Rozdział 6

-Cześć kochanie. -wstała. Co do cholery? Jakie kurwa kochanie? Patrzyłam to na nią, to na matkę. Zrobiłam krok w tył, kiedy ona zrobiła krok w przód- Nie poznajesz mnie? To ja...

ciocia Stella. -zmierzyłam ją jeszcze raz wzrokiem. Rzeczywiście, to ona, moja matka chrzestna. To, co zrobiłam zszokowało nie tylko moją matkę, ale też mnie. Rzuciłam się cioci na szyję i mocno uścisnęłam. Tak naprawdę to w niej zawsze widziałam mamę. Troszczyła się o mnie, bawiła się ze mną i czułam, że mnie kocha. Tylko ona, poza mną, nie przepadała za Amber, od małego. Zawsze zabierała mnie do siebie na wakacje i było naprawdę cudownie, jak miałam dwanaście lat zabrała mnie nawet do Hiszpanii.
Moja ciocia była pisarką, bardzo dobrą pisarką. Przeczytałam jej wszystkie książki, a to nie należy do moich ulubionych zajęć. Nasz kontakt urwał się, gdy miałam czternaście lat. Ciocia wyjechała ze swoim mężem do Francji, na podróż poślubną. Lubiłam go, chociaż na początku bałam się, że mi ją odbierze. Mój wujek, Matthew musiał wrócić do kraju, aby załatwić jakąś nagłą sprawę w swojej firmie. Stało się. Samolot, w którym był nie doleciał na lotnisko... Pasażerowie, wraz ze stewardesami i pilotami zginęli. Moja ciocia załamała się po tym wydarzeniu. Została w Paryżu i popadła w głęboką depresję. Przeszła dwie próby samobójcze. Nie utrzymywałam z nią kontaktu przez trzy lata, ale gdy tylko odwzajemniła uścisk, zapomniałam o tym.

Po kilku minutach odsunęła mnie na długość swoich ramion i spojrzała na mnie. Wiedziałam, że tak, jak jej oczy, moje też są zaszklone. Minęła chwila, a znów byłam w jej objęciach. Boże, jak ja za nią tęskniłam!

Siedziałam z ciocią na tej samej kanapie w salonie i rozmawiałyśmy. O wszystkim i o niczym. Na szczęście, okazało się, że moja matka ma trochę rozumu i zostawiła nas same. Opowiedziałam jej tylko, o Maddie, bo mamusia napomknęła jej o mojej próbie samobójczej. Miałam zaufanie do mojej cioci, ale nie chciałam jej mówić o tym, ze się tnę, znając życie sama się domyśli. Wspaniałe chwile zostały przerwane przez dziwkę, która weszła właśnie do pomieszczenia.

-Ciocia Stella! -krzyknęła i omal nie zabijając się na swoich piętnastocentymetrowych szpilkach podbiegła do kobiety i przytuliła ją- Co u ciebie? -Krzyknęła ze swoim fałszywym entuzjazmem, robiąc kilka kroków w tył.

-Wszystko dobrze. -Ciocia uśmiechnęła się krótko, a Amber odwzajemniła gest.

-Wróciłaś już na stałe? -Ten jej piskliwy głosik, ugh!

-Amber, rozmawiam teraz z Dianą. -oświadczyła. Śmiałam się w duchu z jej słów, a jeszcze bardziej z zarumienionej twarzy mojej siostry.

-Jasne, nie przeszkadzam. Rozmawiajcie sobie kochane. -pomachała do nas i ze sztucznym uśmiechem na swojej wytapetowanej twarzy, wyszła z pokoju.

-Czy ona kiedyś przestanie być tak wkurzająca? -znów skierowała na mnie wzrok, wskazując palcem na drzwi, za którymi zniknęła chwilę temu blondynka.

-Obawiam się, że nie. -prychnęłam. Moja bratnia dusza- Ale właśnie; zostajesz tu już na stałe? -odchrząknęła, zakładając nogę na nogę.

-Nie wiem, skarbie. Mój dom jest w Paryżu, przyjechałam tu, żeby cię odwiedzić. Wylatuję w niedzielę.

-Tak szybko?

-Tak, muszę zacząć nową książkę. Zawsze, możesz lecieć ze mną, skoro i tak masz wakacje. -Zamarłam. Wakacje we Francji? W zasadzie, to nie jest taki zły pomysł. Spędzę czas z moją ukochaną ciocią, z dala od rodziców i Amber, ale też z dala od... Maddie. Nie mogę jej zostawić- Nie martw się o tą panią ze szpitala, ma tam dobrą opiekę. -Czyta w moich myślach, jak za dawnych lat.

-Teraz ma dobrą opiekę, a jeżeli już ją wypiszą?

-Eh, decyzja należy do ciebie skarbie. Możesz sobie wszystko przemyśleć. Masz czas do soboty. -uśmiechnęła się.

