❋ capítulo cincuenta y uno ❋

— Mam dla ciebie coś magicznego — powiedział chłopak, gdy tylko oboje minęli próg drzwi z napisem „Ruggero Pasquarelli”.

Sprawnie podszedł do jednej z szafek znajdujących się, jak przypuszczała szatynka, w jego garderobie. Do tej pory panowała między nimi kompletna cisza.

Karol nie mogła wciąż w to wszystko uwierzyć i wyjść z podziwu. Krążyli pustymi korytarzami, które według niej, były istnymi labiryntami, aż w końcu dotarli do celu swojej krótkiej podróży, którym okazała się właśnie garderoba chłopaka. Sevilla nie spodziewała się, że zostanie wprowadzona, aż do tego miejsca, dlatego rozglądała się dookoła z lekką otwartą buzią i podziwiała. To się działo, a ona nawet nie zdążyła zauważyć, gdy chłopak ponownie przed nią stanął, uprzednio zamykając za nimi drzwi.

— Zamknij buźkę, bo ci wleci coś niepożądanego. — Zaśmiał się cicho, po czym puścił jej oczko, a dłonią zaczesał potargane włosy do tyłu.

Dziewczyna, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wyrwała się z osłupienia i musiała kilkukrotnie pomrugać oczami, aby ogarnąć co tak właściwie się dzieje.

— Co takiego? — spytała lekko zachrypniętym głosem, przy czym uciekła swoim wzrokiem w całkowicie inne miejsce czując się trochę niezręcznie.

Drżącą z nerwów dłonią, zgarnęła niesforny kosmyk włosów i delikatnie spuściła głowę. Ruggero ponownie zauważył, że jej zachowanie jest dosyć urocze. Miał okazję zestawić ze sobą tak naprawdę dwie dziewczyny – tą którą udało mu się poznać w internecie, przebojową, pewną siebie i lekko opryskliwą oraz tą z ich wspólnych spotkań, nieśmiałą, lekko zawstydzoną i niepewną w swoich działaniach. To aż niemożliwe, że tak dwie sprzeczne osobowości siedziały w jednej, drobnej istocie.

Nagle Karol poczuła, jak chłopak zakłada coś na jej szyję, więc szybko przeniosła swój wzrok na klatkę piersiową, gdzie spoczywała czarna plakietka na smyczy z napisem: alla voy tour, special guest. I o ile to możliwe, zdziwiła się jeszcze bardziej. W drobną dłoń chwyciła rzecz i z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w nią.

— Dzięki tej przepustce wejdziesz wszędzie tam, gdzie chcesz — szepnął nie odsuwając się od niej, gdy zbliżył się, aby zawiesić smycz na jej szyi.

Zaskoczona dziewczyna gwałtownie uniosła swoją głowę i patrzyła na niego niedowierzającym wzrokiem.

— OMG, Ruggero to tak dużo... — powiedziała lekko przerażona, dalej bawiąc się plastikiem.

— Daj spokój, to nic takiego. — Uśmiechnął się do niej szeroko, po czym włożył dłonie do kieszeni swoich spodni, sprawiając wrażenie wyluzowanego.

— Nie wiem, jak będę mogła Ci się odwdzięczyć. — Odwróciła głowę w bok i delikatnie przygryzła wargę, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu. Czuła się głupio i lekko skrępowana, ale nie miała zamiaru odmawiać. Od zawsze tego chciała.

— Nie musisz — rzucił cicho, przez co na jej wargi wkradł się mały uśmiech. — No dobra, może jednak musisz — powiedział rozbawiony, patrząc na nią wyzywającym wzrokiem, na co ona spojrzała na niego odrobinę oburzona.

Nie tego się spodziewała.

— Mówiłeś, że to prezent — odpowiedziała przygaszona i ponownie spuściła swój wzrok z jego twarzy.

— Wystarczy mały przytulas? — Uśmiechnął się niewinnie i wystawił w jej kierunku rozłożone ramiona.

— Ugh, jesteś niemożliwy! — Uniosła swój głos, po czym pokręciła głową niedowierzając.

— To jak?

— Na taką zapłatę mogę się zgodzić — rzuciła cicho i lekko nieśmiało, będąc jednak zawstydzona tymi słowami i czynami.

Niewiele myśląc, i przede wszystkim, nie chcąc się rozmyśleć, szybko pokonała dzielącą ich odległość i bez wyczucia rzuciła się w jego ramiona, a na jej wargach zagościł rozmarzony uśmiech. Ruggero automatycznie oplutł ją rękami w talii mocniej ją do siebie przyciągając i ukrył swoją twarz w jej falowanych włosach. Od ostatniego czasu zdążył się stęsknić za uściskiem z tym małym krasnalem.

— Zdążyłaś się tu już rozejrzeć? — szepnął po paru chwilach, nie zmieniając ich pozycji.

— Mhm — mruknęła, nie zwracając większej uwagi na jego pytanie, a dalej się ciesząc tym małym zbliżeniem.

— To idziemy dalej! — krzyknął podekscytowany i nie czekając na jej reakcję, mocno pociągnął ją za rękę i biegiem ruszył w tylko sobie znanym kierunku, przez co wargi szatynki opuścił cichy pisk, a następnie dźwięczny śmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top