❋ capítulo cien y dos ❋
Stał tam. Stał w miejscu i obserwował, jak podniosła się z miejsca, chwyciła rączkę swojej walizki i ruszyła przed siebie, a przy boku kroczył jej ojciec. Skryty pod kapturem ciemnej bluzy, czapki z daszkiem i okularami, stał na środku wielkiego lotniska, i patrzył jak szatynka przekracza bramki oddzielające pasażerów jej lotu. Przyjechał tutaj w całkowicie innym celu. Chciał porozmawiać, wyjaśnić, złagodzić ten bezsensowny spór, ale stchórzył. Tak po prostu stchórzył. Dlatego teraz stał w tak dalekiej odległości i po prostu obserwował, plując sobie w brodę, że nawet nie mieli okazji się pożegnać, jednak wiedząc, że uczucie bycia oszukiwanym brało nad nim górę. Nie chciał tego, a jednak to się działo. Jego zraniona dusza nie pozwalała mu wyciągnąć pierwszemu ręki, dlatego gdy zniknęła za zakrętem nie odwracając się choćby na sekundę, głośno odetchnął i powolnym krokiem ruszył do wielkiego okna, z którego widoczna była cała płyta lotniska.
Doskonale wiedział, że w tym akurat czasie odlatywał tylko jeden samolot i był nim właśnie ten do Buenos Aires, więc cierpliwie czekał te kilkanaście minut z rękami w kieszeniach i nie spuszczał z niego wzroku. Czekał, bo gdy tylko wybije on w powietrze, zniknie też głupia i ślepa nadzieja na to, że jeszcze będą mieli szansę się pożegnać. I gdy tylko to się stało, a po kilku długich sekundach zniknął on wśród chmur, ponownie głośno wypuścił powietrze, oparł czoło o szybę i przymknął powieki. Chciał to naprawić, ale w tym momencie nie potrafił. Oczekiwał tylko przeprosin. Z jej strony, jak i zarówno jego.
Ostatni raz spojrzał przed siebie, po czym mozolnie ruszył do wyjścia z lotniska, aby udać się do hotelu i swój ostatni dzień wolny w Cordobie spędzić w łóżku śpiąc. Na cokolwiek innego nie miał ani siły, ani ochoty, dlatego wydawało się to najlepszą opcją. Obawiał się jednak, że myśli nie dadzą mu usnąć w spokoju, a jego sny będą nawiedzać niechcianie obrazy, dlatego nastawiony był również na prawdopodobny maraton filmowy.
Po przekroczeniu progu swojego pokoju, pierwsze co zrobił to zrzucił z siebie ten denny strój, dzięki któremu udało mu się jednak pozostać niezauważonym. Nie zastanawiając się nad jakimkolwiek porządkiem po prostu rzucił to na ziemię i natychmiast skierował się w stronę części sypialnianej, gdzie leniwie wdrapał się na wielkie łoże i ukrył twarz w poduszkach. Naprawdę nie miał na nic siły, a sprawy nie poprawiało słabe samopoczucie psychiczne, przez co jedyne co chciał zrobić to zamknąć oczy i przespać ten okres. Jak na złość przez jego głowę przelatywały obrazy z ostatnich dwóch dni, które spędził z nastolatką, przez co miał ochotę głośno krzyczeć w poduszkę. Czuł się tak bardzo tym wszystkim podirytowany, że aż nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Dlaczego musieli tak głupio się pokłócić?
Nie wytrzymał długo z tymi bombardującymi myślami. Sprawnie przekręcił się na plecy i dłonią chwycił pilot znajdujący się na szafce nocnej. Włączył płaski telewizor wiszący na ścianie na przeciwko i nie zastanawiając się długo nad wyborem kanału, zostawił na jakimś pierwszym lepszym i utwkił swój nieobecny wzrok w ekranie, gdzie właśnie rozgrywało się jakieś kolejny płytkie reality show. Jednak wszystko wydawało się lepsze od myślenia o szatynce, dlatego jak najlepiej starał skupić się na programie.
