — wymieniał z uśmiechem, z trudem powstrzymując się od patrzenia na dziewczynę.

— Nieznośny! Jesteś tak okropnie nieznośny, Ruggero! — odpowiedziała poddenerwowana i zrezygnowana opadła na fotel.

— Ale nadal pociągający? — szepnął i ponownie się nachylił w jej stronę, starając ukryć się swoje rozbawienie.

Niemalże natychmiast poczuł na swojej głowie uderzenie, adresowane od dziewczyny, przez co lekko się skurczył i wybuchnął głośnym śmiechem.

— Nadal pociągający — sapnęła zrezygnowana i spuściła swój wzrok, nerwowo bawiąc się kabaretkami, sama nie wiedząc dlaczego to powiedziała.

Momentalnie na jej poliki wkradły się rumieńce, a krew w żyłach zawżała. Włoch słysząc jej słowa, momentalnie zamilkł, również nie spodziewając się odpowiedzi, ale na jego wargach dalej gościł uśmiech pełen zadowolenia. Podobało mu się to.

— Jesteśmy — powiedział cicho, gdy tylko auto się zatrzymało i natychmiast odpiął pasy, opuszczając pojazd.

Na jego słowa, szatynka momentalnie uniosła głowę do góry, rozglądając się po okolicy, ale przez późną godzinę, tak naprawdę ciężko było jej dostrzec cokolwiek, dlatego też szybko chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi od swojej strony, pragnąc natychmiast dowiedzieć się, gdzie zabrał ją chłopak.

— Ostrożnie. — Usłyszała zanim zdążyła w ogóle postawić nogę na ziemi i zdziwiona spojrzała na szatyna, który szukał czegoś w bagażniku.

Nie odpowiedziała jednak słowem, a jedynie ostrożnie postawiła swoje stopy na piachu. Niepewnie uniosła się na nogi i zamykając za sobą drzwi, ponownie się rozejrzała. Zrobiła kilka kroków do przodu i cieszyła się, że Ruggero postanowił jednak zostawić zapalone światła w aucie, dzięki czemu udało jej się dostrzec krawędź klifu, na którym obecnie się znajdowali. Zaskoczona spojrzała w dół, zauważając tam tafle spokojnej wody, która najprawdopodobniej była ogromnym jeziorem*. Gdy jej oczy przyzwyczaiły się do półmroku, z każdą sekundą dostrzegała coraz więcej, co coraz bardziej zapierało jej dech.

Na powierzchni wody pływało kilka kolorowych łódek, z których dobiegała cicha muzyka, a migoczące na nich światła odbijały się od tafli, tworząc naprawdę niesamowity krajobraz. Na  przeciwnym brzegu można było zauważyć mnóstwo knajp wypełnionych ludźmi, którzy świętowali i najprawdopodobniej dobrze się bawili. Z nich również padały kolorowe światła, które migocząc ginęły w ciemności. Jeśli człowiek dobrze by się wsłuchał można było usłyszeć tą zabawę, jaka gościła na drugim brzegu, dało usłyszeć się śmiech.

Całość tworzyła o tyle magiczne miejsce, że z zestawieniem dwóch przeciwległych brzegów (tego gdzie obecnie się znajdowali, wypełnionego ciszą oraz tego drugiego, znacznie bardziej wypełnionego życiem i ludźmi), można było mówić o abstrakcji. Chcąc uciec od życia i jego zgiełku uciekałeś do miejsca, gdzie to życie mogłeś oglądać z daleka. Obserwować goniących za czymś ludzi, którzy szukali swojego miejsca, nie będąc tak naprawdę pewnymi w jakim celu się tu znaleźli.

— Niesamowite — rzekła urzeczona z lekko uchylonymi wargami, nie mogąc wyjść z podziwu, jakie zrobiło na niej to miejsce.

Była nim zauroczona.

— Nieprawdaż? — szepnął chłopak, stając tuż koło niej, tak że stykali się swoimi ramionami, sprawiając, że lekko się wzdrygnęła i również utkwił swój wzrok w przestrzeni.

Stali tak dobre kilka minut, każde z nich pogrążone w swoich własnych rozmyśleniach i nie chcące przerywać tej chwili.

— Chodź — powiedział z uśmiechem, gdy wreszcie się ocknął i nie czekając na jej reakcję, chwycił jej dłoń i odwrócił ją na powrót w stronę samochodu.

Sevilla z uśmiechem dostrzegła, rozłożony koc na przedniej masce auta, co sprawiło ciarki na jej ciele i wcale nie było to spowodowane tym, że jej wyobraźnia zaczęła szaleć w niebezpiecznym kierunku. Na kocu znajdowała się również mała torba, ale zanim zdążyła zapytać o jej zawartość, niespodziewanie poczuła na swoich biodrach duże dłonie szatyna, co sprawiło, że zaskoczona pisnęła.

— Spokojnie — szepnął w jej włosy i szybko uniósł ją do góry, sadzając ją na masce.

Nigdzie się nie spiesząc, zatrzymał się tuż przed nią, nie zdejmując z jej ciała swoich dłoni i posłał jej uroczy uśmiech, patrząc wprost w jej oczy, a ona odwdzięczyła się tym samym.