-Tylko Maddie nie chcę zostawić, więc nie potrzebuję aż tyle czasu. Porozmawiam z nią jutro. -oświadczyłam. To prawda, tylko na Maddie mi zależy. Nikt inny mnie tu nie zatrzymuje.

*****

C

ały wczorajszy dzień spędziłam u Maddie. Powiedziałam jej o mojej cioci Stelli i o tym wyjeździe. Stwierdziła, że nie powinnam się nią przejmować, bo nawet, jeśli ją wypiszą, ma jeszcze dom. Tak, ale kto będzie się nią w tym domu opiekował? Dawno się o tak nie martwiłam...
Ktoś szturchnął moje ramię i kiedy podniosłam wzrok zobaczyłam, że to jakieś dwie laski idące pod rękę. Piszczały i wreszcie przystanęły kilka metrów od bramy szkolnej, z której nie spuszczały wzroku. Westchnęłam i wyminęłam je.

-Diana! -myślałam, że się przesłyszałam. Nie zdążyłam włączyć jeszcze muzyki na słuchawkach, normalnie krzyk by do mnie nie dotarł. Spojrzałam przez ramię, ale ujrzałam tylko te ''psiapsiółki'', które teraz stały z wytrzeszczonymi oczami, nic nie mówiąc. Znów mnie zawołano. Tym razem spojrzałam przed siebie i nie wierzę... Przy bramie stał ten kretyn ze szpitala, aż się zatrzymałam. Jakbym dostała obuchem w twarz. Skąd zna moje imię i wie, gdzie się uczę?! Milion myśli przeszło mi przez głowę. Pokręciłam energicznie głową, jakby próbując się ocknąć. Ruszyłam w stronę tej cholernej bramy, z zamiarem wyminięcia go.

-Cześć. -uśmiechnął się. Serio? Uśmiechasz się na mój widok? PALANT. Bez słowa przeszłam obok niego i skręciłam w lewo. Brunet już po chwili stał u mego boku- Co tam? -Nadal nic. Diana nie odzywaj się, to się odczepi. To zawsze działa- W szpitalu byłaś bardziej rozmowna. -dodał. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam mój ulubiony zespół, następnie zakładając ręce na piersi. Minuty mijały, a ja kątem oka wciąż widziałam, że idzie obok mnie. Wreszcie nie wytrzymał i stanął przede mną, tarasując mi tym samym dalszą drogę. Wyjęłam słuchawki z uszu. Nie wytrzymam z tym idiotą.

-Przyjmij wreszcie do wiadomości, że nie jestem zainteresowana znajomością z tobą. Zejdź mi z drogi i daj święty spokój.

-Nie. -odparł obojętnie. Może wepchnąć go pod samochód?

-Czego ty ode mnie chcesz? -jęknęłam.

-Porozmawiać.

-Nie lubię rozmawiać.

-Nie wiem, czy wiesz, ale właśnie to robimy.

-Odczep się wreszcie, kretynie. -warknęłam.

-Wystarczy Liam. -Spokojnie, nie rób niczego, co uszkodzi jego zdrowie. Zebrałam się w sobie i wypuściłam głośno powietrze. Niech on usunie się z mojego życia...

-Śpieszę się.

- Do szpitala? Możemy iść razem. -matko, jaki on jest nachalny... Wywróciłam oczami.

-Pod jednym warunkiem. Idziemy w ciszy, nie odzywasz się do mnie słowem.

-Ale... -zaczął z wyraźnym rozbawieniem. Podniosłam brwi ku górze, pytająco- Eh, chodźmy.

Doszliśmy na miejsce, bez słowa, zgodnie z umową. Okej, przyznam, że kilka razy zdarzyło mi się na niego spojrzeć kątem oka, ale nic poza tym. Po dotarciu na miejsce, rozdzieliliśmy się. Wyspowiadałam się Maddie -jak zawsze- z całego dnia i wspomniałam też o tym kretynie, który nie chce się ode mnie odczepić. Nie powiedziała niczego w stylu; ''idź z tym na policję'', albo ''to dlatego, bo mu się podobasz''. Przez chwilę pogrążona była w rozmyśleniach, a następnie na jej pomarszczonej twarzy ukazał się uśmiech.

-Różyczko, nie wylatuj do tej Francji. -okej, to było dziwne. Wczoraj, gdy jej o tym powiedziałam, namawiała mnie do wyjazdu, mówiąc, że wreszcie się trochę rozerwę i zwiedzę miasto miłości.

-Ale... Stan ci się pogorszył, czy... Nie wiem, czemu chcesz, żebym została?

~*~*~*~

P

rzygotujcie się na więcej Jiam w rozdziałach! ^^

Btw, mam te jebitne ferie i obiecałam sobie, że wrócę z Above All i 14DNM, ale moja wena też sobie zrobiła wolne i spierdoliła na Majorkę ;-;

Diana ma kilkanaście rozdziałów do przodu, więc z tym ff problemu nie mam, chociaż tyle...

ILY xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #jiam#love