Po jakichś dwóch godzinach bezcelowego wpatrywania się w telewizor i po zakończeniu tego show, czuł, że mózg całkowicie mu się zlasował. Był pewien, że jeszcze chwila i głowa zacznie mu parować, a nie wiedział, czy do końca o takie odmóżdżenie mu chodziło, dlatego odetchnął z ulgą, gdy po krótkiej reklamie rozpoczęły się wiadomości z kraju i ze świata. Mocniej wtulił swoją twarz w poduszkę i zaczął uważniej się przysłuchiwać. Właśnie dotarło do niego, że nie pamięta kiedy ostatnio miał okazję tak po prostu oglądać sobie telewizję, co sprawiło, że sapnął z niezadowoleniem, a gdy na ekranie pojawiła się wysoka, szczupła brunetka, skupił na niej całą swoją uwagę.
— Witam wszystkich Państwa w ten środowy wieczór. Na sam początek wiadomości krajowe z ostatniej chwili — mówiła mechanicznym głosem, uważnie czytając słowa, a tuż za jej plecami na wielkich ekranach przewijały się różne zdjęcia, jednak najwięcej było tych z płonieniami w środku lasu. — Samolot lecący z Cordoby do Buenos Aires, niedługo po wylocie uległ wypadkowi. — Włoch słysząc te słowa momentalnie podniósł się do pozycji siedzącej, prostując się jak struna i uważniej przysłuchując się kobiecie. Przecież na pewno musiał się przesłyszeć.
— Póki co, przyczyny katastrofy samolotu są nieznane, jednak służby pracujące na miejscu donoszą, że żadnej z osób znajdujących się na pokładzie, nie udało się przeżyć...
W tym momencie się wyłączył. Przestał słuchać tego, co dalej do powiedzenia ma dziennikarka, jednak jej głos dobiegał, jakby z oddali. Jak to możliwe?
Natychmiastowo jego ciało oblały zimne poty, a koniczyny zaczęły drętwieć. Czuł, że struktura materaca pali jego ciało, dlatego szybko zerwał się na równe nogi, jednak po tym od razu zastygł. Jak to nikomu nie udało się przeżyć?
Czuł coraz bardziej wrzącą krew w żyłach, coraz szybsze tętno, mocno bijące serce. Niby to wszystko czuł, ale z każdą minioną sekundą miał wrażenie, jakby to nie było jego, jakby stał obok. Jaka katastrofa?
Oddech przyspieszył, a włosy zjeżyły się na całym ciele. Drżał, cały drżał. Źle czuł się z samym sobą. Nawet nie wiedząc kiedy, zaczął krążyć wkoło po małym pokoju. Co z jego małą Cnotką?
Na nogach niczym z waty, przebył małą odległość do balkonu i otworzył okno z hukiem. Czuł, jak jego oddech robi się coraz bardziej płytki, jak coraz trudniej mu zaczerpnąć powietrza. Czy to naprawdę tak miało się skończyć?
Łzy cisnęły mu się do oczu i nawet nie próbował z nimi walczyć. Leciały one ciurkiem po jego białej niczym kreda, twarzy i pozostawiały po sobie mokre ślady. Czy to się na pewno działo?
Jak szalony próbował złapać hausty świeżego powietrza, przez co jego klatka z każdą sekundą unosiła się coraz szybciej. Z każdym tym ruchem czuł, jak coś coraz bardziej rozrywa go od środka. Ból?
Czy los naprawdę nie pozwolił im się pożegnać?
KONIEC
❋
Tak, moi kochani... to naprawdę koniec.
Szczerze się przyznam, że ta książka miała mieć znacznie więcej rozdziałów i miała rozegrać się w ogóle inaczej, ale cóż... Wyszło jak zawsze 🤷🏻
Zakończenie, hmmm... Nawet ja sama nie spodziewałam się, że takie ono będzie... Nigdy też nie spodziewałam się, że napiszę historie z sad endem. Życie lubi zaskakiwać!
Tak jak mówiłam wcześniej, nie planuję drugiej części.
Z całego serca chciałabym Wam podziękować za to, że byliście ze mną tyle czasu i udało nam się tu stworzyć coś tak wspaniałego ♥️
Nie spodziewałam się takiego odzewu, dlatego naprawdę, bardzo i szczerze Wam dziękuję!!! ❤️
Do zobaczenia w innych opowieściach!!
Love you! ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top