❋ capítulo cincuenta y nueve ❋

Na arenie panował ogólny tłok i harmider. Mnóstwo ludzi krążyło po korytarzach spiesząc się i chcąc, aby wszystko wyszło, jak najlepiej. Obsługa trasy przepychała się między sobą, szybkim krokiem zmierzając w tylko sobie znanym kierunku, wykonując przy tym przeróżne przydzielone im zadania, nie chcąc zawieść nikogo. Przez te same korytarze, między tymi wszystkimi ludzi przemierzała dwójka osób, która wyglądała, jakby w żaden sposób nie przejmowała się tym, co panuje dookoła. Znajdowali się w swoim świecie, co chwilę wybuchając śmiechem i ignorując wszystkich zabieganych ludzi. Powoli kierowali się w stronę garderoby młodego Włocha, gdzie najpewniej przygotowywał się do występu. Do ich uszu docierały głośne piski i jęki nastolatek zgromadzonych na arenie, wypełniając ją po same brzegi i oczekując na wielkie wejście swojego idola. 

— Puk, puk — powiedział wesoło, gdy tylko doszli do odpowiednich drzwi, a dłonią głośno zapukał.

Szatynka na widok jego zadowolonej miny mimowolnie przewróciła swoimi oczami, trochę kpiąco uśmiechając się pod nosem.

— Wejść. — Usłyszeli poważny głos chłopaka zza drzwi i jednocześnie cały jej spokój, i luz momentalnie wyparowały z jej ciała.

Ręce zaczęły niebezpiecznie drżeć, a kolana uginać się pod jej ciężarem. Czuła jak mimowolnie zaczyna się pocić, a oddech jej przyspiesza. Tak, zdecydowanie ponownie dopada ją stres. Agustin bez wahania chwyta za klamkę i popycha drzwi, dłonią wskazując dziewczynie, aby weszła do pomieszczenia pierwsza. Zamknął za nimi drzwi i automatycznie zrobiło się ciszej. Tutaj nie było słychać tych wszystkich krzyków i rozmów, co okazało się znacznie bardziej kojące niż można było się tego spodziewać.

Wzrok nastolatki spoczął na szatynie, który stał do nich tyłem, na drugim końcu pokoju i właśnie zarzucał na swoje ramiona czarną marynarkę.

— Cześć stary — rzucił Agus i nawet nie fatygując się o jakiekolwiek przywitanie, rzucił się na sofę stojącą przy jednej ze ścian.

Ruggero słysząc kto tak naprawdę zjawił się w jego garderobie, natychmiast odwrócił się przodem, a jego wzrok spoczął na dziewczynie dalej stojącej przy drzwiach. Na jego wargi automatycznie wpłynął szeroki uśmiech, a na jej policzki czerwień. Starała się nie spuszczać z niego wzroku, co okazało się wyjątkowo trudne i również lekko się uśmiechnęła. Pasquarelli nie zwracając uwagi na swojego przyjaciela, szybkim krokiem podszedł do Karol. Przelotnie musnął jej policzek i nie czekając na jej reakcje, przyciągnął ją do swojej klatki piersiowej, zamykając w szczelnym uścisku.

— Tak, Ruggi. Też się cieszę, że cię widzę — powiedziała lekko rozbawiona, przytłumionym głosem.

— Cześć, Karol — szepnął i jeszcze mocniej ją przytulił.

— Tak, tak Agus, Ciebie też miło widzieć. — Wtrącił się znudzony blondyn, który nie zwracając uwagi na zachowanie dwójki ludzi, bawił się swoim telefonem.

Ruggero słysząc słowa przyjaciela, automatycznie odsunął się od dziewczyny na niewielką odległość i odwrócił się w stronę chłopaka, rzucając mu gromiące spojrzenie.

— Agus — powiedział pewnie i założył ręce na wysokości klatki piersiowej.

— Co? — spytał zaskoczony i podniósł swój wzrok znad urządzenia, przenosząc go, co chwilę z jednej osoby na drugą. — Ah, tak. Nie przeszkadzajcie sobie. — Machnął ręką i ponownie wrócił do przerwanej czynności.

Szatyn widząc to zachowanie wywrócił oczami nie mogąc uwierzyć w swojego najlepszego przyjaciela. Nastolatka natomiast zaśmiała się cicho, zakrywając dłonią usta.