— Czy już przestaniesz narzekać? — spytał z rozbawieniem i po chwili zajął miejsce tuż koło dziewczyny.

— Może — mruknęła, ponownie zatrzymując spojrzenie na jeziorze, od którego nie potrafiła odwrócić uwagi. — Ale tylko dlatego, że zaplusowałeś tym miejscem.

— To nie koniec niespodzianek — szepnął tajemniczo i wygodniej usadowił się na miejscu, siadając bokiem do dziewczyny i uważnie ją obserwując.

— Oh, naprawdę? W takim razie, co jeszcze przygotowałeś panie Pasquarelli? — Wreszcie odwróciła głowę w jego stronę i posłała mu lekki uśmiech, podpierając się z tyłu dłońmi.

— Mam coś dla ciebie — odpowiedział z dumnym uśmiechem i z koncentracją zaczął przeglądać zawartość torby i najwyraźniej czegoś szukając.

— Wiesz, że nie musiałeś mi niczego kupować — rzuciła zdziwiona i bacznie go obserwowała, nie wiedząc, czego może się spodziewać.

— Ale chciałem — powiedział stanowczo i na powrót uniósł swoje spojrzenie, gdy w jego dłonie trafiło małe, granatowe pudełko.

— Ruggero... — szepnęła zrezygnowana, ale szatyn nie dał jej dokończyć.

— Nie dałaś mi zbyt wiele czasu do namysłu — spojrzał na nią wymownie, ale na jego wargach dalej gościł uśmiech.

— Ruggero — powiedziała tym razem pewniej.

— Możesz mi nie przerywać? — spytał zirytowany i nerwowo się poprawił, prostując się i biorąc głęboki wdech.

Karol natychmiast zamilkła, nie wiedząc, co tak naprawdę mogła powiedzieć w tym momencie. Nie spodziewała się tego. Patrzyła na niego jedynie zaskoczona i czuła, jak z każdą sekundą jej puls przyspiesza.

— Wracając. Może nie dałaś mi zbyt wiele czasu, ale starałem się, aby to co chcę ci podarować było jak najbardziej związane z nami i naszą niespodziewaną znajomością — mówił, ciągle się uśmiechając, a wzrok miał utkwiony w pudełku, którym się bawił, przekładając go między palcami. — Mam nadzieję, że ci się spodoba.

— Na pewno — szepnęła wzruszona, tak naprawdę jeszcze nie widząc prezentu, ale już wiedziała, że będzie to coś wspaniałego.

— Wszystkiego najlepszego, Cnotko — rzekł cicho i w tym samym momencie otworzył opakowanie, przez co ich wzrok automatycznie padł na jego zawartość.

W oczach nastolatki natychmiast zatańczyły łzy, a wargi chciał opuścić jęk, przez co szybko przyłożyła do nich jedną z dłoni. Urzeczona, obserwowała srebrny naszyjnik, który wyróżniał się na czarnym tle i tak naprawdę nie była w stanie wypowiedzieć słowa. W blasku księżyca lśniła mała zawieszka w kształcie ikonki Twittera, na której wyróżniał się wygrawerowany napis: día y noche.

— Mój Boże — sapnęła ledwo słyszalnie, nie będąc w stanie powiedzieć nic więcej. To było dla niej tak wiele.

— Mogę? — spytał niepewnie szatyn i wskazał dłonią na jej szyję, na co ona natychmiast przytaknęła, odwracając się do niego tyłem i zgarniając włosy na jedną stronę.

Włoch od razu się do niej przysunął i pomimo drżenia rąk, sprawnie zapiął łańcuszek. Widział, jak pod wpływem zetknięcia się ich ciał, po jej ciele przebiegł dreszcz, a na skórze pojawiła się gęsia skórka. Nie mogąc się powstrzymać, nachylił się nad jej karkiem i złożył na nim gorący pocałunek, sprawiając, że zacisnęła ona mocno swoje pięści.

— To nadal nie koniec — szepnął wprost do jej ucha, które następnie trącił nosem i szybko wrócił na swoje miejsce, sprawiając, że jej ciało otulił chłód.

Sevilla nie chcąc ukazać swojego zawodu tym, że tak szybko się odsunął, gdy w jej głowie, zaczęły już gościć różne myśli, ponownie zatrzymała swój wzrok na zawieszce, którą chwyciła między palce.

— Co takiego jeszcze przygotowałeś? — mruknęła, dalej wpatrzona w srebro, niezmiennie uśmiechając się pod nosem.

— Pomyślałem, że mogliśmy trochę zgłodnieć po koncercie — odpowiedział i ponownie zajrzał do torby, z której po sekundzie wyciągnął pudełko, które od razu otworzył.

— Nieee! — pisnęła zaskoczona i spojrzała na niego dużymi oczami, nie wierząc, że naprawdę to zapamiętał.

— Taaak — rzucił rozbawiony i chwycił w dłoń jedzenie, które podał nastolatce.

— Naprawdę zrobiłeś dla mnie kanapki z marmoladą? — krzyknęła podekscytowana i natychmiast przechwyciła jedną, zaciągając się jej zapachem.

