❋ capítulo diecisiete ❋
Szatynka od pięciu dni nie robiła nic innego oprócz ciągłego wpatrywania się w ekran swojego komputera. Pluła sobie w brodę i nie mogła wybaczyć swojego rozrzuctwa. Gdyby była choć trochę bardziej rozsądna, to potrafiłaby przewidzieć, że kiedyś może nadarzyć się taka okazja, aby spotkać swoją miłość.
Z każdą mijaną sekundą zielonych miejsc na ekranie ubywało, a ona sama była coraz bliżej płaczu. Jak na szpilkach oczekiwała tak upragnionego dźwięku otwierania drzwi, który świadczyłby o powrocie jej ojca. Ze zdenerwowaniem obgryzała swoje paznokcie i wzrokiem ciągle błądziła z ekranu laptopa, to za okno, gdzie było już całkowicie ciemno. Próbowała obliczyć swoje szanse na powodzenie, które tak naprawdę nie były zbyt wielkie, co było kolejnym przytłaczającym bodźcem.
Wreszcie nadszedł ten upragniony moment. Tata wszedł z głośnym hukiem do ich domu, co sprawiło, że z piskiem podskoczyła w miejscu i jak torpeda wystrzeliła ze swojego pokoju.
— Tatoooo! — krzyknęła, o mały włos nie wywracając się na schodach, skacząc, co dwa stopnie.
Włosy zakrywały jej całe pole widzenia, ale w tamtej chwili nic tak naprawdę nie miało znaczenia.
— Córkooo! — odpowiedział jej mężczyzna, gdy tylko uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczyna, stanęła przed nim.
Zrezygnowany odłożył swoją teczkę na blat stołu kuchennego i rozluźnił swój krawat, mając świadomość tego, co właśnie go czeka. Dokładnie ten sam schemat od pięciu dni, nic się nie zmienia.
— Tatusiu mój kochany, najlepszy ojcze na świecie... — powiedziała uroczym głosem, coraz bardziej zbliżając się do mężczyzny. — Wiesz jak bardzo cię kocham?
— Karol — sapnął twardo, mając dość już tego tematu. — Męczysz mi tym bułę od pięciu dni, daj se siana. Jak nie ten koncert to następny, gdy wreszcie nauczysz się dobrze zarządzać swoimi pieniędzmi.
— Ale tato! — pisnęła oburzona nastolatka i tupnęła nóżką, niczym osmioletnie dziecko. — To nie jest zwykły koncert! To - to jest...
— Spełnienie twoich marzeń. Początek waszej wielkiej miłości. Poznanie przyszłego męża. Bla, bla, bla — mówił z lekką ironią przedrzeźniając głos swojej, już poddenerwowanej, córki. — Daj sobie już spokój, na serio. Moja odpowiedź dalej brzmi "nie"— dokończył dobitnie, powoli tracąc cierpliwość.
Zrezygnowany sięgnął dłonią do jednej z szafek, z których wyciągnął kubek, w celu zapatrzenia sobie swojej ulubionej herbaty.
— Błagam cię, ojcze! Zrobię wszystko co chcesz! — krzyknęła zrozpaczona, po czym opadła na kolana i w błaganiu złączyła swoje dłonie.
W jej oczach lśniły łzy bezradności. Tak mocno pragnęła, a tak bardzo nie mogła tego mieć.
— Umyję twój samochód, posprzątam w środku, odkurzę taras, tylko się zgódź!
Mężczyzna miał dość. W pracy nie miał za grosz spokoju, a gdy wracał do domu również nie mógł na niego liczyć, przez swoją rozpieszczoną córkę. Ciężko westchnął pod nosem, po czym rozmasował swoje skronie i powoli odwrócił się w stronę dziewczyny. Nie mógł uwierzyć w to co wyprawiała.
— Wstań z tej podłogi, dziecko — rzucił krótko, nie mając więcej sił na sprzeczki. — Posprzątasz garażu i ogarniesz samochód mój i swojego brata.
— Tato naprawdę! Błagam, zgód... Zaraz, co?! — krzyknęła zaskoczona, gdy tylko dotarł do niej sens słów ojca. — To znaczy, że mogę?! — W jednej sekundzie zerwała się z kolan i stanęła podekscytowana na przeciwko mężczyzny. Brakowało chwili do jej wybuchu.
— Kupię ci ten cholerny bilet, tylko błagam, daj mi wreszcie spokój.
— AAAAAAA! KOCHAM CIĘ! —Rzuciła się na jego szyję i z całej siły przytuliła nie mogąc uwierzyć w to, co powiedział. — Tak bardzo ci dziękuję!
— Już, już, dobrze — powiedział cicho i lekko poklepał córkę po plecach. — Leć po tego laptopa, zamówimy ten bilet i nie pokazuj mi się na oczy.
— Idę! — wrzasnęła i już jej nie było.
Po sekundzie wróciła do kuchni z komputerem, który odstawiła na stół z wielkim hukiem.
— Szybko, bo zaraz się skończą!
— No już — odpowiedział z lekkim śmiechem i usiadł na krześle. — O zobacz! Jest jeszcze miejsce w drugim rzędzie, bierzemy?
Jej mina automatycznie zrzedła.
— Nie, weź ten w ostatnim, jest tańszy — powiedziała cicho, dobrze wiedząc, jaki jest plan.
— Jesteś pewna?
— Tak, tato. Będzie super. — Jej podekscytowanie ponownie wróciło i nią zawładnęło.
Jej marzenie naprawdę się spełnia. To takie ekscytujące.
— I gotowe — odpowiedział mężczyzna i odetchnął z wyraźną ulgą.
— Dziękuję! — pisnęła i ponownie mocno go przytuliła — To najlepsza rzecz w moim życiu, omg!
Szybko zamknęła laptopa i już jej nie było w pomieszczeniu. Ojciec jedynie z niedowierzeniem pokręcił głową i parsknął śmiechem pod nosem.
— I wreszcie spokój.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top