— Agus. — Ponowił, tym razem znacznie pewniej i dobitniej.

— Co chcesz, Pasquarelli? — spytał podirytowany blondyn i ponownie uniósł swój wzrok na przyjaciela.

Szatynka przeniosła swój wzrok na chłopak stojącego obok, gdy ten nie odzywał się już kilka dobrych chwil i zauważyła, jak dość nie umiejętnie w dyskretny sposób, wzrokiem próbuje pokazać blodnynowi, że ma wyjść.

— Co? Do oka ci coś wpadło? Niech Karol ci wyjmie — rzucił zdziwiony i podniósł brwi do góry, czym wywołał głośniejszy śmiech dziewczyny. — Aaa, było tak od razu! — powiedział jakby olśniony i natychmiast podniósł się na równe nogi. — Pójdę zobaczyć, czy Maxi nie szuka mnie przy bufecie, ciao.

Jak poparzony ruszył do wyjścia i nie oglądając się za siebie zamknął za sobą drzwi. Po tym Ruggero, lekko zirytowany wypuścił powietrze, a Karol niedowierzająco pokręciła głową.

— Więc... — Przeciągnął nieco słowo i ponownie odwrócił się przodem do dziewczyny. — Jesteś tutaj...

— Jestem tutaj — powiedziała cicho i przeniosła swój wzrok na niego.

— I teraz możesz mnie wspierać również ciałem, a nie tylko duchem — szepnął i delikatnie chwycił jej dłoń.

— Dokładnie tak — odpowiedziała trochę zaskoczona, nie wiedząc do końca do czego pije.

— To zrób to — rzucił wesoło i pociągnął dziewczynę za sobą w stronę kanapy.

— Co masz na myśli? — zapytała niepewnie, szerzej otwierając oczy.

Chłopak nie odpowiadając na jej pytanie, usiadł szybko na miękkim meblu i nie puszczając jej ręki, zwinnie pociągnął ją za sobą tak, że wylądowała na jego kolanach, czego było zdecydowanie za dużo. Nie potrafiła ogarnąć tak naprawdę co się dzieje, a oddech ugrzęzł jej w gardle. Całe jej ciało automatycznie się spięło, a ona sama nie wiedziała jak powinna się zachować poruszyła się nerwowo na jego kolanach, całkowicie się spinając. Szatyn wykorzystał chwilę i poprawił się na sofie. Widząc zdezorientowanie dziewczyny, szybko pomógł zmienić jej pozycję, tak że tym razem siedziała bokiem, a jej nogi znajdowały się pomiędzy jego.

— Ruggero — sapnęła zachrypniętym i jednocześnie zaszokowanym głosem, spuszczając swój zdezorientowany wzrok na kolana. — Co to ma być?

— Napisałaś, że jak tylko byś mogła, objęła byś moją szyję ramieniem, gdy byśmy siedzieli na tej kanapie, aby dodać mi wsparcia — odpowiedział jej lekko rozbawiony, a na jego ustach zagościł mały, lecz szczery uśmiech. — Więc zrób, to.

— Ale to nie tak powinno wyglądać — szepnęła nerwowo i zaczęła bawić się skrawkiem jej poszarpanych szortów.

— Uznałem, że tak będzie nam znacznie wygodniej rozmawiać na błahe tematy, aby czas szybciej nam zleciał. — Puścił jej oczko i sam chwycił jej rękę, i przerzucił ją przez swoją szyję.

— Wiesz, że nie powinniśmy tak właśnie siedzieć — odpowiedziała mu trochę pewniej i wreszcie odważyła się podnieść na niego swoje spojrzenie.

— Dlaczego? — Nie spuszczał wzroku z jej twarzy, a jedną z dłoni położył na swoim udzie, drugą obejmując szatynkę za plecami.

— To niestosowne — rzuciła, jakby oskarżycielsko i spojrzała w jego oczy.

— Przecież nie robimy nic niestosownego, Cnotko — powiedział rozbawiony, a na jego wargach gościł krzywy uśmiech.

A ona sama była pewna, że jakby to miała być rozmowa elektroniczna to na końcu tej wypowiedzi znajdowałaby się buźka, która w perfidny sposób puszcza oczko.

— Tylko rozmawiamy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top