— Zrobiłem. — Pokręcił głową i sam również złapał jedną, spojrzeniem ponownie wracając do dziewczyny.

— Pamiętałeś? — spytała wzruszona i wzięła gryza, delektując się jej smakiem, przy tym przymykając powieki i oblizując usta.

— Pamiętam wszystko co mi napisałaś — mruknął cicho i także zaczął jeść,  nie mogąc zrozumieć, co nastolatka tak naprawdę widzi w tym jedzeniu. Nic nadzwyczajnego.

— Jesteś najlepszy — rzuciła, wciąż zachwycona wszystkim, co chłopak dla niej przygotował i spojrzała na niego wdzięcznie.

— Oh, tak? Już nie jestem nieznośny? — spytał rozbawiony i zbliżył się do nastolatki, delikatnie nachylając się w jej stronę.

Ona w odpowiedzi energicznie pomachała głową w geście zaprzeczenia i pod wpływem wszytskich emocji, również się do niego zbliżyła.

— Dziękuję — szepnęła szczęśliwa, gdy ich twarze dzieliła niewielka odległość, nie spuszczając wzroku z jego oczu.

Gdy odległość między ich wargami była minimalna i miały one już się spotkać w gorącym pocałunku, nagle dookoła zrobiło się jasno, a po sekundzie do ich uszu dotarł głośny grzmot, który sprawił, że dziewczyna niemalże podskoczyła w miejscu, tym samym odsuwając się od szatyna.

— Cholera — sapnął wściekły i szybko zeskoczył z maski samochodu, po czym wystawił ręce w stronę nastolatki.

Karol sprawnie zsunęła się w dół sprawiając, że niemalże wylądowała w jego ramionach, ale w dalszym ciągu znajdowała się na aucie.

— Boisz się burzy? — spytał zaciekawiony i posłał jej cwany uśmiech, podczas, gdy z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu.

— Um, troszkę? — odpowiedziała nieśmiało i palcami pokazała minimalną odległość, czym wywołała jego cichy śmiech.

— Wsiadaj do środka — rzucił zrezygnowany, po czym przelotnie musnął jej czoło, a następnie zestawił ją na ziemię.

Sevilla posłusznie wykonała jego polecenie i po sekundzie już siedziała na fotelu pasażera, czujnym wzrokiem obserwując, jak szatyn składa koc, chwyta torbę i sprawnie wsiada do samochodu, uprzednio rzucając wszystko na tylne siedzenie.

— A miało być tak pięknie — mruknął i przetarł twarz dłońmi, nie ukrywając swojego niezadowolenia.

— Czyli to jeszcze nie koniec niespodzianek? — zapytała zaskoczona, nie mogąc uwierzyć, że chłopak przygotował dla niej coś jeszcze.

— No miały być jeszcze fajerwerki wystrzelone z drugiego brzegu jeziora, puszczane lampiony, noc pod gwiazdami — wymieniał, wyliczając na placach, patrząc na nią uważnie i z trudem ukrywając rozbawienie.

— Ruggero — powiedziała karcąco i założyła ręce na klatce piersiowej. — To nie prawda, prawda?

Szatyn wybuchnął śmiechem i pokręcił głową na nie, rozbawiony jej nieciekawą miną.

— To już wszystko moja droga — szepnął i względnie udało mu się uspokoić, po czym całkowicie odwrócił się w jej stronę.

— Dziękuję raz jeszcze — podziękowała nieśmiało, z lekkim, ale naprawdę szczerym uśmiechem i również odwróciła się przodem do niego.

— Czyli nie było tak źle? — spytał, z każdym słowem coraz bardziej zbliżając się do jej twarzy, z oczu nie spyszczając jej pełnych warg, które właśnie w tym momencie oblizała sprawiając, że pragnął ich jeszcze bardziej.

Karol jedynie ponownie zaprzeczyła ruchem głowy i nie siląc się już na żadne słowa, pokonała dzielącą ich odległość i zaatakowała spragniona jego wyczekujące wargi.

Szatyn od razu przeniósł jedną ze swoich dłoni na jej policzek, pogłebiając pocałunek, a drugą wplótł w jej włosy, przyciągając ją bliżej. Nastolatka starając się utrzymać równowagę, pod niespodziewanym atakiem, położyła swoje dłonie na jego klatce piersiowej, skupiając swoją uwagę na jego wargach, które poruszały się w sprawny sposób i w połączeniu ze wszystkimi emocjami, jakie w niej buzowały, doprowadzały ją na skraj wytrzymałości.

— Wracamy? — spytała z wciąż przymkniętymi powiekami, między urywanymi oddechami, gdy się od siebie oderwali i oparli o siebie swoje czoła.

Włoch nic nie odpowiadając, ponownie złożył na jej czole pocałunek i wrócił na swoje miejsce, odpalając od razu samochód. Zwinnie wycofał i prędko ruszył drogą wprost do hotelu, na ustach ciągle mając mały uśmiech.

*nie mam pojęcia, czy w Cordobie jest jakiekolwiek jezioro, ale na potrzeby opowiadania już jest

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top