Rozdział 1
Nazywam się Diana, mam siedemnaście lat i nienawidzę samej siebie. Nienawidzę swojego wyglądu, swojego ciała, swojego głosu, nienawidzę całego swojego życia. Nienawidzę swoich znajomych i swojej rodziny. Moim umysłem włada nienawiść. Jestem jakimś błędem, z którym trzeba jak najszybciej skończyć. Moją najlepszą przyjaciółką jest żyletka, zawsze mi pomoże, w każdej sytuacji jest u mego boku. Jest moim światłem w tunelu. Za jej pomocą przyozdobiłam swoje ciało, kiedy na skórze pojawiały się rysy, na twarzy pojawiał się uśmiech. Zawsze. Nie lubiłam wychodzić ze swojego pokoju, ale musiałam chodził do szkoły, bo inaczej starzy nie daliby mi spokoju, a ja byłam w stanie zrobić wszystko tylko, żeby z nimi nie rozmawiać.
●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●●
Jak co dzień, wciągnęłam na swoje nogi czarne jeansy, na siebie włożyłam wyciągnięty ciemno-zielony sweter i wkładając do uszu słuchawki, zarzuciłam na ramię jeszcze torbę wypełnioną książkami, po czym opuściłam jedno więzienie, aby przedostać się do drugiego. Normą było to, że byłam obgadywana, ludzie zazwyczaj nie ubierają się tak grubo w lato, ale ja nie lubiłam odkrywać swojego ciała, było zbyt brzydkie.
Mijając uśmiechniętych uczniów, przedostałam się do szkoły. Rzuciłam swoją torbę na parapet i sama na nim usiadłam, przenosząc wzrok na życie za oknem. Wszyscy byli obecni na dziedzińcu, ciesząc się z nadchodzących wakacji. Idioci, za dwa miesiące i tak tu wrócą, czy oni nie zdają sobie z tego sprawy? Mniejsza o nich. Wśród tłumu dostrzegłam wysoką blondynkę, szkolną gwiazdę.
Rzecz jasna, otoczona była przez grupę jakiś równie wystrojonych dziewczyn i kilku chłopaków ze szkolnej drużyny koszykówki, z kapitanem na czele, u jej boku. Amber, była przewodniczącą szkoły, wzorową uczennicą, ulubienicą wszystkich. Wyrocznia stylu, łamaczka serc, dziewczyna, którą zapraszano na wszystkie imprezy, można powiedzieć, że była królową tej szkoły, ale też... Moją siostrą. Nienawidziłam jej, całym swoim sercem. Zawsze mnie do niej porównywano, w każdej kwestii. Prychnęłam, myśląc o tym.
Moje myśli zostały przerwane, ponieważ w moich uszach, oprócz piosenki The Fray, rozbrzmiał dźwięk dzwonka szkolnego, mówiącego o rozpoczęciu zajęć. Niechętnie zeskoczyłam z parapetu i ciągnąc za sobą torbę powędrowałam na pierwszą lekcję, jaką była biologia. Usiadłam w ostatniej ławce i nie wyciągając słuchawek z uszu, wyjęłam z torby podręcznik. Lekcje mijały, a ja czułam, że gdybym nagle zemdlała, nawet na środku klasy, nikt by się mną nie przejął. Nigdy nikt się mną nie przejmował, to było normalne.
-Diana, zaczekaj! -poczułam dłoń na lewym ramieniu, kiedy zmierzałam ku drzwiom, aby opuścić szkołę. W mgnieniu oka, stanęła przede mną Amber-Urywam się ze znajomymi, powiesz rodzicom, że gram w jakimś przedstawieniu i musiałam zostać na próbie, jak spytają, czemu mnie nie ma. -Jasne, ona odzywała się tylko wtedy, kiedy czegoś chciała. W zasadzie, odpowiadał mi taki układ, mogłaby w ogóle nie kierować do mnie, żadnych słów i bym przeżyła- Mam w dupie, co zamierzasz robić, nic im nie będę mówiła. -idealna córcia, okłamuje rodziców? Gdyby oni wiedzieli tyle ile ja wiedziałam, na pewno nie byłabym tą najgorszą w naszej rodzinie-Słuchaj gówniaro, -ucisk na moim ramieniu zwiększył się na sile- nie mów do mnie takim tonem, bo powiem rodzicom, że wchodzisz na strony związane z samobójstwem. Lepiej ze mną nie zaczynaj. -warknęła. To była jej prawdziwa twarz, tak to była prawdziwa Amber, którą tylko ja znałam, tylko ja nie miałam klapek na oczach- Powiem, że zostałaś na tą próbę, a teraz mnie puść, bo chcę wrócić do domu idiotko. -uśmiechnęła się tryumfalnie, nie lubiłam tego uśmiechu, widziałam go zawsze, kiedy ona nade mną przeważała. Boże, jak ja jej nienawidzę. Rzuciła do mnie jeszcze jakąś obelgą, ale nie słyszałam, byłam już za murami jednego z moich więzień.
●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●●
Wieczorem, byłam sama w domu. Amber jeszcze nie wróciła, a rodzice pojechali na jakiś bankiet. Uznałam, że to doskonała chwila, żeby ze sobą skończyć. Rodzice wrócą późno, Amber pewnie nie wróci w ogóle, a starym wciśnie kit, że nocowała u przyjaciółki, więc czemu nie?
Poszłam do sypialni rodziców. W szafce nocnej znalazłam leki nasenne mamy, wzięłam całe opakowanie do swojego pokoju. Włączyłam swoją ulubioną piosenkę Christiny Perri ,,Human'' , następnie wyciągając spod poduszki żyletkę. Usiadłam na swoim łóżku i zrobiłam pierwsze cięcie, nie bolało, zbyt często już je robiłam, żeby bolało. Później zrobiłam kilka kolejnych, odczułam ból. Krew skapywała na białą pościel, piękny widok. Wzięłam opakowanie tabletek i na raz wszystkie połknęłam. Zrobiłam jeszcze jedno, głębokie cięcie i odpłynęłam. Koniec. To naprawdę koniec.
●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●
Witam w moim "nowym" ff! Mam nadzieję, że przypadnie Wam one do gustu!
ILY ♡♡♡
△LARRY IS STILL REAL△
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top